Niedawno w moje ręce trafiła intrygująca powieść „Zły pasterz” autorstwa Michała Wierzby. Szczerze przyznam, że byłam początkowo przerażona grubością tej pozycji. Ma ona bowiem ponad sześćset stron. Bardziej jednak niepokoił mnie fakt, że jest to debiut, a moje doświadczenie pokazało mi, że tak obszerne debiuty zazwyczaj są nudne, bo prezentują przerost formy nad treścią. Postanowiłam jednak przekonać się na własnej skórze i dać autorowi kredyt zaufania.
Jan Bogucki wraca do rodzinnego miasta po dziesięciu latach. Po drodze chce jeszcze złożyć wizytę siostrze, która odbywa właśnie archeologiczne praktyki. Na miejscu okazuje się jednak, że Kasia zniknęła, a wśród studentów krążą przeróżne plotki. Wszyscy są zaniepokojeni, ale jednoczenie nie mogą przestać myśleć o fascynującym odkryciu, jakiego dokonali krótko przed jej zniknięciem. Rozpoczyna się poszukiwanie zaginionej dziewczyny, a sprawa coraz bardziej się komplikuję, gdy na horyzoncie pojawia się rozwiązana przed laty sekta kierowana przez tajemniczego guru. Jan postanawia wszcząć prywatne śledztwo i odnaleźć siostrę. Nieoczekiwanie znajduje sojusznika w emerytowanym policjancie – Horście Millerze, dla którego ta sprawa ma wymiar osobisty.
Mam bardzo
mieszane uczucia, jeśli chodzi o tę książkę. Początkowo czytało mi się ją
dobrze, ale później zaczęła mnie męczyć zbyt długim wprowadzeniem, a następnie
przytłoczyła ilość wątków, miejsc i postaci, jakie autor postanowił już na
samym początku wprowadzić do swojej opowieści. Czasami było się trudno w tym
wszystkim połapać i trzeba było się skupić, by poukładać sobie wszystko w
głowie, jednak nie poddawałam się. W końcu zaczęło się wiele rzeczy wyjaśniać i
wówczas czytałam już z rosnącym zainteresowaniem. Powoli różne wątki łączyły
się w zgrabną całość, co przyjęłam z ulgą, ale i jeszcze większym zaintrygowaniem.
Sama historia mnie wciągnęła, choć muszę przyznać, że wiele opisów czy wydarzeń
wydawała się niezbyt potrzebna i powieść nabrałaby większej dynamiki, gdyby ich
nie było.
Bardzo
zainteresował mnie wątek starodawnego kultu, który autor bardzo rozbudował i
umiejętnie wplótł w fabułę. Zawsze intrygowały mnie takie tematy, dlatego z
ciekowością czytałam o przeróżnych obrzędach, chociaż ich brutalność nieraz
mroziła krew w żyłach. Nie zabrakło tu też innych charakterystycznych elementów
takich jak wierzenia czy symbole, które nadawały powieści tajemniczy i mroczny
charakter. Bardzo podobał mi się pomysł autora na wykorzystanie takiego motywu
w kryminale, bo jeśli dobrze pamiętam nie spotkałam się z takowym dotychczas.
Autor potrafi
bardzo plastycznie przedstawić lub opisać poszczególne wydarzenia, osoby czy miejsca,
co stanowiło ogromny plus. Za pomocą jego książek z łatwością można było przenieść
się do miejscowości, w których rozgrywała się historia. Myślę, że jest to
zasługą tego, że pisarz doskonale je znał. Równie dobrze poradził sobie z
tworzeniem postaci, które wydają się realne, a przede wszystkim posiadają
różnorodne osobowości. Co więcej autor nie boi się pisać krwawych i brutalnych
scen, a wręcz opisuje je z dokładnością, dzięki czemu zapadają w pamięć i
przyprawiają o dreszcze. Jego powieść jest więc wyrazista i odważna, co jak dla
mnie jest ogromnym plusem.
„Zły pasterz”
okazał się intrygującą lekturą. Wywołał u mnie mieszane uczucia, ale nie
żałuję, że po niego sięgnęłam. Mimo że czasami miałam wrażenie, że autor
niepotrzebnie ciągnie dany temat lub zbytnio się rozpisuje w mało istotnych
kwestiach, czytało mi się tę powieść przyjemnie i w miarę szybko. Podsumowując,
uważam ten debiut za udany i czekam na kolejną historię spod pióra autora.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.
Sara
Czytałam już o tej książce i myślę, że trafiłaby w mój gust.
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzje.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja i lekko mnie zachęca.
OdpowiedzUsuń