Uwielbiam
tajemnicze, mroczne okładki. Nie trzeba mnie wówczas przekonywać do nabycia
książki z takową, wystarczy, że na nią spojrzę i już ją chcę. Tak właśnie było
z „Koroną kłamstw” Pepper Winters. Jednak mówi się, żeby nie oceniać książki po
okładce. Czy to powiedzenie znalazło zastosowanie przy wspomnianym tytule?
Elle
żyje jak w bajce. Ma wszystko, czego mogłaby sobie zapragnąć. Jej ojciec
posiada wspaniale prosperującą firmę znaną nie tylko w kraju ale i na świecie. Nigdy
więc dziewczynie nie brakowało pieniędzy. Zawsze była też oczkiem w głowie
taty, także majątek nie odebrał jej miłości rodzica. Od lat wiadomo, że całe
stworzone przez mężczyznę imperium kiedyś przejdzie w jej ręce, a ona czeka na
ten dzień z niecierpliwością i zachwytem. Uwielbia bowiem swoją pracę i mimo
młodego wieku rozumie poświęcenie, jakie trzeba dać, by firma dalej odnosiła
sukcesy. Jednak jej dziewiętnaste urodziny przynoszą ze sobą refleksje i
dziewczyna jeden jedyny raz pragnie uciec i żyć tak, jakby nie była dziedziczką
ogromnego przedsiębiorstwa. Bez swojego ochroniarza wybiera się na wycieczkę,
która skończyłaby się dla niej tragicznie gdyby nie pewien Bezimienny. Chłopak
spędza z nią kilka miłych chwil, ale niestety zostają brutalnie rozdzieleni
przez policję. Elle przez wiele lat próbowała go odnaleźć, jednak nie udało jej
się to. Zamiast niego w jej życiu pojawił się inny mężczyzna, faworyt jej ojca,
będący najbardziej irytującym draniem, jakiego kiedykolwiek spotkała.