„Utracona godzina” to drugi tom przygód
Madsa Voortena. Poprzednia część zakończyła się dość niejednoznacznie i byłam
bardzo ciekawa, co wydarzy się później, dlatego niemal od razu sięgnęłam po
kontynuację. Spodziewałam się, że będzie ona na podobnym poziomie, co jej
poprzedniczka, jednak bardzo się pomyliłam.
Jedni mówią, że Burza zmusiła Tuistan do odejścia z Rozkrzyczanych Krain, inni twierdzą, że ci od dawna szykowali się do ich opuszczenia, uciekając przed czymś o wiele straszniejszym niż wojska powstańców. Podejrzenia padają na elfy i ich ultimatum. Voorten nie może odpocząć po trudach bitwy, bo czeka go dużo groźniejsze starcie. Czy i tym razem uda mu się ocalić swoich ludzi?
Voorten jest coraz bardziej zmęczony niekończącą się bitwą i piętrzącymi się zagadkami. Jego kreacja nieco uległa zmianie. Nadal jest tym genialnym i lekko szalonym strategiem, ale brzemię, jakie wziął na swoje barki coraz mocniej mu na nich ciąży. Przeszłe wydarzenia odbiły na nim swoje piętno i jest to wyraźnie widoczne. Bardzo mi się to podobało, ponieważ uwielbiam, gdy autorzy pamiętają o psychice swoich bohaterów. Lubię patrzeć, jak wydarzenia z książki działają na nią i dyskretnie zmieniają daną postać. W przypadku Madsa widać to wyraźnie, chociaż nie jest to rażąca zmiana. Nadal jest awanturnikiem, śmiałkiem i szaleńcem, ale zmęczonym i przygniecionym osobistą stratą.
Pozostałe postacie również nieco się
zmieniają. Szczególnie widać to u byłej Smoczej Strażniczki Elinaare. Ona również
jest zmęczona i to nie tylko walką, ale i prowadzeniem rozmów z wysłannikami
poszczególnych krain. Dowiadujemy się również nieco więcej odnośnie jej
przeszłości, przez co okazała się o wiele ciekawszą postacią niż dotychczas. Widzimy
też jej wewnętrzną walkę. Z jednej strony całym sercem popiera Burzę, z drugiej
nie potrafi całkowicie odciąć się od tego, co wpajano jej przez całe życie. Podobało
mi się to, gdyż dzięki temu postać nabiera głębi i realizmu.
Dużo lepiej poznajemy również Bielika
oraz Malhorna. Tego ostatniego znamy jedynie z opowieści innych i wiemy, że był
przyjacielem Madsa. Byłam ciekawa tej postaci i muszę przyznać, że jej kreacja
bardzo przypadła mi do gustu. Ponownie spotykamy również Orianę. Ona także się zmieniła,
dzięki czemu stała się mniej jednoznaczna. Lepiej poznajemy jej historię i motywację,
co również mi się podobało.
Sama historia wydaje mi się o wiele
bardziej rozbudowana niż ta przedstawiona w pierwszym tomie. Pojawiają się
intrygi, które nieco komplikują fabułę, ale w pozytywny sposób. Ponadto
poznajemy zakończenie pewnych wątków, które pozostały otwarte po zakończeniu „Mroźnego
szlaku”. Mads Voorten jeszcze bardziej szokuje towarzyszy oraz czytelników
swoimi niecodziennymi pomysłami. Bitwy stają się jeszcze bardziej epickie, a
wrogowie tym razem są o wiele potężniejsi. Wszystko w tym tomie nabiera intensywności
i charakteru, chociaż na mój gust było to za mało pewnej niezgrabnej smoczycy.
„Utracona godzina” okazała się lekturą
dużo bardziej dynamiczną i intrygującą, niż jej poprzedniczka. Sama nie wiem,
kiedy ją skończyłam, bo historia wciągnęła mnie bez reszty. Nie spodziewałam się
tego. Pisarz zdecydowanie podniósł tym tomem poprzeczkę i mam nadzieję, że
kolejna część okaże się równie dobra. Ponadto mogę Wam również polecić audiobooka
tej powieści, gdyż i jego miałam okazję posłuchać i tak samo jak w przypadku
pierwszego tomu bardzo przypadł mi do gustu.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN.
Sara
Fajna recenzja, ale jakoś nie po drodze mi z taką tematyką.
OdpowiedzUsuń