Całkiem
niedawno miała miejsce premiera książki, na którą mnóstwo fanów fantastyki
czekało z niecierpliwością. Mowa tu o finałowej części niezwykłej serii jaką
okazały się „Wielkie Płaszcze”, a mianowicie o „Tronie tyrana” autorstwa
Sebastiena de Castella. Czy zakończenie cyklu zadowoliło mnie, a może
pozostawiło po sobie niedosyt?
Falcio cal Mond nigdy nie był tak bliski realizacji marzeń zmarłego króla jak teraz. Niewiele brakuje, by na tronie zasiadła córka władcy – Aline, a w Tristii w końcu zapanował ład i porządek. Jednak po raz kolejny pojawiają się nieoczekiwane komplikacje. W sąsiednim kraju nowy przywódca zrzesza barbarzyńskie armie od dawna nękające granice kraju. Na domiar złego dochodzą słuchy, że ma nowego sprzymierzeńca. Jest nim dwukrotny niedoszły morderca Aline. Mężczyzna jest niebezpieczny sam w sobie, a wraz z potężną armią może raz na zawsze zniszczyć szansę na realizację planów Falcio. Czy i tym razem mężczyźnie uda się przezwyciężyć przeciwności losu?
Sebastien de
Castell po raz kolejny stanął na wysokości zadania i oddał w ręce czytelników
wspaniałą książkę pełną przygód i emocji. Od pierwszego tomu nie sposób nudzić
się przy lekturze, jednak tym razem autor przeszedł sam siebie. Tyle akcji
pełnej zwrotów oraz szokujących wydarzeń nie było w żadnym poprzednim tomie.
Dodatkowo na jaw wychodzi wiele tajemnic, a wszystkie rozpoczęte wcześniej
wątki dostają swój finał, czasami wprowadzający w osłupienie, innym razem
rozrywający serce na strzępy. Ponadto pisarz wlał w swoje działo mnóstwo
emocji, które oddziałują na czytelnika w naprawdę mocny sposób. Wraz z
bohaterami przeżywamy wszystkie szczęśliwe chwile, wzloty, upadki i rozczarowania.
Nie sposób się od tego zdystansować, kiedy tyle przeszło się z postaciami.
Bohaterowie jak zwykle są niesamowicie dobrze wykreowani. Nie sposób ich nie lubić. Dostrzegamy także zmiany, jakie w nich zaszły na skutek przeżytych wydarzeń. Każda z przygód w jakiś nieodwracalny sposób je naznaczyła i zmieniła. Uwielbiam to w powieściach, ponieważ dodaje autentyczności postaciom i całej historii. Muszę powiedzieć, że będę tęsknić za powołanymi do życia przez de Castella osobami. Spędziłam z nimi wspaniale czas i bardzo się zżyłam. Rzadko bywa bym darzyła postacie literackie takimi uczuciami, ale autorowi udało się stworzyć ludzi, za którymi będę tęsknić.
Mimo
wspaniałej fabuły, czasami w poprzednich tomach zdarzały się różne niedociągnięcia
czy naciąganie faktów. Finałowa część niestety nie jest od tego wolna, jednak
jest ich tu zdecydowanie mniej i nie rzucają się tak bardzo w oczy. Nie wiem,
czy po prostu przestałam w pewnym momencie się nimi przejmować, czy po prostu
jestem tak oczarowana ogółem, że nieświadomie przymykam na nie oko. W każdym
razie jestem gotowa wybaczyć je autorowi, bo zdecydowanie nie odebrały mi
radości z lektury.
Cieszę się, że
mogłam poznać tę serię i mam nadzieję, że autor niedługo napisze kolejną, tak samo
udaną. Świetnie bawiłam się przy tym cyklu i być może za parę lat wrócę do
niego, co szczerze mówiąc nie zdarza się zbyt często. W tym przypadku jednak
myślę, że złamię zasadę nieczytania dwa razy tej samej pozycji i jeszcze raz
wrócę do świata wykreowanego przez de Castella. Wam też serdecznie polecam
zapoznanie są z serią i mam nadzieję, że spędzicie z nią tak samo miłe chwile
jak ja.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Insignis.
Sara
To coś dlamnie. na naciąganie faktów, czasami przymykam oko
OdpowiedzUsuńDla mnie też, ale jak wspomniałem - nieco się ostatnio "urealniam" historią. Pozdrowienia !
OdpowiedzUsuńMam od dawna pierwszy tom na czytniku, chyba pora się za niego zabrać!
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze pierwszego tomu, ale czuję się mocno zachęcona.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za takim gatunkiem :c
OdpowiedzUsuńNie znam serii ale jeżeli jest wciągająca to jestem zainteresowana.
OdpowiedzUsuń