Już za kilka dni swoją premierę będzie mieć „Sierociniec janczarów” Piotra Gajdzińskiego. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z nazwiskiem autora i byłam pewna, że to jego debiut. Okazało się jednak, że pisarz ma na swoim koncie kilkanaście książek, jednak jak dotąd jego specjalnością była literatura faktu. Z tego co udało mi się dowiedzieć, omawiana dziś przeze mnie książka jest pierwszym kryminałem tego autora. Byłam więc bardzo ciekawa, jak odnalazł się w innym gatunku niż dotychczas.
Dziennikarz Rafał Terlecki przyjeżdża do rodzinnego Wolsztyna na zjazd z okazji rocznicy matury. Tam spotyka swojego dawnego szkolnego kolegę – Pawła Zdanowskiego, który ma dla niego ciekawy temat. Dwa lata wcześniej brutalnie zamordowano pewną dziewczynę, co wstrząsnęło miasteczkiem. Sprawa wydaje się zakończona, bowiem odnaleziono i osądzono zabójcę, jednak istnieją przesłanki do tego, by sądzić, że owa zbrodnia ma powiązanie z innymi makabrycznymi morderstwami, do których dochodziło na przestrzeni kilkudziesięciu lat w Wolsztynie. Sytuacja zaczyna się komplikować, kiedy Rafał odkrywa, że w sprawę mogli być zamieszani także ich ojcowie. Poznaje też historię pewnego wychwalanego w miasteczku księdza, który wcale nie był tak święty, jak mogłoby się wydawać mieszkańcom.
Chyba jeszcze
nigdy nie czytałam kryminału, gdzie główny bohater to dziennikarz śledczy.
Zazwyczaj w rozwiązywanie zagadek kryminalnych zaangażowani są detektywi,
profilerzy, policjanci czy też byli mundurowi. Muszę przyznać, że zmiana
perspektywy za sprawą „Sierocińca janczarów” okazała się bardzo odświeżająca. Praca
dziennikarza śledczego zupełnie różni się od tej wykonywanej przez funkcjonariuszy.
Osoby, które ją wykonują, mają dużo mniejsze możliwości, jednak jednocześnie
niejednokrotnie łatwiej im nawiązać kontakt z różnymi osobami, dzięki czemu
ludzie chętniej dzielą się posiadanymi informacjami. Śledzenie poczynań
Terleckiego było naprawdę ciekawym doświadczeniem.
Również
konstrukcja fabuły jest tu zupełnie inna niż w przypadku typowych kryminałów.
Miałam wrażenie, że od początku wiele rzeczy wiadomo i zadaniem bohatera było
jedynie poukładać poszczególne puzzle w całość. W międzyczasie na jaw
wychodziły pewne tajemnice, pojawiały się nowe poszlaki, dzięki czemu autorowi
udawało się utrzymać ciekawość czytelnika. Taka konstrukcja fabuły była
intrygującym posunięciem.
Początkowo
byłam nieco zagubiona. Akcja toczy się w trzech płaszczyznach czasowych: okres
przedwojenny, czasy komunistyczne oraz współczesne. Mamy tutaj również bardzo
dużo nazwisk, co początkowo wprowadziło w mojej głowie zamęt. Na szczęście na
początku książki autor zamieścił spis bohaterów oraz miejsc razem z ich krótką
charakterystyką, co nieco ułatwiło odnalezienie się w fabule. Później jednak
nie miałam problemu z zorientowaniem się, kto jest kim. Jeśli chodzi o
perspektywy czasowe – z tym także nie miałam kłopotu, a ich wprowadzenie bardzo
urozmaiciło fabułę.
Dziennikarski
styl autora także przypadł mi do gustu. Książka jest napisana w sposób konkretny
i rzetelny, dzięki czemu wydaje się wiarygodna. Osobom które wolą kwieciste
opisy i bardziej wyszukany język, może on nie przypaść do gustu, mi jednak
zdecydowanie się podobał.
„Sierociniec janczarów” to powieść bardzo oryginalna pod wieloma względami, jednak czegoś mi w niej brakowało. Mam wrażenie, że autor nie do końca wykorzystał potencjał tej historii. Wywołała we mnie ciekawość, jednak nie udało się jej wykrzesać ze mnie więcej emocji. Mimo wszystko cieszę się, że miałam okazję ją przeczytać i na pewno sięgnę po kolejną powieść autora, jeśli takową wyda.
Sara
Ciekawy dobór bohatera.
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiłaś mnie tą książką.
OdpowiedzUsuń