Wszyscy nasi obserwatorzy chyba już wiedzą, że kocham fantastykę. Dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok „Wiedźm z Dechowic” autorstwa Piotra Jedlińskiego. Nie do końca wiedziałam, czego spodziewać się po tej cegiełce, ale miałam dobre przeczucia. Czy okazały się trafne?
Zazwyczaj wiedźmy dobierają się w trójki, bo to optymalizuje ich moc. Te z Dechowic są jednak wyjątkiem, ponieważ mają jedną nadprogramową czarownicę w swoim składzie. W tajemnicy przed resztą mieszkańców walczą z czarołowczymi, organizują sabat lub też mierzą się z pradawnymi artefaktami. Nie stronią także od plotek – szczególnie Lucyna, która uwielbia wymieniać się nowinkami z całą wsią.
„Wiedzmy z Dechowic” to lekka, przyjemna powieść fantasy prowadzona w nieco komediowym stylu. Nie jest to więc coś, co na pewno spodoba się fanom dark czy higt fantasy. Za to jeśli ktoś lubi mniej poważną fantastykę – pozycja ta będzie dla niego idealna. Ja akurat lubię takie lekkie powieści wykorzystywać jako odpoczynek po epickich, pełnych mroku i akcji cyklach.
Powieść
podzielona jest na cztery części, które mogłyby uchodzić za osobne, luźno
połączone ze sobą opowiadania. Każda z nich to niezapomniana przygoda pełna
magii, niebezpieczeństw i humoru. Zdecydowanie twórczości Jedlińskiego nie
można zarzucić szablonowości czy braku pomysłów. Autor ma ich mnóstwo i
świetnie umie je wykorzystać, by stworzyć coś, co przykuje uwagę czytelnika na
wiele godzin.
Bohaterkami
powieści są Lucyna, Mirka, Michalina i Elżbieta. Każda z nich ma swoją historię
i własną, intrygującą osobowość. Najlepiej z nich wszystkich poznajemy Lucynę
oraz Michalinę. Obie panie zupełnie się od siebie różnią, jednak zarówno jedną
jak i drugą bardzo polubiłam. Początkowo miałam obiekcje co do pierwszej z
nich, ponieważ strasznie nie lubię nałogowych plotkar, jednak bardzo szybko
staruszka zdobyła moją sympatię. Michalina natomiast jawi się tutaj jako ktoś
kto przewodzi reszcie kobiet. Jest najstarsza i zdecydowanie najbardziej
doświadczona zarówno w sprawach życiowych jak i magicznych. O Mirce i Elżbiecie
dowiadujemy się znacznie mniej, co nieco mnie zasmuciło. Mam nadzieję, że w
następnym tomie autor poświęci im więcej uwagi, bo na pewno na to zasługują.
Bardzo
podobała mi się relacja pomiędzy bohaterkami. Wszystkie cztery potrafiły nieźle
zajść sobie nawzajem za skórę, jednak w razie potrzeby mimo sprzeczek
wskoczyłyby za sobą w ogień. Wielokrotnie udowodniły, że siostrzana więź wiedźm
jest nierozerwalna i najważniejsza. Czuć między nimi prawdziwą przyjaźń, która
zacieśnia się jeszcze bardziej na skutek przeżytych przygód.
Jak już
wspomniałam, książka została napisana w komediowym stylu. Nie zawsze mi się to podoba,
jeśli chodzi o fantastykę, jednak tutaj wszystko idealnie ze sobą współgrało.
Nie było tutaj również zbyt wiele absurdu, co także przypadło mi do gustu, bo
akurat tego typu humoru w książkach nie znoszę.
„Wiedźmy z
Dechowic” to przyjemna, wciągająca historia czterech starszych pań, którą pomimo
objętości czyta się bardzo szybko. Niesamowicie cieszę się, że miałam
przyjemność przeczytać tę powieść i już nie mogę doczekać się kontynuacji!
Sara
Na pewno zachęcił mnie ten komediowy styl, o którym wspominasz.
OdpowiedzUsuńTeż lubię czasem odpocząć od mroczniejszej fantastyki czymś takim bardziej komediowym i na luzie. Chętnie sprawdzę "Wiedźmy z Dechowic".
OdpowiedzUsuń