poniedziałek, 27 maja 2019

[110] Księga Mieczy - C.J. Cherryh, Robin Hobb, Daniel Abraham, George R.R. Martin i inni




Lubicie historie miecza i magii? Jeśli tak, to mam dla Was coś, co powinno się Wam spodobać! Gardber Dozois zgromadził w swojej publikacji kilkanaście opowiadań fantasy sławnych autorów, dostarczając tym samym czytelnikowi wiele godzin rozrywki.

 „Księga mieczy” zwiera szesnaście opowiadań, a jednym z nich jest niepublikowana dotąd opowieść George’a Martina ze świata „Gry o tron” pod tytułem „Synowie smoka”. Poza tym wybitnym pisarzem swoje utwory w antologii mają także Robin Hobb, Kate Elliott, Daniel Abraham, S.J.Cherryh, Garth Nix, Ellen Kushner, Elizabeth Bear, Lavie Tidhar czy Walter Jon Williams. Autorzy antologii bardzo często decydowali się osadzić swoje historię w świecie znanym z ich poprzednich dzieł, dzięki czemu czytelnik ma szansę ponownie spotkać niektórych bohaterów. Wszyscy oni wykazują się niesamowitą odwagą i walecznością, a ich przygody z całą pewnością na długo zapadają w pamięć.

 Na początku chciałabym wspomnieć, że opowiadania nie są ze sobą powiązane. To sprawia, że można zacząć od dowolnego tekstu i cieszyć się nim, ignorując pozostałe. Ponadto w większości nie trzeba znać powieści, do których one nawiązują, gdyż stanowią one z reguły odrębną całość.

 Nie wszystkie opowiadania są tak samo dobre. To, czego nie lubię w tego typu publikacjach to fakt, że często autorzy muszą się streszczać i ich historię są „stłamszone”. W niektórych opowieściach było to widać, jednak inne zachwycały brakiem tego aspektu. Na przykład czytając „Synów smoka” nawet chwili nie poświęcicie, by pomyśleć „o Martin zaczął się hamować, by się nie rozpisać za bardzo”. Jego historia jest przemyślana i dopracowana. To samo można zaobserwować na przykład również u Gartha Nixa. On także zdaje się zawrzeć w „Długi zimny trop” dokładnie to, co sobie zaplanował.

 Bohaterowie są przeróżni: znani, nieznani, ciekawi, irytujący, intrygujący. Łączy ich jedno – większość to wspaniali wojownicy i wojowniczki, nieustraszeni w boju, mistrzowie magii i miecza. Mimo wszystko każdy z nich był inny i czymś się wyróżniał. Nie miało się wrażenia, że wszystkich wrzucono do jednego worka i spłycono. To fantastyczne postacie z krwi i kości, których niestety nie zawsze mamy okazję dobrze poznać ze względu na ich krótki czas występowania. To kolejny minus opowiadania. Trudno zżyć się z bohaterami, a gdy już to nastąpi to historia dobiega końca i trzeba się z nimi żegnać.

Szczerze mówiąc prócz nazwiska Georga Martina, pozostałe kompletnie nic mi nie mówią. Nawet jeśli czytałam coś tych autorów, to tego nie pamiętam, dlatego „Księga mieczy” stanowi dla mnie przede wszystkim skarbnicę potencjalnych lektur, do których w najbliższym czasie będę chciała zajrzeć, jako że należę do zagorzałych fanów fantasyki. Planuję także w końcu wziąć się za „Grę o tron” i lepiej poznać świat, którego mogłam posmakować w opowiadaniu Martina – „Synowie smoka”.


Jeżeli lubicie dynamiczną akcję, doskonałe opisy walk, niesamowitą magię oraz walecznych wojowników tudzież wojowniczek, to historie zawarte w antologii Gardnera Dozoisa – „Księga mieczy” – będą dla Was wspaniałą rozrywką. Wraz z ich bohaterami przeżyjecie niezliczone przygody, przy których nie będzie czasu na nudę. Autorzy dostarczą wam krwi, potu, łez i śmiechu, a Wy zapragniecie sięgnąć po ich inne dzieła. Mam nadzieję, że i Wy zapoznacie się z „Księgą mieczy” i znajdziecie w niej coś dla siebie.

poniedziałek, 20 maja 2019

[109] "Odwyk" - Adam Widerski




Uzależnienie to choroba, która niszczy człowieka, jednocześnie utrzymując go w przekonaniu, że dzięki niej jest szczęśliwszy. Mało tego, ma także bardzo negatywny wpływ na otoczenie uzależnionego. Niszczy relacje międzyludzkie, prowadzi do nieszczęść i rozpadu rodzin. Na szczęście istnieją miejsca, gdzie osoby chore mogą odnaleźć schronienie i uzyskać potrzebną im pomoc. Takim miejscem jest klinika leczenia uzależnień, czyli w teorii azyl dla uzależnionych. Jednak przestaje nim być, gdy grasuje po nim morderca.


Łódź. W renomowanej klinice leczenia uzależnień zaczyna grasować morderca. Jego ofiarą są ludzie mający powiązania z narkotykowym półświatkiem. Dochodzenie nad sprawą obejmuje Ryszard Walski. Szybko jednak on i jego współpracownicy stają się częścią gry, którą prowadzi poszukiwany. Nie znają jej zasad i czasami mają wrażenie, że błądzą po omacku, jednak nie poddają się. Morderca mimo wszystko pozostaje jednak nieuchwytny. Czy policji uda się w końcu połączyć wszystkie elementy układanki i rozwiązać sprawę? Ile ofiar potrzeba, by w końcu ująć sprawcę?

Muszę przyznać, że początkowo objętość książki mnie przerażała. Nie dlatego, że nie lubię cegiełek, ale dlatego że została napisana przez debiutanta. Z reguły nie ufam tego typu powieścią z jednego powodu: początkujący pisarze mają problem ze skupianiem się na rzeczach ważnych i posiadają skłonność do rozwlekania fabuły. Na szczęście to nie dotyczy Adama Widerskiego. Autor świetnie się odnalazł w tym, co pisze i potrafił przekazać wszystko w sposób stonowany bez niepotrzebnych zapychaczy fabularnych. Było to bardzo miłe zaskoczenie i nie ukrywam, że mi ulżyło.

Ten, kto czyta moje recenzje regularnie, wie, że w książce cenię przede wszystkim dwie rzeczy: realność oraz zakończenie. Pod tym kątem pisarz także mnie nie zawiódł. Po pierwsze jego opowieść wydaje się niesamowicie prawdziwa. Wszystko dzięki postaciom z krwi i kości, które posiadają wnętrze i nie są jedynie pustymi marionetkami oraz klimatyczność miejsca akcji. Łódź w książce jest świetnie odwzorowana. Często ma się wrażenie, że właśnie tam znajdujemy się razem z bohaterami książki. Do tego wszystkiego dochodzi aura tajemniczości i nutka mroku, co jedynie podkręca ciekawość czytelnika i atmosferę grozy.

Zakończenie powieści to jej meritum, coś, bez czego książka nigdy nie będzie kompletna. Nieraz zdarzało się, że wspaniała historia kończyła się tak beznadziejnie, że rzutowało to na obraz całości. „Odwyk” natomiast wieńczy dość niespodziewane zakończenie. Może nie należy ono do najgenialniejszych, ale zdecydowanie ma w sobie to coś, co sprawia, że powieść zapamiętamy na trochę dłużej. Mogło by być nieco mocniejsze, jednak i tak wypadło dość dobrze i przekroczyło moje oczekiwania.

Wcześniej wspomniałam, że bohaterowie powieści są bardzo dobrze wykreowani i wiarygodni. Stworzenie takich postaci zdecydowanie nie było łatwym zadaniem dla autora. Przede wszystkim dlatego że przez kartki książki przewija się bardzo dużo osób. Mamy tutaj przeróżne osobowości i każda czymś się wyróżnia i przyciąga uwagę czytelnika. Pisarz dba o swoich bohaterów, żadnego nie pomija i każdemu stara się dać jego „pięć minut”. Dzięki temu większość postaci bardzo dobrze poznajemy, niektóre lubimy, inne kochamy, a kolejne nienawidzimy. Wywołują w nas więc takie same emocje jak prawdziwi ludzie, co jest jak dla mnie ogromnym plusem.

„Odwyk” to emocjonująca powieść, która skupia się na ludzkiej psychice. Za jej pomocą możemy wejść do ludzkiego umysłu, zrozumieć, czym tak naprawdę jest uzależnienie i jak myśli osoba, która ono dotknęło. Stajemy się uczestnikami śledztwa, które jest swoistą grą psychopaty. Wciąga, zaciekawia i pozostaje w pamięci, dlatego serdecznie Wam ją polecam.

wtorek, 14 maja 2019

[108] "Wiedzma naczelna" - Olga Gromyko




„Kroniki Belorskie” czyli seria autorstwa Olgi Gromyko to cykl, który oczarowuje od pierwszych stron. Z każdym kolejnym tomem poziom jaki reprezentuje pisarka ulega jednak zmianie. Książka „Zawód: Wiedźma” była dobrą pozycją. Ciekawa, wciągająca, a przede wszystkim zabawna i dobrze napisana. Drugi tom był wspaniały, pełen akcji, intryg i dobrego humoru. Jednak tom trzeci to… coś genialnego. „Wiedźma Naczelna” powala na kolana, wbija w fotel i na bardzo długo nie pozwala o sobie zapomnieć!

W bogobojnym Zakonie Białego Kruka źle się dzieje. W jego siedzibie postanowił bowiem zamieszkać upiór, którego w żaden sposób nie można się pozbyć. Nie jest to gość mile widziany, a jego wizyta przyczyniła się już do śmierci kilku zakonnych braci. To zmusza duchownych do działania. Odstępują więc od spalania wiedź ma stosie, a zamiast tego składają jednej z nich propozycję nie do odrzucenia. Od tej pory zaczyna się niesamowita przygoda, która wszystkim zainteresowanym przysporzy wiele zmartwień, niebezpieczeństw i niezapomnianych wrażeń!

W.Redna to czarownica pełna energii, wigoru i pragnienia przygody połączonej z niebezpieczeństwami. Taka była w poprzednich tomach i taka jest również teraz, co niesamowicie mnie cieszy. Bardzo polubiłam tę bohaterkę za jej charyzmatyczną osobowość i cięty język, o czym zapewne wiecie z poprzednich moich recenzji. Co do innych postaci, mamy w tym tomie niewiele takich, które miałyby okazję pojawić się wcześniej. Olga Gromyko przedstawia nam jednak innych bohaterów, debiutujących na kartach jej powieści. Są to osoby bardzo dobrze wykreowane i ciekawe, jednak mimo wszystko dużo chętniej poczytałaby o postaciach, które już znam niż o nich. Niemniej nie jest to coś, co działa na niekorzyść książki, a wręcz przeciwnie – pozwala urozmaicić powieść.

Co do akcji, nadal pędzi w zawrotnym tempie i w tylko sobie znanym kierunku. Nie można nudzić się przy tej historii, a jak już się zacznie ją czytać, to bardzo trudno odłożyć ją z powrotem na półkę. Niestety z przykrością zauważyłam, że jest w niej dużo mniej humoru niż w poprzednich. Trochę mi tego brakowało, bo przyzwyczaiłam się już, że przy twórczości tej autorki mam banana na buzi. Niemniej taki trochę „poważniejszy” styl nawet mi się spodobał. Fabuła jak zwykle zachwyca i pokazuje, że wyobraźnia pisarki nie zna granic.

Czytałam jednak ten tom z wielkim żalem. Dlaczego? Bo dowiedziałam się, że to on kończy przygody Wolhy Rednej. Zaczynając cykl, myślałam, że liczy on sześć tomów opowieści o tej bohaterce. Niestety reszta książek to już zupełnie coś innego, co prawda łączącego się z główną trylogią, ale nie będącego jej bezpośrednią kontynuacją. Szkoda. Polubiłam W.Redną i bardzo chciałabym poczytać o niej jeszcze trochę. Będę tęsknić za tą wiedźmą i wypatrywać każdej wzmianki o niej w późniejszych tomach.

Czytaliście już coś z twórczości Olgi Gromyko? Może zaczęliście lub nawet skończyliście cykl „Kronik Beloskich”? Napiszcie koniecznie, jak Wam się on podobał, a jeśli jeszcze nie mieliście okazji go poznać, to serdecznie zachęcam Was do zmiany tego stanu rzeczy. Jeśli lubicie fantastykę przepełnioną niebanalnym humorem i mnóstwem zwrotów akcji, to są to pozycje, które z dużym prawdopodobieństwem pokochacie. Ja osobiście mam zamiar niedługo sięgnąć po tom czwarty, a później z wytęsknieniem czekać na ostatnie dwa. 

sobota, 11 maja 2019

[107] "Wiedźma Opiekunka" - Olga Gromyko




Po przeczytaniu pierwszego tomu serii Olgi Gromyko „Zawód: Wiedźma” bardzo chciałam poznać dalsze losy bohaterów, dlatego z miłą chęcią sięgnęłam po kolejną część cyklu – „Wiedźma opiekunka”. Czy i tym razem pisarka stanęła na wysokości zadania i zaserwowała nam smakowitą historię o pewnej wiedźmie? A może drugi tom już nie jest tak lekki, zabawny i przyjemny jak pierwszy?

Naszą rudowłosą wiedźmę czekają nie lada wyzwania. Na początek musi zmierzyć się z egzaminami końcowymi w Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. To jednak nie koniec jej zmartwień, bo zamiast rozpocząć wymarzone życie, musi udać się na staż do Jego Wysokości króla Nauma. Wszystkie plany dziewczyny legną w gruzach, a jej znowu zagrażać będzie śmiertelne niebezpieczeństwo. Mimo wszystko dziewczyna jak zwykle pozostanie sobą i zmierzy się ze wszystkimi trudnościami.

Wiecie za co pokochałam główną bohaterkę? Między innymi za jej charakter i cięty język. Uwielbiam postaci, które można określić jako wredne. Kiedy taki ktoś występuje w jakiejś historii zawsze można liczyć na dużą dozę humoru i zabawnych sytuacji. Tak też było w pierwszym tomie i pozostaje w drugim. Wolha potrafi rozśmieszyć swoim ciętym językiem nawet najsmutniejszego czytelnika. Ta impulsywna, energiczna i pyskata czarownica jest zdecydowanie moją ulubienicą właśnie przez swoje usposobienie. Cieszę się wiec, że nie zmieniło się ono z tomu na tom, jak to czasami bywa w seriach. Mam też nadzieję, że nigdy nie ulegnie zmianie.

Akcja w pierwszej części zaskakiwała i zdecydowanie nie pozawalała wkraść się nudzie. W drugiej natomiast dostajemy to samo tylko w zestawie powiększonym. Jestem naprawdę pod wrażeniem wyobraźni autorki, która wymyśla wszystkie te przygody i niebezpieczeństwa, które spotykają Wolhę. Sama chętnie zamieniłabym się z bohaterką miejscami i przeżyła wszystko to, co ona. Jej życie bowiem nie jest ani trochę nudne czy zwyczajne. Dziewczyna ciągle musi coś robić, o coś walczyć lub coś knuć. Czytanie o tym wszystkim jest fascynujące i po prostu nie można się przy tym nudzić.

Już wcześniej mieliśmy okazję zachwycić się pięknem świata, który zrodził się w wyobraźni autorki. Jednak w „Wiedźmie Opiekunce” otrzymujemy więcej barwnych opisów przyrody, poznajemy nowe miejsca i dzięki książce oglądamy je i zachwycamy się nimi. Świat przedstawiony jest dla mnie bardzo ważnym elementem powieści, dlatego zwracam na niego zawsze dużą uwagę. Czasami zła jego kreacja sprawia, że zmienia się całkowicie moje zdanie o danej powieści. Na szczęście tutaj po prostu nie mam do czego się przyczepić. Jest fascynujący, wciągający i dobrze przedstawiony, czyli taki jaki powinien być.

W kolejnym tomie przygód Wolhi poznajemy kolejne barwne postacie. Tak jak w poprzedniej części zostały one odpowiednio nakreślone i sprawiają wrażenie bardzo realnych i trójwymiarowych. Większość z nich łatwo polubić, a niektóre walnęłoby się z całej siły w zęby. Niemniej wachlarz postaci drugoplanowych jest bardzo obszerny i przede wszystkim ciekawy, przez co książka jeszcze bardziej zyskuje w moich oczach na atrakcyjności.

Jeśli jeszcze nie rozpoczęliście swojej przygody z twórczością Olgy Gromyko to bardzo serdecznie zachęcam Was do zmiany tego stanu rzeczy. Gwarantuje Wam, że jeśli sięgnięcie po książki tej autorki, otrzymacie mnóstwo dobrego humoru, wspaniałych i zapierających dech w piersi przygód oraz poznacie mnóstwo wartościowych postaci. Gorąco polecam.

czwartek, 9 maja 2019

[106] "Zawód wiedźma" - Olga Gromyko




Mnóstwo osób polecało na blogach czy swoich stronach facebookowych powieści Olgi Gromyko. Znalazłam niezliczoną ilość pozytywnych recenzji, więc postanowiłam sprawdzić, czy rzeczywiście cykl „Kronik Belorskich” na nie zasłużył. W tenże sposób sięgnęłam po pierwszy tom  sagi zatytułowany „Zawód wiedźma”. Czy zachwyty wokół tej książki okazały się zasłużone? A może całkowicie zawiodłam się na twórczości autorki? Zapraszam do zapoznania się z recenzją!

Wolha Redna to wyjątkowo uzdolniona czarownica. Spryt i cięty język cechy rozpoznawcze. Ponadto rudowłosa kobieta wykazuje ponadprzeciętną inteligencję oraz talent do wszelkich magicznych praktyk. Ponadto jest to też jedyna przedstawicielka płci pięknej na typowo męskim wydziale magii Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Wolha świetnie odnajduje się w świecie mężczyzn i na każdym kroku udowadnia, że „słaba płeć” wcale nie musi być słaba. Jej tak liczne atuty wzbudzają zainteresowanie mistrza, który postanawia przydzielić jej do sprawy, której nie udało się rozwiązać czarodziejom o dużo większym doświadczeniu niż ona. Rzecz tyczy się Dogewy – krainy wampirów i innych stworzeń. To tam ginie coraz więcej istot, a każdy, kto próbuje temu zaradzić ginie bezpowrotnie. Czy rudowłosej czarownicy uda się rozwiązać zagadkę i pomóc mieszkańcom tegoż kraju? Czy też jej spryt i inteligencja nie wystarczą, by zmierzyć się ze złem, które pochłonęło już trzynaście istnień?

Pierwsza rzecz, która rzuca się czytelnikowi w oczy to humor wypełniający książki od pierwszej do ostatniej strony. Gromyko jest mistrzem pisania humorystycznych scen i dialogów, wywołujących uśmiech a nawet śmiech czytelnika. Do tego posiada bardzo lekkie i przyjemne pióro, dzięki któremu czytanie jej powieści sprawia niebywałą radość i zajmuje bardzo niewiele czasu (niestety). Co prawda zazwyczaj sięgam po dark fantasy, ale mimo wszystko świetnie bawiłam się przy lekturze pisanej tak swobodnie i przyjemnie. Była to całkiem miła odmiana dla mnie.

Bohaterowie powieści Olgi Gromyką są naprawdę wspaniale wykreowani. Każda z nich ma swój charakter i osobowość, a ponadto wywołuje w czytelniku określone uczucia. Jedne z miejsca można pokochać, inne znienawidź, a jeszcze inna najchętniej w ogóle by się pominęło. Lubię jak w literaturze fantasy pojawiają się nowe stworzenia, których nikt jeszcze nie wymyślił, a niestety tu raczej jest takich mało. Nie jest to jednak minus, bo wszystkie istoty przedstawione są tak świetnie, że natychmiast zapomina się o tym, że są znane od początków fantastyki.

Ponadto należy wspomnieć także o świecie przedstawionym zawartym w powieści. Należy on bowiem do tych, które z przyjemnością by się odwiedziło i długo z niego nich nie wracało. Może nie ma tutaj zapierających dech w piersi opisów krajobrazu czy czegoś w tym stylu, ale mimo wszystko przedstawienie otoczenia jest bardzo dobre i nieco nawet powiedziałabym baśniowe. Jest to więc zdecydowanie coś, co lubię i o czym przyjemnie mi się czyta.

Książka „Zawód wiedźma” to bardzo lekka i przyjemna powieść, z którą miło spędzi się kilka jesiennych wieczorów. Przede wszystkim przepełniona jest niebanalnych humorem, dzięki czemu stanowi idealny lek na chandrę typową dla obecnej pory roku. Ponadto lekki język i przyjemny styl autorki zapewnią nam rozrywkę i relaks po ciężkim dniu spędzonym w pracy czy szkole. Serdecznie polecam, a sama czym prędzej zabieram się za kolejną część sagi.

niedziela, 5 maja 2019

[105] "Nigdy w życiu!"




Każdy z nas ma coś takiego, czego nigdy w życiu by nie zrobił. Ci odważniejsi mają takich rzeczy zdecydowanie mniej, inny posiadają wiele wewnętrznych blokad. Nie wiem, jak wy, ale mnie bardzo fascynuje poznawanie ludzi właśnie od tej konkretnej strony, czyli ich decyzji i motywacji. Właśnie dlatego gdy tylko usłyszałam o grze „Nigdy w życiu!” już wiedziałam, że to coś idealnego dla mnie i moich przyjaciół.

Pierwsze, co spodobało mi się w grze to solidne i twarde pudełko, w którym znajdują się wszystkie potrzebne elementy. Niełatwo jest je uszkodzić, dlatego na pewno posłuży nam przez wiele lat. Ponadto ma fantastyczne wymiary, które powodują, że zajmuje mało miejsca i wszędzie można je wepchnąć. W środku znajdziemy osiemdziesiąt kart z pytaniami, z czego na każdej znajdują się po dwie zagadki. Ponadto mamy jeszcze dwadzieścia cztery karty odpowiedzi o wartości zero (nigdy w życiu!), jeden (raczej nie), dwa (raczej tak) i trzy (tak!) oraz sześć kartoników do obstawiania wyników, tor punktacji i dwanaście znaczników.

Zasady gry są proste. Ze stosiku kart z pytaniami bierzemy jedną, a następnie czytamy wybrane przez siebie pytanie. Wszyscy uczestnicy zabawy muszą wybrać, czy daną rzecz by zrobili czy też nie. Jednak to nie wszystko. Muszą także zdecydować, jak odpowiedzieli pozostali gracze i obstawić ich wybór. W tym celu każdy zakrywa ręką swoją kartę wyników i za pomocą znaczników zaznacza sumę odpowiedzi wszystkich graczy. Gdy wszystko będzie gotowe, uczestnicy gry odsłaniają karty i sumują swoje odpowiedzi. Ci, którzy obstawili poprawny wynik otrzymują jeden punkt. W przypadku kiedy nikt nie zgadł właściwego wyniku, zdobywa punkt ten, kto był go najbliższy. Wygrywa ten, kto zdobędzie jako pierwszy dwanaście punktów.

Gra, jak sami widzicie, jest więc bardzo prosta i mało skomplikowana. Szczerze mówiąc, jej prostota bardzo mi się spodobało. Nie przepadam zbytnio za takimi zabawami, w których czytanie instrukcji i jej zrozumienie zajmuje więcej czasu niż rozgrywka, a niestety ostatnio na właśnie takie gry trafiałam. „Nigdy w życiu” jest więc miłą odskocznią i bardzo cieszę się, że coś takiego powstało. Bardzo przypomina mi w swojej formie grę w butelkę, którą bardzo lubię. To jeszcze bardziej działało na jej korzyść.

Największym plusem tej zabawy jest jednak nie tylko to, że dostarcza nam przyjemności i rozrywki. Prócz tego bowiem daje nam także możliwość poznania bliżej osób, które z nami grają. Jednocześnie weryfikują naszą wiedzę na temat tych ludzi. Tym samym granie ze znajomymi całkowicie różni się od grania w tę grę z przyjaciółmi czy rodziną. Tych drugich lepiej znamy, więc odczuwamy ogromną satysfakcję, gdy widzimy, że jednak ktoś dobrze obstawia nasze decyzje i ewidentnie zna nas w każdym calu. Natomiast zabawa ze znajomymi czy kolegami to wspaniała szansa na zapoznanie się i odnalezienie w tłumie swojej nowej bratniej duszy.

Osobiście bardzo polecam Wam tę grę, szczególnie dobrze gra się w nią w towarzystwie przyjaciół. Z rodziną natomiast trzeba trochę więcej uważać, żeby ktoś nie przeraził się Waszymi decyzjami i podejściem do niektórych kwestii. Z drugiej strony nagle może się okazać, że Wasza mama czy tata są otwarci na coś, o co nigdy byście ich nie podejrzewali i wcale nie są sztywniakami, za jakich ich mieliście.


środa, 1 maja 2019

[104] "Groźni rycerze w ponurych zamczyskach" - Terry Deary




Uwielbiam książki dla dzieci, które nie tylko bawią najmłodszych, ale także przemycają w swojej treści wiele ciekawych i ważnych informacji na dany temat. Szczególnie interesujące są dla mnie powieści mówiące o dawnych czasach. Jak wiadomo historia to przedmiot, który nie należy do zbyt lubianych w szkole i wcale się temu nie dziwię. Po pierwsze nie każdy lubi wkuwać daty i wiele dzieci nie interesuje się tym, co było kiedyś i nie rozumie, po co ta wiedza będzie im do czegokolwiek potrzebna. Ja od zawsze lubiłam słuchać o historii, nienawidziłam się jej uczyć. Wkuwanie dat, nazwisk (często zagranicznych i trudnych) oraz nazw miejscowości czy wsi strasznie nie męczyły i skutecznie obrzydzało przedmiot. Wielu moich kolegów z klasy miało dokładnie to samo. Historię więc mało kto lubił. A trzeba przyznać, że poznanie jej jest dość ważne i każdy człowiek powinien wiedzieć chociażby podstawowe rzeczy na dane tematy przez nią poruszane. Dlatego właśnie bardzo się cieszę, że powstał cykl książek dla najmłodszych „Strrraszna historia.” Dzięki niemu dzieci w ciekawy i zabawny sposób zyskują podwaliny wiedzy na temat różnych epok czy danych kultur.

Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o jednym z tomów tejże serii pod tytułem „Groźni rycerze w ponurych zamczyskach”. Publikacja cofa swojego czytelnika do czasów, w których istniało rycerstwo i to właśnie głównie na tej klasie społecznej postanawia się skupić. Dzięki niej możemy dowiedzieć się, jak wyglądało życie w tamtych czasach, na czym polegały rycerskie obowiązki i za co byli odpowiedzialni giermkowie. Ponadto odkryjemy tajemnice rycerza, który odciął sobie palec, dowiemy się ile wspólnego ma szambelan z szambem oraz wybierzemy się w wycieczkę po cuchnących lochach, w których mieszkają przerażające duchy. Z całą pewnością nie będziemy się więc nudzić.

Dzieci, a szczególnie mali chłopcy, bardzo często wymachują drewnianymi czy plastikowymi mieczami, udając, że są rycerzami. Wiele z nich bardzo by chciało nim zostać, jednak czy ten „zawód” naprawdę jest taki pociągający, gdy przyjrzymy mu się z bliska. Często widzimy bowiem to, co nam się z nim kojarzy, czyli szlachetność, mnóstwo przygód, uznanie społeczeństwa. Jednak mało kto pamięta, że przecież zbroja nie tylko ładnie wyglądała, ale ważyła dużo kilogramów, nie przepuszczała powietrza oraz uniemożliwiała korzystanie z toalety. Ze szlachetnością też nie można przesadzać, bowiem bardzo dużo rycerzy tak naprawdę było zwykłymi zbójcami, którzy zaciągnęli się na służbę. Właśnie takie rzeczy uświadamia ta książka młodemu czytelnikowi. Obala mity i wykłada fakty, ale robi to w przyjemny i często bardzo zabawny sposób. Można w niej znaleźć ponadto wiele ciekawych ilustracji, quizy oraz mnóstwo przeróżnych ciekawostek, które na pewno zainteresują najmłodszych.

Historia wcale nie jest nudna, nudny może być co najwyżej sposób, w jaki jest ona przekazywana. „Strrraszna historia” na szczęście nie ma nic wspólnego z nudą, za to ma ogromną szansę spodobać się najmłodszym i wszczepić w nich miłość do poznawania dawnych czasów. Z tego względu bardzo mocno zachęcam rodziców, ciocie, wujków i wszystkich innych posiadających w swoim pobliżu młodych czytelników, do zaopatrzenia biblioteki małych moli książkowych w ten tytuł. Na pewno przyniesie to im wiele korzyści oraz bardzo wiele zabawy. Polecam bardzo serdecznie.