„Signum Sanguinem. Geneza” to już
trzecia książka Evanny Shamrock, stanowiąca jednocześnie prequel cyklu. Można
jednak czytać tę powieść niezależnie od reszty – tak właśnie postąpiłam ja i w
niczym mi to nie przeszkadzało. O czym jest ta historia? Czy warto po nią
sięgnąć? Zapraszam do przeczytania recenzji.
„Geneza” przedstawia czytelnikowi losy
rodziny Zimmermannów – niezwykłej rodziny, której członkowie zostali wybrani do
realizacji pewnej ważnej misji. Ich los został przeklęty i naznaczony
tajemniczą przepowiednią. Andrzej i Aniela postanowili jednak zaufać Wszechmogącemu
i podążyć wyznaczoną im drogą. Ich syn natomiast będzie musiał sprostać
wydarzeniom, które mogłyby złamać niejednego człowieka. Czy uda im się wypełnić
misje? Kim byli rodzice chłopaka zanim się poznali? Jakie tajemnice skrywa
każdy z nich?
„Będzie
takim potworem, jakiego ludzie chcieli ujrzeć, stwarzając go od podstaw z
pomocą niechętnych spojrzeń, nienawistnych czynów i okropnych słów. Potworem,
który uśmierci własnych stwórców.”
Książka
podzielona jest na trzy części, przy czym każda przydzielona została do innej
postaci. Na początku poznajemy wydarzenia z perspektywy Andrzeja, następnie
Anieli, na końcu zaś Joaquina. Muszę przyznać, że taki podział okazał się
bardzo korzystny, ponieważ czytelnik zyskał możliwość lepszego zapoznania się z
cała historią. Dzięki dwóm pierwszym bohaterem poznajemy podstawy
funkcjonowania świata wykreowanego przez autorkę, a także zaznajamiamy się z
postaciami, które ta powołała do życia w swojej powieści. Możemy również
dostrzec, na czym polega różnica między tymi złymi a tymi dobrymi i to od „środka”.
Dzięki temu że Aniela i Andrzej należeli początkowo do różnych zgromadzeń,
doskonale je poznajemy i orientujemy się, na czym dokładnie polegają działania
każdego z nich. Natomiast część poświęcona Joaqinowi wprowadza nam do historii
więcej akcji. Możemy obserwować losy chłopaka, który na swojej drodze spotyka
wiele ciekawych postaci, a także doświadcza czasami naprawdę niebezpiecznych
sytuacji. Szczerze mówiąc, najmniej z tych wszystkich części podobała mi się ta
należąca do Anieli. Mało się w niej działo i miała bardzo opisowy charakter,
przez co wszystko się dłużyło i mogło być momentami nużące. Później jednak
bardzo szybko akcja ruszyła do przodu i tak mnie wciągnęła, że miałam problemy
z oderwaniem się od książki.