wtorek, 22 września 2020

[298] "Wielkie Płaszcze. Tron tyrana" - Sebastien de Castell

 


Całkiem niedawno miała miejsce premiera książki, na którą mnóstwo fanów fantastyki czekało z niecierpliwością. Mowa tu o finałowej części niezwykłej serii jaką okazały się „Wielkie Płaszcze”, a mianowicie o „Tronie tyrana” autorstwa Sebastiena de Castella. Czy zakończenie cyklu zadowoliło mnie, a może pozostawiło po sobie niedosyt?

Falcio cal Mond nigdy nie był tak bliski realizacji marzeń zmarłego króla jak teraz. Niewiele brakuje, by na tronie zasiadła córka władcy – Aline, a w Tristii w końcu zapanował ład i porządek. Jednak po raz kolejny pojawiają się nieoczekiwane komplikacje. W sąsiednim kraju nowy przywódca zrzesza barbarzyńskie armie od dawna nękające granice kraju. Na domiar złego dochodzą słuchy, że ma nowego sprzymierzeńca. Jest nim dwukrotny niedoszły morderca Aline. Mężczyzna jest niebezpieczny sam w sobie, a wraz z potężną armią może raz na zawsze zniszczyć szansę na realizację planów Falcio. Czy i tym razem mężczyźnie uda się przezwyciężyć przeciwności losu?

Sebastien de Castell po raz kolejny stanął na wysokości zadania i oddał w ręce czytelników wspaniałą książkę pełną przygód i emocji. Od pierwszego tomu nie sposób nudzić się przy lekturze, jednak tym razem autor przeszedł sam siebie. Tyle akcji pełnej zwrotów oraz szokujących wydarzeń nie było w żadnym poprzednim tomie. Dodatkowo na jaw wychodzi wiele tajemnic, a wszystkie rozpoczęte wcześniej wątki dostają swój finał, czasami wprowadzający w osłupienie, innym razem rozrywający serce na strzępy. Ponadto pisarz wlał w swoje działo mnóstwo emocji, które oddziałują na czytelnika w naprawdę mocny sposób. Wraz z bohaterami przeżywamy wszystkie szczęśliwe chwile, wzloty, upadki i rozczarowania. Nie sposób się od tego zdystansować, kiedy tyle przeszło się z postaciami.


Bohaterowie jak zwykle są niesamowicie dobrze wykreowani. Nie sposób ich nie lubić. Dostrzegamy także zmiany, jakie w nich zaszły na skutek przeżytych wydarzeń. Każda z przygód w jakiś nieodwracalny sposób je naznaczyła i zmieniła. Uwielbiam to w powieściach, ponieważ dodaje autentyczności postaciom i całej historii. Muszę powiedzieć, że będę tęsknić za powołanymi do życia przez de Castella osobami. Spędziłam z nimi wspaniale czas i bardzo się zżyłam. Rzadko bywa bym darzyła postacie literackie takimi uczuciami, ale autorowi udało się stworzyć ludzi, za którymi będę tęsknić.

Mimo wspaniałej fabuły, czasami w poprzednich tomach zdarzały się różne niedociągnięcia czy naciąganie faktów. Finałowa część niestety nie jest od tego wolna, jednak jest ich tu zdecydowanie mniej i nie rzucają się tak bardzo w oczy. Nie wiem, czy po prostu przestałam w pewnym momencie się nimi przejmować, czy po prostu jestem tak oczarowana ogółem, że nieświadomie przymykam na nie oko. W każdym razie jestem gotowa wybaczyć je autorowi, bo zdecydowanie nie odebrały mi radości z lektury.

Cieszę się, że mogłam poznać tę serię i mam nadzieję, że autor niedługo napisze kolejną, tak samo udaną. Świetnie bawiłam się przy tym cyklu i być może za parę lat wrócę do niego, co szczerze mówiąc nie zdarza się zbyt często. W tym przypadku jednak myślę, że złamię zasadę nieczytania dwa razy tej samej pozycji i jeszcze raz wrócę do świata wykreowanego przez de Castella. Wam też serdecznie polecam zapoznanie są z serią i mam nadzieję, że spędzicie z nią tak samo miłe chwile jak ja.


 Za książkę dziękuję Wydawnictwu Insignis.

Sara

6 komentarzy:

  1. To coś dlamnie. na naciąganie faktów, czasami przymykam oko

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie też, ale jak wspomniałem - nieco się ostatnio "urealniam" historią. Pozdrowienia !

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam od dawna pierwszy tom na czytniku, chyba pora się za niego zabrać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze pierwszego tomu, ale czuję się mocno zachęcona.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam serii ale jeżeli jest wciągająca to jestem zainteresowana.

    OdpowiedzUsuń