Niewiele jest książek, a jeszcze mniej cykli, które zdecydowałam się przeczytać więcej niż raz. Niemniej, kiedy w zapowiedziach wydawnictwa zobaczyłam wznowienie „Mrocznych umysłów” bez zastanowienia je zamówiłam, a gdy tylko do mnie dotarło, natychmiast zabrałam się za lekturę. Czy okazała się tak samo satysfakcjonująca jak za pierwszym razem?
Na Stany Zjednoczone spadło ogromne nieszczęście. Dzieci zaczęły umierać z dnia na dzień. W końcu chorobę nazwano OMNI – młodzieńcza neurodegeneracja idiopatyczna. Dzieci, którym udało się przeżyć, zamknięto w obozach, gdzie według oficjalnych informacji szukano dla nich lekarstwa i pomagano im zapanować nad zdolnościami, jakie się u nich rozwinęły. Tak naprawdę jednak obozy to piekło na ziemi. Ruby jest jedną z ocalałych i codziennie musi mierzyć się z ponurą rzeczywistością w Thurmond. Musi tłumić swoje moce i starać się nie wychylać, inaczej może spotkać ją najgorsza z kar. Jednak pewnego dnia, wszystko się zmienia, a ona staje w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Bałam się, że
za drugim razem historia nie wciągnie mnie tak bardzo, jak za pierwszym, jednak
szybko okazało się, że były to bezpodstawne obawy. Świat stworzony przez
Alexandrę Bracken pochłonął mnie bez reszty. Na nowo czułam wściekłość, kiedy
czytałam o żołnierzach SSP, nieufność odnośnie Ligi, a także strach o bohaterów.
Akcja powieści jest bardzo dynamiczna, pełna zwrotów. Autorka potrafi uśpić
uwagę czytelników, a następnie wywrócić życie bohaterów o sto osiemdziesiąt
stopni. Podobało mi się, że ani przez chwilę czytelnik nie nudzi się przy
lekturze, a wręcz przeciwnie – jest non stop przez nią zaskakiwany.
Bohaterowie obudzili we mnie te same uczucia, jakimi obdarzyłam ich za pierwszym razem. Najciężej było mi polubić Ruby. Z jednej strony jej kreacja okazała się naprawdę udana.
Dziewczyna w obozie żyła w ciągłym lęku, że ktoś odkryje jej największy sekret,
a kiedy się z niego wydostała – bała się braku akceptacji ze strony innych
dzieciaków. Poznajemy ją więc jako zlęknioną szesnastoletnią dziewczynę, która
za wszelką cenę nie chce nikogo skrzywdzić. Czasami irytował mnie jej altruizmem.
Na szczęście na jej drodze stanęli ludzie, których nie udało jej się wystraszyć.
Od razu zakochałam się na nowo w miłym, uroczym Liamie, który potrafił porwać
serca dzieciaków i przekonać ich, że mogą wyrwać się z systemu stworzonego
przez rząd. On również był heroiczny i bezinteresowny, jednak w tak naturalny
sposób, że czytelnik natychmiast obdarowywał go sympatią. Pulpet również okazał
się niesamowicie ciekawą postacią. Chłopak był do bólu lojalny, ale też
tchórzliwy i nieufny. Na jego zaufania i przyjaźń trzeba było sobie zasłużyć.
Wyróżniał się też niesamowitą inteligencją, a wszystkim przywodził na myśl
osiemdziesięciolatka zamkniętego w ciele nastolatka. Równie barwną postacią
okazała się Zu. Dziewczynka przypominała mi spłoszone zwierzątko. Była
najmłodsza i wszyscy inni otaczali ją opieką. Nie do końca wiadomo, co ją
spotkało. Od bardzo dawna nie wypowiedziała żadnego słowa, co wynikało
prawdopodobnie z traumy. Dziewczynka jednak od razu zaskarbiła sobie miejsce w
moim sercu.
Bracken
powołała do życia wspaniałe i barwne postacie, które natychmiast pokochałam. Co
więcej jednak stworzyła między nimi wspaniałą relację. W świecie pogrążonym w
kryzysie demograficznym, ekonomicznym i politycznym nie można przeżyć w pojedynkę.
W takich warunkach trzeba zawierać przyjaźnie, by przeżyć. Przyjaźń Liama,
Pulpeta i Zu jest silna, oparta na wzajemnej trosce o siebie i chęci ochrony.
Ruby dołącza do nich na samym końcu i nie przez wszystkich witana jest szeroko
otwartymi ramionami. Udowadnia jednak swoją wartość, a okrutna rzeczywistość
sprawia, że stają się najlepszymi przyjaciółmi. Co więcej postacie Bracken
przez cała historię ewoluują. Szczególnie widoczne jest to u Ruby. Jak już
wspomniałam, poznajemy ją jako niepewną, niewychylającą się przed szereg
dziewczynę, jednak z czasem widzimy, jak bohaterka się zmienia, Wydarzenia z
książki odbijają na niej swoje piętno. Staje się bardziej odważna, zdolna do
poświęceń. Zaczyna akceptować swoją moc i nie boi się jej wykorzystać.
Pozostali również się zmieniają, jednak jest to dość subtelne. Wszyscy
przeżywają mniejsze lub większe kryzysy, ale wychodzą z nich silniejsi. Co
więcej, nie miałam wrażenia, że autorka ich idealizuje i robi z nich herosów,
wręcz przeciwnie – pozostali realni i jak najbardziej wiarygodni.
Książka
okazała się niesamowicie wciągającą lekturą, a jej zakończenie po raz kolejny
ścisnęło mnie za serce. Szczerze mówiąc, najlepiej z całej trylogii pamiętałam
właśnie pierwszą część i teraz ponownie czuję ekscytacje i ciekawość.
Najchętniej od razu sięgnęłabym po kontynuację, niestety na nią trzeba jeszcze chwilę
poczekać.
Jeśli jeszcze
nie czytaliście „Mrocznych umysłów”, ale lubicie dystopijne, mroczne klimaty,
to gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po tę książkę.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu
Jaguar.
Sara
Zastanowię się jeszcze nad nią.
OdpowiedzUsuńTeż się Saro jeszcze nad tą książką zastanowię, chociaż teraz mam inne lektury. Pozdrawiam :-) .
OdpowiedzUsuńRecenzja fajna, ale chyba książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń