Holly Black wzbudza wśród czytelników mieszane uczucia. Jedni nie lubią jej powieści, inni się nimi zachwycają. Ja należę do tej drugiej grupy i jestem jej zdecydowaną fanką. Uwielbiam jej historie o elfach i z wyczekiwaniem wypatruję kolejnych jej powieści. Dlatego po „Żelazną krainę” sięgnęłam bez wahania.
Kaye powoli dochodzi do siebie po wydarzeniach, jakie niedawno miały miejsce. Uczy się poruszać między światami, a ponadto stara się funkcjonować w społeczeństwie ludzi jako normalna nastolatka. Jednak szczur Armageddon i chochliczka Lutie-Loo nadal pozostają jej nieodłącznymi towarzyszami. W krainie elfów natomiast następują pewne zmiany. Na tron Dworu Termitów ma wstąpić Roiben, czemu uważnie przygląda się jego dawna ukochana – Królowa Silarial. Czy ta dwójka dojdzie do porozumienia czy też wojna pomiędzy elfami jest nieunikniona? I jaką rolę w tym wszystkim odegra Kaye?
Trzeci tom „Elfów
ziemi i powietrza” jest chyba najlepszy z całej trylogii. Przede wszystkim ma
dużo bardziej zawiłą fabułę, co przyjęłam z entuzjazmem. Elfy Holly Black
kojarzą mi się z intrygami i machlojkami, a nieco mi tego brakowało w
poprzednich tomach. Tutaj natomiast ponownie zawiązują się spiski, a
bohaterowie muszą zważać na słowa, by przez przypadek nie wplątać się w
nieoczekiwaną i dość kłopotliwą do spełnienia obietnicę. Akcja jest jednak dość
nierówna. Przyznam szczerze, że czasami się nudziłam, jednak szybko
odzyskiwałam zainteresowanie, kiedy działo się coś naprawdę intrygującego. Niemniej
książkę czyta się bardzo szybko. Stanowi dobre zamknięcie historii,
uporządkowuje poszczególne wątki, a umieszczone na jej końcu opowiadanie
stanowi przyjemną niespodziankę.
W powieści
pojawiają się dobrze nam znane postacie i muszę przyznać, że powrót Kaye i
Roibena bardzo mnie ucieszył, bo zdecydowanie bardziej polubiłam tę dwójkę niż
Val. Miło było ponownie ich spotkać i zobaczyć, jakie zaszły w nich zmiany.
Najbardziej widoczne są one u Kaye, która wydaje mi się dojrzalsza w tym tomie.
Jest to subtelna różnica, ale zdecydowanie działa na korzystnie na kreację tej
postaci. Elfy natomiast, jak to elfy, nadal pozostają sobą, choć w ich
zachowaniu można wychwycić również dyskretną zmianę.
Książki Holly
Black – lepsze lub gorsze – zawsze pozostawiają mnie w smutku. Uwielbiam świat wykreowany
przez autorkę i kończąc jakąś serię, zawsze czuję żal, że to już koniec
przygody. Tak też było w tym przypadku. Mimo że cykl okazał się nieco słabszy
niż chociażby „Okrutny książe” i tak dobrze się przy nim bawiłam i będę za nim
tęsknić. Na szczęście autorka pisze swoje powieści w szybkim tempie, tak więc
mam nadzieję, że niedługo znowu będę mogła wrócić do świata jej wyobraźni.
Niewiele
więcej mogę powiedzieć o tej książce. Jest to po prostu dobre zakończenie całej
trylogii. Być może nie do końca został wykorzystany jej potencjał, ale „Elfy ziemi
i powietrza” i tak pozostaną w mojej pamięci jako dobrze spędzony czas. Gorąco
polecam zarówno tę serię, jak i pozostałą twórczość Holly Black.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu
Jaguar.
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz