Opowiadania J.
B. Grajdy wyróżniały się w przeróżnych antologiach na tle innych historii.
Czytało się je szybko, przyjemnie, były dobrze napisane i ciekawe. Wielu czytelników
z niecierpliwością czekało na coś dłuższego tej pisarki i w końcu została
wydana jej powieść pt. „Wystarczy chcieć”. Zapowiadała się naprawdę
interesująco, jednak czy taka właśnie była?
Patrycja Wysocka pracowała jako ekskluzywna escort girl. Jej życie było dokładnie zaplanowane. Kobieta żyła w dostatku, nie przejmowała się nikim ani niczym poza sobą samą i stroniła od mężczyzn, chyba że byli to jej klienci. Jednak pewnego dnia cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Na progu mieszkania pojawili się policjanci z małą dziewczynką i oświadczyli, że to córka jej tragicznie zmarłej siostry, a od tej chwili jej podopieczna. Wraz z dzieckiem do jej życia wkroczyło też dwójka przystojnych mężczyzn: kurator – Norbert oraz doktor – Artur. Patrycja musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, która zwaliła jej się na głowę.
Strasznie
ciężko czytało mi się tę książkę. Już od pierwszych stron niemiłosiernie mnie
irytowała i w międzyczasie musiałam sięgać po coś innego, by się odstresować. W
konsekwencji przeczytałam dwie inne powieści, a tę pewnie nadal bym męczyła,
gdybym nie postanowiła wspomóc się audiobookiem. Na szczęście słuchanie tej
historii okazało się dużo mniej uciążliwe niż jej czytanie. Dlaczego tak strasznie
męczyłam się przy tej pozycji? Przede wszystkim dlatego, że była pełna
absurdalnych zdarzeń. Wyobrażacie sobie, że ktoś przyprowadza Wam do domu obce
dziecko i od tak powierza opiekę nad nim? Bez wywiadu środowiskowego, bez wiedzy,
czy macie środki na utrzymanie go, bez chociażby spytania Was o zgodę? A to
tylko jedna z licznych absurdalnych sytuacji, jakie miały miejsce na kartkach
tej powieści.
Kolejną rzeczą,
która odrzucała mnie od książki, była jej główna bohaterka. Patrycja przez
większość czasu albo opowiadała, jaka to ona nie jest szczęśliwa, niezależna i skupiona
tylko na sobie i swoich potrzebach, albo twierdziła, że przechodzi wewnętrzną przemianę
i czynami przeczyła wszystkiemu co wcześniej mówiła. Ta postać okazała się
bardzo niestabilna emocjonalnie, przez co wywoływała we mnie rządzę mordu. W
jednej chwili twierdziła, że liczy się dla niej tylko siostrzenica, na kolejnej
kartce całowała się z doktorkiem, zapominając o całym świecie i Natalce w drugim
pokoju. Poza tym do tej pory ponoć w ogóle nie interesowali jej mężczyźni inni
niż jej klienci. Przy żadnym nie czuła się wyjątkowo czy bezpiecznie. I nagle
przy każdym napotkanym mężczyźnie tak się czuła, planowała związek po jednym
pocałunku, po czym przytomniała twierdziła, że nie potrzebuję nikogo, by po
chwili znowu padać w ich ramiona i wywracać swoje życie do góry nogami. I tak
cały czas, przez trzysta stron. Do tego dostawa co jakiś czas ataków furii.
Ktoś zrobił dla niej coś miłego, a ta skakała mu do gardła, bo przecież jest
taka niezależna i samowystarczalna, więc nie potrzebuje niczyjej pomocy.
Fabuła też
pozostawia wiele do życzenia. Autorka w pewnym momencie postanowiła wpleść w
swój romans wątek kryminalny. Powiem szczerze, że mógłby on uratować książkę,
gdyby nie był tak chaotyczny i całkowicie odrealniony. W pewnym momencie autorka
tak wszystko skomplikowała, że nie wiedziałam, co się dzieje. Poza tym przez
większość czasu miałam wrażenie, że pisarka nie ma wiedzy na tematy, o których
pisze. Wszystko traktowała ogólnikami, zero szczegółów, przez co jeszcze
bardziej całość traciła na wiarygodności. Co prawda większość pomysłów była
zaskakująca i oryginalna, ale tak absurdalna, że w ogóle nie robiła na mnie
wrażenia.
Do tej pory
jeśli trafiałam na jakąś książkę, która mi nie przypadła do gustu mimo wszystko
starałam się opowiedzieć o niej w sposób obiektywny i podkreślić jej zalety. Tu
niestety nie mogę tak zrobić, bowiem naprawdę, mimo starań, nie widzę w tej
powieści nic, co mogłoby się komukolwiek spodobać.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.
Sara
Nie mój target raczej Saro. Pozdrawiam. Dziś 34 minuty na zewnątrz z maseczką w tle. Czytam Marka Rybarczyka "Zmierzch Świata Windsorów". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSam opis fabuły zniechęciłby mnie do książki, po prostu nie moje klimaty. Tak więc dobrze, że nie wpakowałam się w czytanie tej historii.
OdpowiedzUsuńWieka szkoda, że nie widzisz w niej nic pozytywnego. Takie jednak też się trafiają.
OdpowiedzUsuńKurcze, aż tak bardzo ona cię przytłoczyła? W mojej opinii nie była wcale taka zła, może miała swoje minusy, ale czytało się ją przyjemnie. Wiadomo każdy ma inne gusta i to jest piękne.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę, ale jeszcze nie miałam czasu do niej zajrzeć. Szkoda, że się rozczarowałaś.
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję. Jednak nie planuję dotrzeć do tej książki.
OdpowiedzUsuń