Po „Zenithcie”
przyszedł czas na kolejną część przygód Andromy, czyli „Nexusa”. Czy mamy tu do
czynienia z równie fascynującą historią? A może kontynuację powieści dopadła
klątwa drugiego tomu? Serdecznie zapraszam do przeczytania recenzji.
Nor bardzo
szybko za pomocą Zenitu opanowała niemal całą Galaktykę. Jednak wkrótce
wychodzi na jaw, że nie ma pełnej władzy nad Mirabel, bowiem przed śmiercią
Generał zdołał wybrać następcę, który przejął po nim wszystkie uprawnienia.
Androma momentalnie znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie. Staje się
najbardziej poszukiwaną osobą w całej Galaktyce, za towarzyszy ma jedynie
Liona, Dextro i rude, krwiożercze zwierzątko Gilly, a jej statek szwankuje. Na
dodatek prawdopodobnie należy jedynie do nielicznej grupki ludzi, której udało
się zachować czysty umysł. Kiedy bohaterowie rozbijają się na Solerze, napotykają
jednak na nieoczekiwanego sojusznika, a ich los nie wydaje się już tak
beznadziejny. Do czasu.
Tym razem
poznajemy mniej nowych bohaterów. Autorki skupiły się raczej na znanej nam
z poprzedniego tomu ekipie. Dowiadujemy się nowych informacji na temat
poszczególnych osób. Ponadto część narracji przejmuje Lira, dzięki
czemu możemy wgłębić się w umysł osoby zainfekowanej. I muszę przyznać, że
bardzo mi się to podobało, bo autorki podeszły do tego tematu dość oryginalnie.
Mianowicie osoby pod wpływem Valena nie stały się bezmózgimi robotami czy też więźniami
własnych umysłów, wołającymi o uwolnienie. Brat Nor bardzo ciekawie wpływa na
ich światopogląd. W większości zainfekowani myślą raczej zwyczajnie. Troszczą
się o swoich bliskich, wykonują swoje zadania. Jednocześnie jednak mają obsesję
na punkcie Nor. Chcą się jej przypodobać, uważają ją za najlepszą osobę w całej
Galaktyki. Jednak potrafią także myśleć o innych rzeczach, co bardzo mi się podobało.
Ponadto „Nexus”
jest też o wiele bardziej zaskakujący niż „Zenith”. Autorki naprawdę potrafią
zszokować czytelnika, co obecnie niestety wydaje się coraz trudniejsze. Wychodzą
na jawa sekrety, które rzucają nowe światło na pewne sprawy i postacie. Czasami
musimy przez to zmienić swoją ocenę co do poszczególnych bohaterów. Nabieramy
szacunku do tych, których nie lubiliśmy i zaczynamy nienawidzić tych, którzy
wzbudzili naszą sympatię.
Do gustu
przypadło mi też to, że autorki nie próbowały zrobić z bohaterów wybawców
świata. Nie poszufladkowały ich także na dobrych i złych. Chodzi mi tu o to, że
po pierwsze Androma i Dextro nie postanawiają zbawić świata, jak to jest w
przypadku innych historii. Oni przede wszystkim pragną odzyskać załogę i to
jest ich główny cel. Androma nie ma nawet zamiaru ratować Galaktyki mimo
swojego statusu. Dex natomiast zaczyna rozumieć, że tak naprawdę problemy nie
rozwiążą się po odzyskaniu dziewczyn, jednak nie uważa siebie i Andi za
wybrańców. Po drugie nikt tu nie jest czarny lub biały. „Dobrzy” bohaterowie
kierują się w pewnym sensie egoistycznymi pobudkami – nie obchodzi ich los
świata, pragną jedynie uratować bliskich. Natomiast ci „źli”, działają w dobrej
wierze. Chcą ocalić Exonię przed losem, jaki spotkał ich rodzinną planetę. Oczywiście
wybrali złe metody osiągnięcia celu, ale czy można im się dziwić, że nie
przebierają w środkach, skoro cała Mirabel odwróciła od niech wzrok, a potem
niemal zmiotła ich z powierzchni ziemni podczas Kataklizmu?
Podobał mi się
również wątek romantyczny w tej powieści. Po pierwsze dlatego, że nie dominował
fabuły. Stanowił dodatek do całości, a nie filar całej historii, co samo w sobie
zasługuje na moje uznanie. Wyodrębniłabym tutaj dwa wątki miłosne. Ten
ważniejszy tyczył się Dextro i Andromy. Ta dwójka przez większość czasu nawet
nie była razem, a mimo to trwała przy sobie ze względu na tlące się w nich
okruchy uczuć. Bali się ponownie zaryzykować i tak naprawdę do samego końca nie
wiedzieliśmy, jak się skończy relacja między nimi. Na dodatek wszystko toczyło
się bardzo naturalnie. Drugą parą bohaterów, którzy zdecydowanie się kochali
byli Nor i Zahn. Oni stali się symbolem czystego uczucia i bezwarunkowego
oddania. Trwali przy sobie bez względu na wszystko, a jednocześnie ich związek
nie był manifestowany czy gloryfikowany. Po prostu był i sprawiał, że obie
postaci wydawały się bardziej ludzkie i prawdziwe.
„Nexus” to
dynamiczna historia pełna zwrotów akcji i tajemnic. Autorki stworzyły wspaniały
świat oraz cudownych bohaterów. Nic nie jest tu czarne lub białe, dzięki czemu
powieść staje się bardzo realna. Cieszę się, że trafiłam na te książki i dałam
im szansę, bo cudownie się przy nich bawiłam. Będę tęsknić za Mirabel i jej
mieszkańcami.
Sara
Brzmi naprawdę interesująco i dość nietuzinkowo - mówię o bohaterach-nie wybawcach świata. Rzadko kiedy spotykamy się z czymś takim w literaturze. Będę miała na uwadze. :)
OdpowiedzUsuńbędę miała tą serię w pamięci :)
OdpowiedzUsuńByć może kiedyś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJestem na pewno ciekawa wątku romantycznego tej powieści.
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca recenzja. Chętnie zapoznam się z tą książką w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńNie jestem do końca przekonana czy odnalazła bym się w tej historii, aczkolwiek recenzja bardzo dobra. 😊
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze tej serii, ale po przeczytaniu Twojej recenzji z przyjemnością nadrobię tę zaległość 😉
OdpowiedzUsuńNiby ciekawe, ale trochę mnie odrzuca akcja dziejąca się w kosmosie. Wolę jednak przyziemne powieści. :D
OdpowiedzUsuń