„Dla wielbicieli książek
Mony Kasten i Laury Kneidl. Romantyczna i pikantna!” – taki napis
widnieje w opisie książki Bianci Iosivoni zatytułowanej „First last look”.
Zazwyczaj sceptycznie podchodzę do takich zapewnień, gdyż często jest to
jedynie tani chwyt marketingowy, ale tym razem wydawnictwu udało się mnie nim
przekonać. Wszystko przez to, że kocham twórczość Mony Kasten i w oczekiwaniu
na jej kolejną powieść, miałam ochotę przeczytać coś podobnego. Czy książka
spełniła moje oczekiwania?
Emercy Lance pragnie
anonimowości. Uciekła z domu jak najdalej, aż do Wirginii Zachodniej, gdzie podjęła
studia. Właśnie tam chce rozpocząć życie na nowo: bez plotek, wytykania palcami
i znaczących spojrzeń. Jednak już pierwszego dnia dziewczyna daje się ponieść
swojemu porywczemu temperamentowi i wpada w kłopoty. Wszystko przez to, że w
wyniku błędu systemu dostała pokój z najbardziej denerwującym chłopakiem na
świecie. To jednak nie koniec jej zmartwień. Jej współlokator ma bowiem
przyjaciela, który wydaje się wprost idealnym kandydatem na chłopaka – miły,
uczynny, zabawny, a na dodatek przystojny. Emercy nienawidzi tego typu. Jednak
jej serce ma inne zdanie na ten temat i na widok chłopaka zaczyna wariować.
Muszę przyznać, że powieść
Bianci Iosiconi ma naprawdę bardzo dużo wspólnego z twórczością Mony Kasten.
Nie chodzi mi tu jednak o podobną fabułę czy identycznych bohaterów. Bardziej
mam tu na myśli styl pisarek. Obie piszą lekko i plastycznie, co sprawia, że
czytanie ich powieści staje się czystą przyjemnością. Ponadto obie potrafią
przedstawić swoje postaci w bardzo realny sposób. Nie zarzucają bohaterów nieszczęściami,
co często zdarza się autorom powieści młodzieżowych. Owszem, oboje nie mają w
życiu lekko, ale ich los przypomina los tysiąca różnych nastolatków z
problemami. To bardzo mi się podobało, gdyż miałam cały czas wrażenie, że
czytam o prawdziwych ludziach i nie byłam przytłoczona ich piętrzącymi się
kłopotami. Ponadto Biancia Iosiconi wprowadziła w swoją powieść bardzo dużo
humoru, co jeszcze bardziej mnie zachwyciło.
Jak wspomniałam wcześniej,
bohaterowie nie mają lekko, jednak jednocześnie nie borykają się z milionem przeróżnych
nieszczęść. Emercy na przykład przeżyła w ostatniej klasie liceum horror. Przez
swojego chłopaka straciła szacunek najbliższych przyjaciół, zaczęto jej ubliżać
i ją dręczyć. Nic więc dziwnego, że na studia wybrała Wirginię Zachodnią,
oddaloną od jej rodzinnego domu o kilkaset kilometrów. Dziewczyna przez swoją
przeszłość ma problemy z zaufaniem, czemu nie sposób się nie dziwić. Zdradził
ją „idealny chłopak” a znajomi zamiast ją wesprzeć, odwrócili się od niej.
Niełatwo więc nie patrzeć na nowych ludzi podejrzliwie i nie bać im się cokolwiek
powiedzieć. Emercy jest jednak silną młodą kobietą, która się nie załamuje i
idzie dalej. Podziwiam ją za jej siłę. Niewielu po czymś takim umiałoby się
podnieść i maszerować z podniesioną głową. Lance to potrafiła. Natomiast Dylan
od dawna ma problemy rodzinne, które doprowadziły do tego, że w praktyce opiekowała
się nim starsza sąsiadka, a nie jego rodzice. Teraz jako już dorosły chłopak
chce się jej za to odwdzięczyć. Opiekuje się nią w ośrodku dla osób chorych,
studiuje i jednocześnie pracuje, by się utrzymać, oraz odłożyć pieniądze na
leki, na które nie starcza emerytura starszej pani. Ponadto Dylan to człowiek,
który pomoże wszystkim, nawet jeśli o to nie proszą. Niestety przez swoją
uczynność często zbiera baty, ale się tym nie przejmuje. To naprawdę cudowny
bohater. Zazwyczaj w powieściach młodzieżowych mamy do czynienia z bad boyami,
ale nie tym razem, co stanowiło bardzo miłe zaskoczenie.
Zarówno Dylan jak i Emercy
to bohaterowie z charakterem i nigdy się nie poddający. Dziewczyna z uwagi na
to, że „grzeczny chłopak” ją skrzywdził, nie chce się wiązać z nikim, kto
wydaje się miły. A Dylan nie tylko się taki wydaje, ale właśnie ten epitet
najlepiej go obrazuje. I ze wszystkich sił próbuje udowodnić to swojej
koleżance. Ponadto oboje uwielbiają robić psikusy, w wyniku czego naprzemiennie
sobie je robią, czym doprowadzają swoich przyjaciół i czytelników śmiechu.
Książka napisana jest więc
bardzo dobrze, jednak pomimo realizmu postaci zabrakło tutaj realizmu fabuły.
Pojawiły się bowiem pewne naciągnięcia, które bardzo rzucają się w oczy,
aczkolwiek nie odbierają radości z czytania. Pierwszym z nich jest to, że
autorka napisała, iż od Emercy za sprawą głupiego nagrania odwrócili się
wszyscy i to dosłownie. Nie tylko koledzy z klasy czy szkoły uważali ją za
puszczalską, ale także całe miasto. Nie sądzę, żeby nawet w małym miasteczku
każdy o czymś takim usłyszał i na ten temat plotkował przez cały rok. Jeśli już
to raczej po kilku dniach straciliby tym zainteresowanie i nikt nie wytykał
dziewczyny palcami. Tutaj jednak wyraźnie podkreślone zostało, że tylko rodzina
pomogła Emercy stanąć na nogi, co wydaje mi się mocno naciągane. Drugą sprawą
jest sam fakt umieszczenia dziewczyny w pokoju z chłopakiem i niemożliwość
zmiany. Sama jestem studentką i wiem, jak szybko ludzie odpadają lub odchodzą
ze studiów. Bardzo dużo rezygnuje wówczas z akademika i można na ich miejsce przyjąć
kolejne osoby. Tutaj przez cały semestr nie zwolniło się ani jedno, by móc
rozdzielić kłócącą się parę. To wydawało się co najmniej dziwne.
Mimo wszystko uważam, że „First
last look” jest warte przeczytania i serdecznie Wam je polecam. Świetnie nada
się na letnie wieczory, kiedy nabędziemy ochotę na przyjemną lekturę.
Za powieść dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
SARA
raczej nie jest to gatunek po który sięgam, więc jakoś specjalnie mnie do tej powieści nie ciągnie. Ale recenzja świetna!
OdpowiedzUsuńTaka książka idealna na wakacyjny czas - lekka i niezobowiązująca...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Mnie pierwszy tom bardzo się podobał i mam już drugi, więc tylko czekam na trochę więcej czasu, by go nadrobić :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com