W momencie, gdy zobaczyłam tę książkę i dostałam ją do
recenzji, doszłam do wniosku, że chcę już czwarty raz oglądnąć serial ,,Kości” –
obecnie jestem na trzecim sezonie. Pierwszy raz oglądałam go chyba w okresie,
gdy byłam jeszcze w gimnazjum i oczywiście miałam marzenie, aby zostać takim
antropologiem. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że w rzeczywistości praca ta
nie może być aż tak emocjonująca i fascynująca, jak wykreowali ją scenarzyści,
ale nadal byłam zaintrygowana. Minęło kilka lat i aktualnie w głównej mierze
zajmuję się liczbami, tabelami, wykresami i bazami danych. Co poszło nie tak?
Odpowiedź jest prosta – nienawidziłam biologii i innych pokrewnych nauk, a one
jednak są ważne w zawodzie antropologa. Czy żałuję, że nie spełniłam swojego
marzenia? Raczej nie, to chyba nie było mi pisane.
Po tym długim wstępie o moich marzeniach pora przejść do recenzji książki Moniki Głąbińskiej, czyli doświadczonego antropologa z naprawdę ogromną pasją do swojej pracy. Do tej książki na pewno przekonał mnie zawód autorki, bo kto lepiej napisze o antropologii sądowej niż właśnie specjalista w tej dziedzinie? To już kolejna pozycja w moich zbiorach umożliwiająca mi poznanie kulisy zawodu, którego nigdy nie będę wykonywać.
Książka ta ma swoje wady, ale też zalety, od których zacznę,
bo jest ich znacznie więcej. Autorka często nawiązywała do swojego
doświadczenia, opisywała przypadki, z którymi miała styczność i oczywiście
pisała także o innych sprawach, często znanych na całym świecie. Dzięki niej
mogłam znacznie dokładniej zidentyfikować mity, które pojawiają się w serialach
kryminalnych. Mimo wszystko, nadal uważam pracę antropologa za bardzo
fascynującą i za to odpowiedzialna jest właśnie autorka, a nie sam serial ,,Kości”
i jego genialnie wykreowana główna bohaterka. Monika Głąbińska uwielbia swoją
pracę i pisze o niej z pasją i zaangażowaniem, a dzięki temu atrakcyjnie przedstawia
swój zawód, który często wiąże się z buszowaniem w błocie w poszukiwaniu
szczątków często okazujących się zwierzęcymi albo kojarzący się z pisaniem
rozległych raportów wymaganych od biegłych sądowych.
Cenną informacją, którą wyniosłam z tej książki, to sam zakres obowiązków antropologa. W serialu ,,Kości” główna bohaterka często widząc szczątki, na których znajduje się zbyt dużo ,,ciała” denerwuje się, że ona zajmuje się tylko kośćmi. Dowiedziałam się, że to nie jest do końca prawda, ale też zdałam sobie sprawę z niekonsekwencji w serialu, ponieważ pojawiają się w nim także sceny, w których antropolog obserwuje chociażby ruchy ciała żywego człowieka, aby zidentyfikować jego charakterystyczne cechy związane, na przykład ze sposobem chodzenia. Autorka dokładnie opisała, że ona w pewnym sensie zajmuje się także takimi sprawami. Zachęcam do przeczytania całości tej książki, ponieważ te informacje są naprawdę interesujące i obrazują, jak dużą wiedzę musi posiadać antropolog.
Czytając od razu można zauważyć, że autorka serwuje dość
sporą porcję faktów historycznych na temat dziedziny nauki, jaką jest
antropologią. Opisuje ona również wiele metod związanych z identyfikacją zwłok
i tak dalej. Często czułam się w takich momentach lekko znużona, bo nie jestem
fanką aż takiego rozwijania tych wątków, ponieważ kojarzy mi się to z
traumatycznymi przeżyciami z okresu technikum lub studiów. Oczywiście autorka w
taki sposób wyobraziła sobie tę książkę i nie jest ona tylko i wyłącznie
zlepkiem wiedzy historycznej!
,,Zbrodnie odczytane z kości. Tajemnice antropologii sądowej” to książka warta uwagi i jeśli interesujecie się taką tematyką, sięgnijcie po nią. Autorka pisze prosto, podejmuje kilka bardzo ciekawych tematów i rozwiewa wiele wątpliwości na temat zakresu obowiązków antropologa, a także rozprawia się z mitami obecnymi w serialach, w których pojawiają się wątki związane z identyfikacją ofiar oraz sprawców.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Muza
Patrycja
Trochę boję się tej książki.
OdpowiedzUsuń