Kristin Cast i Phyllis
Christine Cast znam z cyklu “Dom nocy”, który królował na półkach
księgarń, gdy byłam nastolatką. Idealnie wpasował się w ówczesny trend w
literaturze, jakim były historie o wampirach. Ja i moje koleżanki zaczytywałyśmy
się w powieściach autorek. Wiedziona sentymentem sięgnęłam po ich najnowszą
wspólna historię, czyli „Spells Trouble. Wiedźmi czar”. Jakie są moje wrażenia z
lektury?
Mercy i Hunter Good to z pozoru zwykłe nastolatki. Siostry bliźniaczki chodzą do liceum, ulegają młodzieńczemu zauroczeniu oraz pielęgnują przyjaźnie z miejscowymi. Od pozostałych odróżnia je jednak to, że są wiedźmami. Starają się jednak z tym zbytnio nie afiszować, a przynajmniej starały, dopóki w Goodeville nie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Prastare drzewa mające chronić miejscowość zaczynają obumierać, a w spokojnym miasteczku zostają zamordowane trzy osoby. Siostry postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i wraz ze swoimi szkolnymi przyjaciółmi stawiają czoła niebezpieczeństwu. Czy wszyscy wyjdą z tej potyczki cało?
„Wiedźmi czar”
to dość typowy przedstawiciel książek z gatunku młodzieżowego fantasy i chyba z
przykrością muszę stwierdzić, że robię się za stara na ten gatunek. Jestem
pewna, że jeszcze dziesięć lat temu byłabym zachwycona powieścią. Obecnie nie
uważam jej za zmarnowany czas, ale nie czuję się też nią oczarowana. Książka może
stanowić przyjemny przerywnik, jednak nie zapewniła mi mnóstwa wrażeń, choć po
cichu na to liczyłam.
Bohaterowie
powieści to typowi nastolatkowie. Mają swoje problemy, często dla ludzi
dorosłych tak błahe, że zbywają je machnięciem ręki, jednak dla nich samych stanowią
wielkie wyzwanie. Ponadto przeżywają swoje pierwsze miłostki, odkrywają sami
siebie i uczą się swojej roli w społeczeństwie. Ich kreacja nieco mnie
denerwowała, jednak idealnie pasowała do ich wieku. Byli porywczy, czasami
lekkomyślni i brawurowi – to z jednej strony może denerwować dorosłego
czytelnika, jednak szczerze mówią, właśnie tacy są ludzie w ich wieku. Biorąc
to pod uwagę, jestem zdania, że siostry Good oraz ich przyjaciół można naprawdę
szczerze polubić.
Sama historia
jest dość prosta, ale posiada swój specyficzny klimat. Autorki świetnie
poradziły sobie ze stworzeniem tajemniczej atmosfery oraz wprowadzeniem do niej
nieco magicznej aury. Zadbały bowiem o szczegóły – występują tu różdżki,
zaklęcia, czary czy magiczne artefakty. Same miasteczko jest dość urokliwe i
posiada ciekawą historię. Stworzyła je bowiem pewna czarownica, która uciekła
spod szubienicy w Salem. Podczas swojej wędrówki napotkała wyjątkowe miejscem,
bowiem krzyżowały się w nim linie mocy. To tam powstało Goodeville. Na planie
pentagramu zasadzono drzewa, które miały strzec miasteczko przed złymi mocami. Lubię
tego typu historię, ponieważ dodają książce klimatu i właśnie taką rolę
odegrały w „Wiedźmim czarze”.
Akcja powieści
jest dość nierówna, ale nikt nie powinien się przy niej nudzić. Być może
czasami można było pewne rzeczy przewidzieć, ale suma summarum powieść
zdecydowanie nie zanudza, a wręcz przeciwnie. Dzięki nucie tajemniczości wplecionej
pomiędzy jej stronice, czysta się ją błyskawicznie, by jak najszybciej poznać
rozwiązanie zagadek.
Jak
wspomniałam na początku, książka zdecydowanie wywarłaby na mnie dużo większe
wrażenie, gdybym czytała ją jako nastolatka, dlatego uważam, że jako powieść
młodzieżowa jest pozycją spełniającą oczekiwania. Dla dorosłego mola
książkowego pasjonującego się „poważną” fantastyką, może okazać się zbyt
prosta. Sama cieszę się, że po nią sięgnęłam i czekam na kolejny tom.
Za książkę
dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Sara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz