Pamiętam, że jako dziecko, uwielbiałam króliki. Mam to szczęście, że sporą część życia spędziłam na wsi, wśród zwierząt i zieleni. Pamiętam, że moi dziadkowie posiadali króliki, a ja zawsze musiałam je odwiedzać, patrzyć na nie i mówić do nich, tak byłam oczarowana tymi małymi i szybkimi zwierzątkami. Kiedyś nawet napisałam o nich całe opowiadanie na lekcje języka polskiego. Myślę, że po części ta fascynacja została mi do dziś, dlatego tak bardzo ucieszyłam się, że znalazło się wydawnictwo, które wydało tak wspaniałą książeczkę, jaką jest ,,Filiżankowy domek”.
Jej zamysł jest bardzo prosty...
Główną bohaterką jest dziewczynka, która przeprowadza się na wieś, a w
prezencie pożegnalnym otrzymuje wielką filiżankę, która tak naprawdę jest
domkiem. Razem z nim, otrzymuje również rodzinę królików, które mają tam
zamieszkać. Ania cieszy się z prezentu, ale podczas przeprowadzki dzieje się
coś strasznego. Jeden domownik znika. Czy uda się jej odnaleźć zgubę?
Temat książeczki jest bardzo
fajny, zwłaszcza, że autorka nie skupiła się tylko na przygodach i zabawie, ale
też podjęła inny aspekt, bardziej poważny. Właśnie od tego chcę zacząć, bo
uważam to za kwestię dość ciekawą, ale też sprawiającą, że książeczka nabiera
trochę wymiaru dydaktycznego. Autorka w delikatny sposób pokazuje niechęć Ani
do przeprowadzki, co jest normalne, jeśli musimy wyjechać z miejsca, w którym
żyliśmy całe swoje życie, gdzie mamy przyjaciół i często też rodzinę. Cieszę
się, że ten temat został wyróżniony, ale nie wyolbrzymiony. Ania pokazała swoje
niezadowolenie, ale w sposób normalny, bez histerii, krzyków i awantur. Dzięki
temu młoda osoba czytająca tę książkę być może zapamięta ten schemat i w
przyszłości zastosuje się do niego.
Oczywiście cieszę się, że do
środka zostało wprowadzone trochę magii, bo w końcu autorka ożywiła zabawkowe
króliczki i dała im duszę. Niektóre fragmenty tej książki właśnie są pisane z
ich perspektywy i moim zdaniem, to właśnie robi największą robotę. Gdyby autorka
ograniczyła się tylko do Ani i jej szalonego szukania zguby, książeczka ta
byłaby nudna i nijaka. A tu jednak poznajemy dwa punkty widzenia, ale też
zostajemy oczarowani światem, który jest nam obcy. Jednak odrobina fantazji
nigdy nikomu nie zaszkodzi.
Z kwestii bardziej technicznych,
szczególną uwagę zwróciłam na tekst, a raczej jego rozmieszczenie. Podoba mi
się to, że jest on dynamiczny, a nie pisany od góry, od lewej do prawej tak dalej, bo to nudne. Książka dla dzieci ma
być ciekawa, przyciągać uwagę, a ta na pewno to robi. Pojawia się również
zabawa z wielkością czcionek. W pewnym momencie zauważyłam, że słowa lub
zdania, które są wypowiadane przez bohaterów w emocjach, są większe niż w
częściach narracyjnych. A kwestie sugerujące na ciche mówienie lub szeptanie,
są wyraźnie mniejsze. Taki zabieg z pewnością działa na wyobraźnię, pomaga
lepiej zrozumieć treść książeczki.
Kolejną sprawą, są oczywiście
ilustracje. Bez nich nie byłoby tej książeczki, ponieważ mocno integrują się z
tekstem. Dzięki temu całość jest atrakcyjna, ale grafiki pomagają nam również w
dokładniejszym poznaniu bohaterów. Możemy zobaczyć, jak widziała ich autorka
oraz ilustratorka. Książeczka ta jest krótka, więc nie było miejsca, aby
dokładnie wszystko opisać, ale dzięki ilustracjom dostajemy jednak coś więcej.
Oczywiście są one kolorowe, pełne szczegółów, idealnie pasują do treści i po
prostu zachwycają swoją prostotą.
,,Filiżankowy domek. Cześć,
Króliczki" to wspaniała książeczka i mam nadzieję, że już niedługo będę
miała ponownie okazję wrócić do historii Ani oraz jej domku, który zamieszkują
z pozoru zwyczajne zabawkowe króliki. Całość jest ciekawa, krótka, świetnie
zilustrowana i napisana, więc czego chcieć więcej? W treści znajdziemy trochę
magii, trochę nauki, ale też trochę zamieszania, w pozytywnym znaczeniu tego
słowa. Polecam!
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Akapit Press
Patrycja Bomba
Pewnie gdybym była młodsza sięgnęłabym po nią, jednak nie jestem już jej targetem wiekowym.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Uśmiechncęłam się :)
OdpowiedzUsuń