Pamiętam,
kiedy w moje ręce trafiło jedno ze starych wydań „Małej księżniczki”
wynalezione u wujostwa na strychu. Miało pożółkłe strony lekko nadgryzione
przez myszy i wyświechtaną okładkę. To jednak nie powstrzymało mnie przed
zabraniem go do domu. Historia mojej imienniczki spodobała mi się od pierwszych
stron, jednak wówczas byłam za mała, by w pełni zrozumieć powieść. Teraz,
kilkanaście lat później, w moje ręce trafiło wznowienie w pięknej, różowej
okładce i zapragnęłam poznać tę historię na nowo, co rzadko się zdarza, bo
staram się nie sięgać dwa razy po tę samą książkę.
Sara Crewe ma
siedem lat i właśnie wraz z ojcem przybyła do londyńskiej pensji panny Minchin
prosto z gorących Indii. Bogaty ojciec zapewnił jej najlepsze warunki, jakie
mógł, a po jego wyjeździe dziewczynkę otoczono wygodą godną prawdziwej
księżniczki. Traktowano ją nawet lepiej niż resztę dziewczynek, bowiem miała
ona w przyszłości stać się właścicielką kopalni diamentów. Niedługo potem
okazało się jednak, że kopalnie to oszustwo, a ojciec dziewczynki zmarł. Panna
Minchin najchętniej odesłałaby osierocone dziecko najdalej, jak tylko mogła,
ale bała się, że jej reputacja na tym ucierpi. Dlatego pozbawiła ją
wszystkiego, co ta miała i zamieniła ją w posługaczkę. Duma Sary jednak nie
ucierpiała tak bardzo, jak jej dawna opiekunka sobie wyobrażała. Z godnością
przyjęła swój los, gotowa zarobić na kawałek chleba ciężką pracą.
„Mała
księżniczka” wywołała we mnie mnóstwo przeróżnych emocji. Dawno żadna powieść
mnie tak nie wzruszyła. Pisarka wiedziała, jak manipulować czytelnikiem i jego
uczuciami. Podczas czytania jej książki niejednokrotnie czułam wściekłość na
niesprawiedliwość tamtych czasów i podłość panny Minchin, rozpierała mnie duma,
kiedy Sara mimo przeciwności losu unosiła głowę i dzielnie znosiła upokorzenia.
Rosło mi serce, kiedy dziewczynka nawet w skrajnej biedzie, potrafiła współczuć
i pomagać tym, co mieli gorzej od niej. Zazwyczaj literatura nie wywołuje u
mnie tyle emocji, jednak po prostu nie mogłam pozostać obojętna wobec tej
historii.
Sara to
naprawdę dzielna i szlachetna osoba. Mimo młodego wieku wiele w życiu
doświadczyła. Została sama na świecie. O dziwo jednak, mimo że do tej pory żyła
w dostatku, potrafiła odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W niczym nie
przypominała rozkapryszonych dziedziczek ogromnych fortun. Ojciec nauczył ją
skromności i poszanowania innych ludzi, nie pozwalając, by bogactwo ją
zaślepiło. To właśnie dlatego dziewczynka umiała się podnieść, gdy los rzucił
ją na kolana. Jej historia pokazuje, jak ważne jest wychowanie dzieci w taki
sposób, by darzyły innych szacunkiem i nie uważały się za lepszych tylko
dlatego, że mają więcej pieniędzy niż oni. Powieść wychwala prawdziwe wartości,
które rzeczywiście mają znaczenie w życiu: przyjaźń, dobroduszność,
serdeczność.
„Mała księżniczka”
może i jest powieścią dla dzieci, ale zdecydowanie trafi do serca niejednego
dorosłego. Cieszę się, że zdecydowałam się sięgnąć po tę historię po latach, bo
zupełnie inaczej ją postrzegam teraz niż jako dziecko. Dopiero teraz uderzyła
mnie jej złożoność i głębia. Jest to niewątpliwie książka ponadczasowa, która
nigdy nie straci na aktualności. Na dodatek napisana jest przyjemnym językiem i
czyta się ją naprawdę szybko i przyjemnie. Z całego serca polecam Wam się z nią
zapoznać, jeśli do tej pory nie mieliście takiej okazji.
Za książkę
dziękuję Wydawnictwu MG.
Sara