Nie jestem pewna, czy przy okazji recenzowania pierwszego tomu z serii ,,Cztery żywioły” wspomniałam o tym, że podoba mi się pomysł związany ze swego rodzaju motywem przewodnim, do którego nawiązuje nazwa cyklu. Z pewnością jest to coś ciekawego i intrygującego. To właśnie z tego powodu skusiłam się na poznanie tych historii, ponieważ byłam ciekawa, jak autorka wplecie w treść te żywioły. Dodatkową zaletą były również przepiękne i klimatyczne okładki, bo jednak jestem jedną z tych czytelniczek, które lubią również się napatrzyć. Oczywiście piszę to z przymrużeniem oka, bo znacznie ważniejsza jest dla mnie treść!
Marta czuwa przy Rafale, który uratował jej życie i sam przy tym został ciężko ranny. Kobieta nie wyobraża sobie życia bez niego, zwłaszcza w momencie, gdy ich uczucie zaczęło rozkwitać. Nie spodziewa się jednak, że ich przyszłość będzie ponownie walką z nierównym przeciwnikiem, jakim okaże się najbliższa rodzina. Czy uda im się ponownie przetrwać burzę?
Seria ta jest jedną z tych, które należy czytać od pierwszego tomu, więc wszystkich nieznających jeszcze Marty, Rafała oraz ich przyjaciół, zachęcam do nadrobienia zaległości. Część pierwsza trzyma wysoki poziom i bez wątpienia wzbudza zainteresowanie oraz chęć sięgnięcia po kontynuację, o której dziś napiszę kilka słów. Oczywiście nawiązanie do żywiołów wybrzmiewa w treści obu książek, więc to dla mnie spora zaleta.