Premiera
„Królowej niczego” wywołała u mnie niebywałe uczucia. Już dawno nie czekałam z
takim utęsknieniem na kolejną część jakiegokolwiek cyklu. „Zły król” skończył
się jednak w tak interesującym momencie, że chwilowo naprawdę znienawidziłam
Holly Black. Na szczęście wczoraj dotarła do mnie ostatnia części „Okrutnego
księcia” i po raz kolejny mogłam zakochać się w autorce.
Jude jest Najwyższą
Królową na Elfhame, jednak oprócz jej starszej siostry nikt jej w to nie
wierzy. Skazana na wygnanie stara się żyć w świecie śmiertelników tak normalnie
jak tylko zdoła. Nie jest to jednak proste, a dziewczynom opiekującym się na
dodatek młodszym bratem coraz częściej zaczyna brakować pieniędzy. Jude
wykonuje więc różne niebezpieczne zadania dla zamieszkującego ziemie
śmiertelników przedstawiciela królestwa elfów. Jednak gdy na progu mieszkania
staje Taryn ich życie może ulec zmianie. Dziewczyna przynosi ze sobą
niebezpieczne informacje. Otwiera także przed swoją bliźniaczką drzwi powrotne
do ich ukochanego świata. Czy Jude odważy się powrócić do Elfhame? Czy zechce
po raz kolejny pomóc Cardanowi?
„Okrutny
książę” był interesującą lekturą, którą określiłabym jako dobrą pozycję fantasy
dla młodzieży. Zawierał ciekawą, lekką historię zabarwioną nutką romansu nadającą
się na jeden czy dwa wieczory relaksu. „Zły król” okazał się jeszcze lepszy i
dużo bardziej ambitny. Zabrał nas do świata pełnego intryg i brutalności oraz
skomplikowanych relacji między bohaterami. „Królowa niczego” powaliła jednak
swoje poprzedniczki na kolana i zapewniła nam rozrywkę na zupełnie innym,
wyższym poziomie. To naprawdę kawałek dobrej fantastyki.
W ostatnim
tomie trylogii nie ma aż tylu intryg co w poprzedniej części. Tutaj autorka
skupiła się na nadchodzącej wojnie i przyspieszyła nieco akcję. Jednak jeżeli
spodziewacie się krwawych bitew i heroicznych zwycięstw – to nie ten rodzaj
książki. Świat wykreowany przez bohaterkę częściej opiera się na sekretach,
nieopatrznych obietnicach czy grze słów. Konflikty w świecie elfów najczęściej
nie rozwiązuje miecz lecz słowa i czyny. To jedna z cechy wyróżniających tę
serie na tle innych powieści fantasy, gdzie zazwyczaj leje się krew i świstają
ostrza. Tutaj rzeczywistość wykreowana jest bardziej bajkowo, jednak słodycz
bajki zastąpiono tu brutalnością realnego świata przez co Holly Black stworzyła
coś nowego i oryginalnego za co bardzo ją podziwiam, bo w dzisiejszych czasach
niełatwo wymyśleć coś takiego, gdyż wszystkie dobre pomysły zostały już w dużej
mierze wykorzystane w przeszłości.
Relacja między
Juda a Cardanem rozwija się coraz bardziej i w dalszym ciągu dzieje się to w
naturalnym tempie. Elf nadszarpnął zaufania dziewczyny, w wyniku czego ich
uczucia potrzebują czasu, by się odbudować. Gdy jednak do tego dochodzi oboje
robią krok naprzód, przez co ich związek ewoluuje. Ich relacja to kolejna rzecz
w książce, która ją wyróżnia. Jude i Cardan w niczym nie przypominają zwykłych
kochanków jakich pełno w powieściach tego typu. Ich relacja nie opiera się na
pożądaniu czy pojawiającej się w pewnym momencie miłości odbierającej im rozum
i zmieniającej ich charaktery. Wręcz przeciwnie. Ich związek ma solidne
fundamenty i opiera się na przyjaźni i wzajemnym szacunku. Miłość pojawiająca
się w pewnym momencie nie zaślepia ich i nie ogłupia. Jest jedynie dodatkiem i
ucementowaniem ich relacji. Niesamowicie mi się to podobało, bo dodało powieści
realności i po raz kolejny pokazało, że autorka nie boi się łamać schematów.
Końcówka
powieści była jak rodem wyjęta z baśni. Nie powiem, że byłam jakoś szczególnie
zaskoczona zakończeniem, ale moim zdaniem było dobre. Może nie rewelacyjne czy
wbijające w fotel, ale pasowało do całokształtu. Tylko odrobinkę mnie ono
rozczarowało, bo spodziewałam się czegoś z przytupem, ale nie zepsuło mi ono
ogólnego wrażenia.
„Królowa
niczego” to moim zdaniem doskonałe zwieńczenie trylogii. Zarówno ona jak i cała
seria na pewno na długo zapadną mi w pamięci, a kolejne książki autorki staną
się pierwszymi tytułami na mojej liście do przeczytania. Gorąco polecam Wam te
serię i czekam na Wasze opinie.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Sara
Dobrze, że zakończenie trylogii jest tak udane. To na pewno zachęcające.
OdpowiedzUsuńPlanuję przeczytać pierwszy tom, jeśli przypadnie mi do gustu sięgnę po kolejne tomy, które są bardzo zachwalane. Cieszę się, że ostatni tom trylogii jest dobry.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk