Niedawno swoją
premierę miała nowa książka Ilarii Tuti – „Śpiąca nimfa”. To skusiło mnie, by
sięgnąć po twórczość autorki, bo do tej pory nie miałam takiej okazji.
Początkowo nie zauważyłam, że jest to drugi tom serii, ale nie zraziłam się,
gdyż cykli z tego gatunku zazwyczaj nie trzeba czytać chronologicznie. Czy tak
też było w przypadku „Śpiącej nimfy”?
Kolejnym
ogromnym plusem książki są jej bohaterowie, których pokochałam całym sercem. Szczególnie
wkradła się w nie pani komisarz – sześćdziesięciolatka z początkującym Alzheimerem.
Kobieta niedawno dowiedziała się o swojej chorobie, która zabiera nie tylko jej
pamięć, ale i tożsamość, miłość do pracy oraz zdolność jej wykonywania. Ataki
schorzenia powodują, że nie pamięta dawnych spraw, a niekiedy nawet traci kontakt
z rzeczywistością. Na razie stanowi to jej sekret, jednak z każdym dniem coraz
trudniej ukrywać go przed swoim przełożonym oraz podwładnymi. Kobieta nie ma
także oparcia w rodzinie, gdyż jest sama, nie posiada dzieci, a jedynie dwójkę
oddanych przyjaciół oraz wspaniałych współpracowników. Przez całą opowieść
obserwujemy, jak Teresa stara się sobie radzić z postępującą chorobą. Zapisuje
wszystko w dzienniku, sporządza listy rzeczy do zrobienia, ćwiczy logiczne myślenie.
Współczujemy jej, ale i podziwiamy za to, jak bardzo się stara. Poznajmy jej
lęki i obawy, możemy wejść w jej skórę i poczuć się, jak osoba bojąca się, że
stanie się jedynie zjawą, duchem, echem siebie samej sprzed lat. Na domiar
złego czujemy jej samotność, która jeszcze bardziej potęguje strach przed
nieznanym. To bardzo ciekawe doświadczenie. Autorka świetnie poradziła sobie z
opisem ataków choroby oraz stanu psychicznego zdruzgotanej kobiety, która
jednak stara się funkcjonować tak normalnie, jak tylko zdoła.
Również
Massimo Marini to ciekawa postać. Jego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość
naznaczona została przez ojca skłonnego do przemocy oraz aktu desperacji
dziecka, które próbowało ochronić siebie i swoją matkę przed tyranem. Historia
mężczyzny pozostawiła na nim swój ślad, przez co ten boi się dopuścić do siebie
kobietę oraz ich jeszcze nienarodzone dziecko. Również przy jego kreacji
autorka bardzo się postarała i stworzyła postać z krwi i kości, której
współczujemy i chcemy pomóc.
Oboje stanowią
wspaniały duet. Ich relacja nieco przypomina tą, która rodzi się między matką i
synem. Oboje troszczą się o siebie i mimo że często sobie dogryzają i udają
wobec siebie obojętność, mogą na siebie liczyć w każdym momencie. Co więcej
mimo że oboje są postaciami nieco tragicznymi, nie wprowadzają w powieść
depresyjnej aury. Pani komisarz świetnie ukrywa swoje lęki i zachowuje dawną bezpośredniość,
brak poszanowania dla procedur oraz niekonwencjonalność. Massimo natomiast to
nieco pedantyczny i sztywny człowiek, który stara się mieć wszystko pod
kontrolą. Jednak czasami los postanowi utrzeć mu nosa, co często wywołuje uśmiech
na naszej twarzy.
Książka
zawiera mnóstwo emocji i uczuć, które przeszywają czytelnika i pozwalają mu zagłębić
się w psychikę nie tylko głównych bohaterów, ale i tych pobocznych, a także
mordercy. Poznajemy Rezjan, pragnących za wszelką cenę zachować swoją etniczną
odmienność, zagłębiamy się we wspomnienia ludzi dotkniętych wojną oraz czynami,
które popełnili podczas jej trwania. Widzimy jak wyrzuty sumienia zżerają pewne
osoby od środka przez kolejne dziesięciolecia. Co więcej zagłębiamy się w
psychikę morderców, dla których zabijanie jest jak oddychanie.
Powieść zawiera
bardzo wiele wątków, jednak wszystko cudownie się ze sobą łączy i zachwyca.
Autorka przyłożyła się do swojej pracy i poruszyła w niej bardzo wiele
ciekawych kwestii takich jak magia rytualna, historia Rezjan czy dawne
wierzenia. Nawet jeżeli część tego co zawarła w swojej powieści jest jedynie
wytworem jej wyobraźni, opisała to w taki sposób, że łatwo wziąć to za prawdę. Widać,
że pisarka włożyła serce w swoją książkę i dopracowała ją w każdym calu.
Jak już
wcześniej wspomniałam, nie czytałam pierwszego tomu, jednak to nie odebrało mi
radości z lektury. Były momenty, kiedy zdawałam sobie sprawę, że coś mi umyka i
najpewniej znalazłabym to w poprzedniej części, jednak nie zdarzało się to zbyt
często i nie psuło przyjemności z lektury. Śmiało możecie więc sięgnąć po drugi
tom bez znajomości pierwszego, jednak zachęcam do czytania serii chronologicznie.
„Śpiąca nimfa”
oczarowała mnie i sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać. Wspaniali
bohaterowie, oryginalna fabuła i świetne wykonanie – to wszystko sprawiło, że
książka okazała się genialną lekturą, o której długo nie zapomnę. Mam też nadzieję,
że będę miała niedługo okazję przeczytać pierwszy tom.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga.
Sara
Ja na razie kryminały odpuszczam. Ale Wydawnictwo bardzo dobrze znane. Rekomendację jednak przyjmuję. Pozdrawiam z deszczowego i burzowego południa Kraju :)
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem ciekawie, ale ostatnio jakoś nie mam ochoty na kryminały.
OdpowiedzUsuńzaintrygowały mnie te dodatkowe wątki :)
OdpowiedzUsuńZachęcająca recenzja. Będę miała tę książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńObecnie kryminały u mnie na fali, więc czuję się więcej niż zaciekawiona. I wydawać by się mogło, że już ogromnie dużo napisano opowieści i powinniśmy powtarzać tylko...to już było, było, było... cieszę się, że opowieści wciąż mogą nas zaskoczyć...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Kryminały zawsze pozostaja w modzie
OdpowiedzUsuńObraz namalowany krwią... No, no... Aż mnie ciary przeszły. Nie znam twórczości tej autorki i nawet pierwszy raz stykam się z tym nazwiskiem. Może kiedyś przeczytam tę książkę? Widzę, że to od Soni Dragi. Lubię to wydawnictwo. Według mnie mają wiele ciekawych pozycji.
OdpowiedzUsuńTen tytuł niedawno wzbogacił moją biblioteczkę i wkrótce będę go czytała. 😊
OdpowiedzUsuńFabuła intrygująca :)
OdpowiedzUsuńCzuję się zaintrygowana, a i okładka bardzo wpada w oko ☺️
OdpowiedzUsuń