Już bardzo dawno
nie czytałam książki, w której bohaterami są lekarze. Obecnie literatura
kobieca została zdominowana przez gangsterów i milionerów, dlatego kiedy
zobaczyłam książkę Kennedy Fox – „Ten, którego pragnę” – pomyślałam, że będzie
to miła odmiana. Jakie wywarła na mnie wrażenie?
Evana nigdy
nie pociągała praca na rodzinnym ranczu. Wolał zostać lekarzem i pomagać
ludziom. Ciężko pracował na swoją pozycję i teraz cieszy się szacunkiem wśród
pacjentów oraz kolegów po fachu. Rodzina Emily natomiast przepełniona jest światowej
sławy specjalistami. Kobieta, chcąc uciec z cienia swojego ojca i nazwiska,
postanawia rozpocząć karierę w mieście, gdzie nikt jej nie zna. Losy bohaterów
krzyżują się na weselu brata Evana. To miała być tylko jednorazowa przygoda,
jednak wkrótce okazało się, że mężczyzna ma być przez jakiś czas szefem Emily w
szpitalu, w którym ta podjęła właśnie pracę. Nie będzie to jednak miła
współpraca. Bell nie zapamiętała bowiem imienia swojego kochanka i podczas
rozmowy z przyjaciółką wywnioskowała, że jej partner na jedną noc to żonaty
drużba pana młodego. By odegrać się na niewiernym mężu, postanawia zabrać mu
ciuchy, co postawiła nocującego w pensjonacie Evana w dość kłopotliwej sytuacji.
Bardzo podobał
mi się klimat powieści Fox. Rodzina i przyjaciele Evana wprowadzili do niej mnóstwo
ciepła i życzliwości. Nie tylko Emily, ale także czytelnicy, mogą poczuć się
wśród nich jak u siebie. Uwielbiam, kiedy w książkach tworzy się taką rodzinną
aurę, którą wbrew pozorom wcale nie jest tak łatwo uzyskać. Na szczęście autorka
świetnie sobie z tym poradziła, dzięki czemu okazała się wiarygodna i realna, a
nie sztuczna, co niestety często się zdarza. Z drugiej strony mamy rodzinę
Emily pozbawioną swoistego uroku. Na szczęście pisarka nie poszła w skrajności
i nie stworzyła w kontraście zupełnie dysfunkcyjnej jednostki społecznej.
Dziewczyna wychowała się wśród ludzi, którzy starali się dać z siebie jak
najwięcej, niestety życiowe wypadki i decyzje nie zawsze pozwalały stworzyć im
dom pełen ciepła i miłości. Podobało mi się takie zestawienie i cieszę się, że
autorka w obu przypadkach zachowała umiar.
Główni
bohaterowie okazali się bardzo ciekawymi i sympatycznymi osobistościami. Oboje
niemal od razu polubiłam, bo cechowali się inteligencją, uporem i ambicją,
czyli tym co bardzo cenię nie tylko w postaciach literackich, ale także w
prawdziwych osobach. Co więcej ich relacja należała do bardzo dobrze poprowadzonych. Oboje w naturalny sposób stworzyli więź, która w odpowiednim
tempie ewoluowała i przerodziła się w głębokie uczucie. Nie tworzyli też
sztucznych problemów, ale starali się razem stawić czoło przeciwnościom losu,
co także bardzo mi się podobało.
Jeśli chodzi o
samą fabułę, to w moim odczuciu była strasznie nierówna. Raz akcja pędziła i
zaskakiwała, by po chwili gwałtownie wyhamować. Momentami nie działo się nic
ciekawego, przez co bardzo często traciłam zainteresowanie książką. Innym razem
nie mogłam się od niej oderwać, bo ciekawiło mnie, co jeszcze spotka bohaterów.
Trochę mnie to irytowało, szczególnie pod koniec, kiedy naprawdę niewiele się
działo, by dopiero finalnie dostarczyć czytelnikowi mocnych wrażeń.
„Ten, którego
pragnę” to historia dobra na kilka letnich wieczorów, jednak nie jest to coś,
co zapamiętam na długo. Jest to raczej lektura na rozluźnienie, niewymagająca zaangażowania
z naszej strony. Mimo wszystko cieszę się, że poznałam historię Emily i Evana, dzięki
której poczułam niesamowite rodzinne ciepło.
Za książkę
dziękuję Wydawnictwu Muza.
Sara