Marah Woolf
jest znana głównie dzięki swojej trylogii „Trzy czarownice”. Książki tej
autorki wywołały mieszane uczucia u czytelników, jednak ja zdecydowanie byłam z
nich zadowolona, dlatego z wielką przyjemnością sięgnęłam po kolejną jej
historię. Kroniki Atlandtydy to seria, która od samego początku wzbudziła moje
zainteresowania.
Nefertari de
Vesci ma dwadzieścia cztery lata i wraz z bratem – Malachim – zajmuje się
odzyskiwaniem skradzionych dzieł sztuki. Ich skuteczność stoi na wysokim
poziomie, dzięki czemu mogą przebierać w ofertach i podejmować się jedynie tych
zleceń, które sami wybiorą. Tak przynajmniej im się wydawało, bo nagle na ich
drodze stanął pewien arogancki anioł żądając od nich znalezienia tajemniczego
insygnium mocy, o który dawno nikt nie słyszał. Nefertari ma zamiar odmówić,
ale anioł szantażuje ją życiem jej śmiertelnie chorego brata. Dziewczyna nie ma
wyboru i musi przynajmniej spróbować. Tyle że porażka nie wchodzi w grę. Jest
zdecydowanie za dobra na to, by ją ponieść.
Zaginione
Miasto Atlantyda to dość powszechny motyw w kulturze i wydawać by się mogło, że
wszystko w tym temacie zostało już powiedziane. Marah Woolf ma jednak na ten
temat inne zdanie. Jej historia naprawdę intryguje i to od pierwszych stron.
Autorka stworzyła rozbudowaną, wielowątkową fabułę, która pochłania czytelnika.
Świat wykreowany przez pisarkę jest niebanalny, nieco tajemniczy i zdecydowanie
fascynujący.
Dużym atutem
jej książki są bohaterowie. Początkowo bałam się, że Nefertari okaże się kolejną
silną bohaterką, która spojrzeniem będzie rozgramiać wrogów, a jej szczęście będzie
wielkie jak Himalaje. Jednak tak się nie stało. Owszem, mamy tu silną postać
kobiecą, jednak nie jest ona ani trochę przerysowana. Co więcej zawzięty
charakter dziewczyny, jej upór, determinacja są jak najbardziej uzasadnione, w
końcu na szali stoi życie jej brata. Ponadto Nefertari jest błyskotliwa,
inteligentna i zabawna, a także posiada bardzo duże doświadczenie. Jej kreacja
bardzo mi się podobała. Chętnie poznałabym kogoś takiego w realnym życiu i
pewnie bym się z nim zaprzyjaźniła.
Książka posiada
swój specyficzny klimat. Czuć go w dobrych historiach o poszukiwaniu skarbów
takich jak dzieła o Indiana Jonesie czy Larze Croft. Właśnie z takimi
produkcjami kojarzy mi się ta powieść i to jest najlepsze, co można o niej
powiedzieć. Uwielbiam tego typu intrygujące historie pełne zagadek i przygód.
Czasami miałam jednak wrażenie, że akcja nie została dobrze zbilansowana, bo
raz pędziła na skręcenie karku, a innym razem bardzo zwalniała, ale suma
summarum nie ma zastrzeżeń i świetnie się bawiłam podczas czytania.
Oczywiście nie
mogło zabraknąć tutaj gorącego romansu. Na szczęście jest on jedynie wątkiem
pobocznym i zdecydowanie nie dominuje fabuły. Stanowi jednak jej bardzo przyjemne
urozmaicenie. Lubię fantastykę z wątkiem romantycznym, jeśli jest dobrze
poprowadzony, a ten zapowiada się naprawdę interesująco i nienachalnie.
„Kroniki
Atlantydy” to kolejny świetnie zapowiadający się cykl fantasy, który skradł
moje zainteresowanie. Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejne tomy i
ponownie wrócę do tego intrygującego świata.
Za książkę
dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Sara