Moja przygoda z Bridgertonami
powoli zmierza do końca i bardzo mnie to martwi. Przywiązałam się do tej serii,
bo już od pierwszego tomu pokochałam bohaterów i wykreowany przez autorkę świat.
Zawsze fascynowały mnie takie dworskie klimaty, ale nie ma zbyt wielu książek o
takiej tematyce, przynajmniej ja trafiłam na ograniczoną liczbę i część z nich
nie spełniła moich oczekiwań. Dzięki Juli Quinn miałam okazję przez kilka
miesięcy spędzać wiele przyjemnych wieczorów z fascynującymi historiami oraz
bohaterami, którzy zyskali moją sympatię.
Hiacynta jest szczerą kobietą, która do tej pory nie znalazła jeszcze miłości, chociaż swój debiut miała kilka lat temu. Jest ona znana ze swojej inteligencji oraz niewyparzonego języka, więc nikogo nie powinno dziwić to, że Gareth St. Clair woli jej unikać. Okazuje się jednak, że nie będzie to do końca możliwe, ponieważ Hiacynta przyjaźni się z jego ekscentryczną babką. Dwójkę młodych ludzi połączy nie tylko kiełkujące uczucie, ale także pewna tajemnica, którą skrywa rodzina St. Clair.
Myślałam, że moją ulubioną bohaterką jest Eloise, ale chyba zmieniłam zdanie… Hiacynta okazała się również przebojowa, szalona i niepokorna. Między rodzeństwem z pierwszych części książki, a Hiacyntą jest naprawdę wielka przepaść wieku, więc kontrast w treści jest bardzo widoczny. To mi się podobało, bo sam klimat emanujący z treści okazał się dla mnie czymś nowym, świeżym.
Ciężko będzie mi skrytykować tę
książkę, bo ja kocham świat Bridgertonów. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby tego
typu powieści były zabawne, lekkie i dynamiczne, bo dzięki temu czyta się je
znacznie przyjemniej, ale też lektura staje się wtedy genialną rozrywką po
ciężkim dniu.
Spodobał mi się kontrast między
głównymi bohaterami. Hiacynta jest szalona, pełna energii, niczego się nie boi
i ma tysiąc pomysłów na minutę, niekoniecznie są one mądre, ale dość zabawne
dla wszystkich uczestników jej misji. Natomiast Gareth jest zdecydowanie
bardziej stonowany, ma reputację kobieciarza, ale to mu nie przeszkadza. Te dwa
światy się spotykają i autorka doskonale pokazała walkę charakterów, która bez
wątpienia wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Oczywiście został zachowany motyw
kobiety upartej jak osioł i przekonywującej mężczyznę do swoich szalonych pomysłów,
co w pewnym sensie jest również charakterystyczne dla kobiet z rodziny Bridgertonów.
Jest to oczywiście książka z
szczęśliwym zakończeniem, co oczywiście jest zaletą, ponieważ nic innego by
mnie nie zadowoliło. Fabuła jest intrygująca, ale nie ma w niej zbyt wiele
dramatów i to również mnie ucieszyło. Oczywiście związek Hiacynty i Garetha nie
rodzi się w szczęściu i radości, bo mają również gorsze chwile, jednak to
wszystko jest bardzo naturalne. Sam klimat socjety został zachowany, ale widać,
że lekko uległ zmianie pod wpływem lat (odnosząc się do tomu pierwszego), więc
autorka nie zapomniała, że czas przynosi zmiany, pewne zasady rozpadają się, a
inne tworzą i tak dalej. Zwracam na to uwagę ze względu na socjologiczne
wykształcenie i szczególne zainteresowanie przeróżnymi społecznościami.
,,Magia pocałunku” to naprawdę świetna książką i autorka dalej trzyma poziom. To chyba siódmy tom, który miałam okazję przeczytać, a odnoszę wrażenie, że każda historia jest inna. Bohaterowie mają swoje unikatowe cechy, inaczej rozumieją miłość, kierują się różnymi wartościami i pragną miłości, chociaż nie zawsze zdają sobie z tego sprawę. Żałuję, że przede mną już ostatnia część, bo będę tęsknić za Bridgertonami… Pozostaje mi tylko czekać na kolejne sezony serialu! Jeśli jeszcze nie znacie tej serii, to polecam ją poznać, nie zawiedziecie się!
Za możliwość przeczytania
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka
Patrycja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz