„Darkfever” to kolejna premiera wydawnictwa You&YA, która podbiła bookmedia, a szczególnie książkową stronę TikToka. Muszę jednak powiedzieć, że treści dotyczące tej książki w mediach wprowadziły mnie nieco w błąd. Spodziewałam się książki o łowcy potworów, coś w stylu „Nocnych łowców” lub „Wiedźmina”, jednak dostałam coś zupełnie innego.
MacKayla wyrusza do Dublina, by rozwiązać zagadkę morderstwa starszej siostry. Jedyną poszlaką dziewczyny jest nagrana chwilę przed śmiercią wiadomość od zmarłej. Na miejscu okazuje się jednak, że świat wygląda zupełnie inaczej, niż w jej małym miasteczku. Dostrzega stwory, które kryją się pod iluzją ludzi. Przerażona tym odkryciem, myśli, że powoli traci rozum, aż na swojej drodze napotyka Jericho Barronsa. Okazuje się, że oboje mają podobny cel – odnaleźć tajemniczą księgę – Sinsar Dubh – Mroczną Relikwię i to zanim zrobi to ktoś, kto pragnie zawładnąć światem ludzi i legendarnym królestwem Tuatha Dé Danaan.
„Darkfever”
wciągnęła mnie od pierwszych stron. Z zaciekawieniem śledziłam losy głównej
bohaterki, która niemal natychmiast zyskała moją sympatię. Akcja jest
dynamiczna, pełna zwrotów. Pomysł na fabułę również wydaje się interesujący i
dobrze przemyślany. Świat wykreowany przez autorkę intryguje. Ponadto czuć tu
specyficzny klimat, który przywodził mi na myśl młodzieżówki, które sama
czytałam jako nastolatka. Patrząc na całokształt, można by dostrzec wiele
schematów czy motywów, które są obecne w dzisiejszych młodzieżówkach urban fantasy.
Trzeba wziąć jednak pod uwagę fakt, że książka po raz pierwszy została wydana w
2006 roku, a polska premiera miała miejsce pięć lat później. W tamtych latach
historia na pewno była odbierana jako coś dużo bardziej oryginalnego, niżli
teraz. Niemniej uważam, że ta schematyczność w ogóle nie obiera książce uroku.
MacKayla
wygląda i czasami zachowuje się jak lalka Barbie, przez co często spotyka się z
lekceważeniem ze strony obcych ludzi, w tym Barronsa. Nie jest jednak tak
głupiutka i lekkomyślna, jak mogłoby się wydawać. Co prawda czasami przejmuje
się głupotami (czymże jest obcięcie włosów, jeśli alternatywną jest śmierć?),
jednak o dziwo takie zachowanie w ogóle mnie nie irytowało, wręcz dodawało
postaci pewnego humoru i charakteru. W zasadzie MacKayla była inteligentna i twardo
stąpała po ziemi, co bardzo mi się w niej podobało.
Uwielbiałam
przyglądać się interakcji Barronsa z główną bohaterką. Na chwilę obecną nie ma
między nimi zbyt wielu pozytywnych uczuć, jednak podejrzewam, że później
nawiąże się pomiędzy nimi romans. Bardzo podobało mi się, że autorka niczego
nie przyspiesza i w bardzo wiarygodny sposób opisuje ich relację.
„Darkfever” to
pierwszy tom świetnie zapowiadającej się serii urban fantasy. Nie mogę się
doczekać wznowienia kolejnych części i mam nadzieję, ze szybko to nastąpi.
Chętnie wrócę do mrocznego Dublina, by poznać dalsze losy bohaterów.
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz