Kiedy zobaczyłam zapowiedź „Bliźniąt z Piolenc”, intuicja podpowiedziała mi, że to będzie coś naprawdę mocnego. Z niecierpliwością czekałam, aż w końcu nadejdzie jej kolej i będę mogła poznać historię zapisaną na jej stronach. Poznanie tejże zajęło mi jeden dzień i muszę powiedzieć, że była to niesamowicie interesująca przygoda prowadząca czytelnika po najmroczniejszych zakamarkach ludzkiej psychiki.
W sierpniu 1989 roku jedenastoletnie bliźnięta – Solène i Raphaël – znikają bez śladu podczas lokalnego Święta Czosnku. Trzy miesiące później na cmentarzu jedno z nich zostaje znalezione. Martwe. Śledztwo utyka w martwym punkcie. Brakuje dowodów, świadków i podejrzanych. Niemal trzydzieści lat później w Piolenc dochodzi do kolejnych zniknięć, a wszystko wskazuje na to, że obie sprawy mają ze sobą wiele wspólnego. Koszmar powraca, a mieszkańcy coraz bardziej obawiają się o swoje dzieci. Ile z nich zaginie nim sprawa zostanie rozwiązana? Co przydarzyło się Solène i Raphaëlowi?
„Bliźnięta z
Piolenc” to historia, która pochłonęła mnie bez reszty. Nie mogłam oderwać się
od lektury i w rezultacie przeczytałam ją w jeden dzień. Sandrine Destombes
wie, jak wzbudzić i podtrzymać w czytelniku ciekawość. Jej książka pełna jest
zagadek, niewyjaśnionych tajemnic z przeszłości. Dotyczy dwóch śledztw, które
dzieli trzydzieści lat, a mimo to mamy wrażenie, że tak naprawdę chodzi o jedną
i tę samą sprawę. Stopniowo poznajemy losy poszczególnych bohaterów i
zagłębiamy się wraz z nimi w meandry ludzkiej psychiki.
Nic tutaj nie
jest oczywiste. Od samego początku śledczym nie brakuje poszlak, ale wszystkie
prowadzą ich do ślepych zaułków. Śledztwo stoi w martwym punkcie. Nikt nie ma
pomysłu, co mogło wydarzyć się niemal trzy dekady wcześniej czy też gdzie
podziały się dzieci porwane obecnie. Nie ma hipotez, ślady prowadzą donikąd, a
kiedy w końcu następuje jakiś przełom, teorii jest aż nazbyt wiele. Bohaterowie
błądzą po omacku, próbując rozpaczliwe połączyć niepasujące do siebie wątki, a
my dajemy się wciągnąć w wir wydarzeń i wraz z nimi zachodzimy w głowę nad
obiema sprawami. Już dawno nie zaangażowałam się w żadną książkę aż tak bardzo.
Tutaj jednak starałam się analizować wszystkie pojawiające się poszlaki i
znaleźć jakiś sens. Na niewiele się to zdało. Co prawda niektórych rzeczy
zdołałam się domyślić, ale zrobiłam to dosłownie kilka stron przed bohaterami,
kiedy autorka postanowiła odsłonić niemal wszystkie karty. Szalenie mi się
podobało takie stopniowe odkrywanie tajemnic i budowanie z chaosu logicznej
historii. Ponadto autorka niesamowicie zszokowała mnie rozwiązaniami niektórych
wątków. Nie spodziewałam się takiego zakończenia.
„Bliźnięta z
Piolenc” w pełni zasługują na miano thrillera psychologicznego, bo właśnie
psychika bohaterów i jej zaburzenia odgrywają tutaj bardzo istotną rolę. By
zrozumieć postępowanie poszczególnych postaci, musimy zrozumieć ich przeszłość,
traumy oraz najbardziej ukryte pragnienia czy potrzeby. To na tym budowana jest
cała opowieść i właśnie dlatego jest taka wyjątkowa i wciągająca. Uwielbiam
tego typu powieści, ponieważ wówczas towarzyszy mi pewien dreszczyk emocji. To
zadziwiające, a czasami wręcz przerażające do czego zdolny jest człowiek, który
ulegnie wewnętrznemu mrokowi, który w nim drzemie. Zagłębianie się w ludzką
psychikę i to w jej najmroczniejsze zakamarki, zawsze wzbudzało moją fascynację
i niesamowicie mnie interesowało, dlatego bardzo cieszę się, że autorka z taką
dbałością stworzyła tło psychologiczne tej historii.
Książka miała pewne
niedociągnięcia, które rzuciły mi się w oczy. Mimo dużej dbałości o szczegóły,
autorka czasami ignorowała pewne rzeczy. Przykładowo z jednym z porwanych dzieci
pisała tajemnicza osoba, która prawdopodobnie stała za jego zaginięciem. Jednak
śledczy nie mogli jej namierzyć, bo usunęła swoje konto na Facebooku, z którego
korzystała, by porozumiewać się z ofiarą. Policja ma swoje sposoby by sama lub z
pomocą pracowników platformy odnaleźć osobę, która takie konto stworzyła i
później dezaktywowała. Jednak tutaj nikt nie szukał IP komputera. Takich
niedociągnięć nie było dużo, zaledwie kilka, ale nieco wpłynęły na moją ocenę. Gdyby
autorka je wyeliminowała, powieść naprawdę można by uznać za genialną.
Książka ma w
sobie niesamowicie dużo emocji. Niemal sami czujemy bezsilność ludzi
prowadzących śledztwo czy rozpacz rodziców, którzy nie wiedzą, gdzie podziały
się ich dzieci. Do tego dochodzą uczucia drugo- i trzecioplanowych bohaterów.
Ich nienawiść, przerażenie, gniew, szczęście, smutek, obrzydzenie do samych
siebie tworzą prawdziwy emocjonalny rollercoaster, na którym czytelnik ma
okazję się przejechać. Niesamowicie mi się to podobało, bo dodało powieści
realizmu oraz głębi.
„Bliźnięta z Piolenc” to niesamowity thriller psychologiczny, który oderwie Was od rzeczywistości na wiele godzin. Mimo kilku niedociągnięć zachwycił mnie i wywołał mnóstwo mocnych wrażeń, dzięki czemu na długi czas wyrył się w mojej pamięci. Mam nadzieję, że dacie się skusić i sami sięgnięcie po tę niesamowitą historię.
Za książkę
dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga.
Sara
Świetna recenzja. Ale ja na razie odpuszczam sobie thrillery i kryminały. Pozdrawiam znad słabego espresso :)
OdpowiedzUsuńZ reguły omijamy mroczne historie :)
OdpowiedzUsuńZapisuję ten tytuł! To może być coś super :)
OdpowiedzUsuńMnie ich zapowiedź całkowicie ominęła, ale thrillery z tego wydawnictwa biorę w ciemno. Twoja recenzja również zachęca.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
O, coś ciekawego! Będę mieć na uwadze- lubię książki, które ciekawią już od pierwszych stron.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
O nie znam tej książki, ale wydaje się być naprawdę ciekawa. Muszę zapisać sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńLubię, gdy thiller czy kryminał wzbudza we mnie wiele emocje. Tytuł postaram się zapamiętać :)
OdpowiedzUsuńI ja to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuń