Lubię mroczne klimaty, gustuję w
powieściach raczej idących w kierunku kryminałów i thrillerów, więc z chęcią
sięgnęłam po ,,Córkę gliniarza”, ponieważ wydawało mi się, że nie będzie to
tylko romans. Połączenie różnych gatunków bardzo często świetnie wypada i po
prostu zdaje egzamin, więc miałam nadzieję, że i tym razem się nie zawiodę. Jak
było?
Indy jest właścicielką księgarni,
którą odziedziczyła po swojej babci i wiedzie życie spokojne, otacza się
przyjaciółmi oraz stara spełniać się marzenia. Wydawałoby się, że jest
szczęśliwa, ale w jej życiu brakuje jeszcze jednego elementu – mężczyzny, w
którym kocha się odkąd skończyła pięć lat. Lee traktuje ją jak siostrę i głośno
o tym mówi. Jednak pewne wydarzenia sprawiają, że ich losy zaczynają się mocno
łączyć, co rozbudza między nimi uczucia. Czy ten związek będzie miał szansę
przetrwać?
Już na wstępie chyba muszę jasno
i wyraźnie napisać, że mam mocno mieszane uczucia co do tej książki. Oczywiście
w kolejnych akapitach postaram się wyjaśnić, co dokładnie mam na myśli i jakie
elementy mi się podobały, a jakie nie. Mam dość sporo różnych przemyśleń na
temat tej powieści i postaram się ująć wszystko zwięźle w słowa.