„Przeklęty metal” okazał się ciekawym i dość dobrym wprowadzeniem do cyklu Pawła Kornewa. Być może nie można było nazwać go genialnym majstersztykiem, ale widać w nim potencjał na interesującą historię. Dlatego dałam szansę „Żniwiarzowi”, czyli jego bezpośredniej kontynuacji.
Dla wielu ludzi bogactwo i władza to największy życiowy cel. Biesy natomiast pożądają ognia ludzkich dusz. Jednak zarówno zwykli śmiertelnicy, jak i piekielne bestie są jedynie pionkami w rękach gracza, dla którego liczą się jedynie jego własne cele. To nic, że wojna najpewniej do cna zniszczy Święte Ziemie. Najważniejsza jest jego wygrana. Jednak są ludzie, którzy nie mają zamiaru spokojnie czekać na zagładę swojego świata i podejmują walkę. W końcu tam, gdzie stal jest bezsilna, zawsze można zastosować pewne brudne sztuczki. Sebastian Mart, jako agent tajnej służby, ma ostatnią szansę. Musi przechytrzyć tajemniczego Żniwiarza. Podejmuje wielkie ryzyko, bowiem to zadanie może zaprowadzić go prosto na szafot.
Muszę
przyznać, że drugi tom okazał się o niebo lepszy niż pierwszy. Czyta się go
zdecydowanie dużo przyjemniej, bo nie wydaje się tak „sztywny” jak jego
poprzednik. Nieco zmienił się też styl autora, dzięki czemu narracja bardzo
dużo zyskała. Pojawia się tu też długo przeze mnie wyczekiwany humor. Na razie
jest go mało, ale myślę, że to się zmieni w kolejnych tomach. Książka nabrała
lekkości i płynności, co jest ogromną zmianą na plus. Jednocześnie wszystkie
mocne strony, jakie dostrzegłam w „Przeklętym metalu”, pojawiły się także
tutaj. Mamy tu przede wszystkim zawrotną i pełną przygód akcję oraz ciekawe, tajemnicze
intrygi. Niektóre wątki mocno się rozwinęły, inne dopiero pojawiły, co zapowiada
naprawdę udaną serię.
Jeżeli chodzi
o głównego bohatera, to nadal ciężko się z nim zżyć. Być może w tym tomie nie
jest aż tak bardzo wyidealizowany jak w poprzednim, ale niestety nadal wydaje
się wielkim szczęściarzem. Ma zdecydowanie zbyt duże umiejętności, chociaż
tutaj już nieco nabiera doświadczenia, więc można to w pewnym stopniu
wytłumaczyć. Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, ich losy mogą potoczyć się
bardzo ciekawe. Co więcej, wydarzenia mające miejsce wcześniej zaczynają na
nich oddziaływać i czytelnik może dostrzec w pewnym momencie ich powolną i
realistyczną przemianę.
W tym tomie
jednak bardzo ucierpiały dialogi. W pierwszej części były naturalne i
zdecydowanie dobrze napisane. Tutaj momentami wydawały się drętwe, czasami wprawiały
czytelnika w konsternację. Bywało, że autor na siłę próbował urozmaicić
wypowiedzi żartami, jednak okazywały się one nieśmieszne i suche. Można było
odnieść wrażenie, że pisarz rzeczywiście wziął sobie rady czytelników do serce
i wyluzował, jednak w tym przypadku na siłę. Przedobrzył i niestety nie wyszło
to powieści na dobre. Niemniej widać, że pisarz cały czas uczy się na błędach i
udoskonala swoją historię, także w kolejnym tomie mam nadzieję, że wróci do
poprzedniego poziomu konstruowania dialogów.
„Żniwiarz”
nadal ma pewne wady i niedopatrzenia, ale jest zdecydowanie dużo lepszy niż „Przeklęty
metal”. Jeśli autor utrzyma tę tendencję, to cykl może okazać się czymś
naprawdę dobrym, szczególnie że pomysł na historię jest naprawdę niesamowicie
ciekawy. Brakuje jedynie drobnych poprawek i wówczas czytelnik otrzyma coś zachwycającego.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc.
Sara
Dobrze zaprezentowałaś tę książkę Patrycjo. Tytuł sobie zapisuję. Pozdrawiam z deszczowego południa ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że jest lepszy niż poprzednia książka autora. Może faktycznie będzie to tendencja wzrostowa.
OdpowiedzUsuńTo wielki plus, kiedy autor się rozwija i bierze sobie do serca rady odbiorców.
OdpowiedzUsuńBrzmi jak coś dla mnie, choć nie przepadam za tym wydawnictwem - nie płaci pracownikom, w tym tłumaczom i korektorkom.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że autor trzyma poziom. :) Aby tak dalej.
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych powieści, które bardzo chcę przeczytać :)
OdpowiedzUsuń