Sięgając po „Gild” wiedziałam, że jest to książka przeznaczona dla dorosłych czytelników ze względu na liczne sceny przemocy, seksu czy wulgarny język. Byłam więc nastawiona na mroczną historię, erotyk osadzony w świecie fantasy. Od dłuższego czasu miałam ochotę na coś takiego, jednak „Gild" nie sprostał moim oczekiwaniom.
Midas został pobłogosławiony darem zmieniania zwykłych przedmiotów w szczere złoto. Jednak jego złotym dotykiem mogą zostać obdarzeni także ludzie. Auren – faworyta króla – doświadczyła tego zaszczytu jako jedyna . Jej skóra, włosy, oczy są pokryte delikatną warstwą drogocennego metalu. Dziewczyna, uratowana niegdyś przez samego Midasa ze slamsów, obecnie wiedzie życie w luksusie i bezpieczeństwie, jednak nie wolno jej opuszczać złotej klatki, w której ukrył ją król. Więzienie nie stanowi jednak dla Auren powodu do smutku, wręcz przeciwnie – jest wdzięczna za nie. Dziewczyna darzy króla szczerym uczuciem i jest mu posłuszna, a przynajmniej do czasu, kiedy królestwo nie staje na skraju wojny, a Midas nie próbuje wykorzystać dziewczyny w swojej politycznej grze…
Początkowo
byłam bardzo zaciekawiona tą pozycją, niestety szybko moje zainteresowanie
uleciało. Przez dwie trzecie książki nie wiedziałam, dokąd właściwie zmierza
fabuła. Wysłuchiwałam żali głównej bohaterki, by po chwili czytać o
samokarceniu się Auren za niewdzięczność, jaką okazuje swoim marudzeniem. Czymże jest bowiem nuda
w złotej klatce wobec bezpieczeństwa i wszelkich wygód? Kiedy zaczynało się coś
dziać, zazwyczaj było to łatwe do przewidzenia już dużo wcześniej, przez co nie
było elementu zaskoczenia. Dopiero ostatnie sto stron uratowało tę historię.
Wówczas objawiła się kreatywność autorki i akcja nabrała tempa. Udało jej się
nawet mnie zszokować w pewnym momencie, co samo w sobie mnie zaskoczyło.
Kreacja głównej
bohaterki również nie przypadła mi do gustu. Dziewczyna z wyglądu przypominała
złoty posąg i szczerze mówiąc odniosłam wrażenie, że jest taką chodzącą figurą.
Wydawała się zupełnie bezuczuciowa i pozbawiona osobowości. Nawet, kiedy
targały nią jakieś emocje, sposób w jaki o tym opowiadała był ich całkowicie
pozbawiony, przez co w ogóle nie mogłam się wczuć w jej opowieść. Do tego
strasznie momentami mnie irytowała swoją bezmyślnością i narzekaniem.
Ponadto w
książce dosyć sporo było błędów logicznych oraz sytuacji, które wydawały się
sztuczne. Przykładowo z pleców Auren wyrastają wstęgi skóry, które mogła kontrolować. Dzięki nim mogła zrobić wiele rzeczy, ale gdy ktoś ją atakował i
mogła się dzięki nim obronić, w większości przypadków tego nie robiła. Ponadto
nie bardzo potrafiłam sobie wyobrazić, jak mogłaby je wykorzystywać, mając na
sobie płaszcz, a czasami to robiła. Przez tego typu sytuacje, książka traciła
na realności, co chyba najbardziej mi przeszkadzało.
Przez dwieście
stron wydawało mi się, że „Gild” będzie całkowitą stratą czasu, jednak ostatnie
sto zdecydowanie podbiło moją ocenę. Dużym plusem powieści jest też to, że
została napisana w bardzo przyjemny sposób i szybko się ją czyta. Jestem też w
sumie ciekawa dalszych losów bohaterki, więc suma summarum książka w pewien
sposób się wybroniła, chociaż pozostawiła po sobie dość duży niedosyt.
Sara
Dobrze, że ostatnie sto stron okazało się wciągającymi.
OdpowiedzUsuń