Strony

niedziela, 18 lipca 2021

[494] "Spells Trouble. Wiedźmi czar" - Kristin Cast/ Phyllis Christine Cast

 


Kristin Cast i Phyllis Christine Cast znam z cyklu “Dom nocy”, który królował na półkach księgarń, gdy byłam nastolatką. Idealnie wpasował się w ówczesny trend w literaturze, jakim były historie o wampirach. Ja i moje koleżanki zaczytywałyśmy się w powieściach autorek. Wiedziona sentymentem sięgnęłam po ich najnowszą wspólna historię, czyli „Spells Trouble. Wiedźmi czar”. Jakie są moje wrażenia z lektury?

Mercy i Hunter Good to z pozoru zwykłe nastolatki. Siostry bliźniaczki chodzą do liceum, ulegają młodzieńczemu zauroczeniu oraz pielęgnują przyjaźnie z miejscowymi. Od pozostałych odróżnia je jednak to, że są wiedźmami. Starają się jednak z tym zbytnio nie afiszować, a przynajmniej starały, dopóki w Goodeville nie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Prastare drzewa mające chronić miejscowość zaczynają obumierać, a w spokojnym miasteczku zostają zamordowane trzy osoby. Siostry postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i wraz ze swoimi szkolnymi przyjaciółmi stawiają czoła niebezpieczeństwu. Czy wszyscy wyjdą z tej potyczki cało?

„Wiedźmi czar” to dość typowy przedstawiciel książek z gatunku młodzieżowego fantasy i chyba z przykrością muszę stwierdzić, że robię się za stara na ten gatunek. Jestem pewna, że jeszcze dziesięć lat temu byłabym zachwycona powieścią. Obecnie nie uważam jej za zmarnowany czas, ale nie czuję się też nią oczarowana. Książka może stanowić przyjemny przerywnik, jednak nie zapewniła mi mnóstwa wrażeń, choć po cichu na to liczyłam.

Bohaterowie powieści to typowi nastolatkowie. Mają swoje problemy, często dla ludzi dorosłych tak błahe, że zbywają je machnięciem ręki, jednak dla nich samych stanowią wielkie wyzwanie. Ponadto przeżywają swoje pierwsze miłostki, odkrywają sami siebie i uczą się swojej roli w społeczeństwie. Ich kreacja nieco mnie denerwowała, jednak idealnie pasowała do ich wieku. Byli porywczy, czasami lekkomyślni i brawurowi – to z jednej strony może denerwować dorosłego czytelnika, jednak szczerze mówią, właśnie tacy są ludzie w ich wieku. Biorąc to pod uwagę, jestem zdania, że siostry Good oraz ich przyjaciół można naprawdę szczerze polubić.

Sama historia jest dość prosta, ale posiada swój specyficzny klimat. Autorki świetnie poradziły sobie ze stworzeniem tajemniczej atmosfery oraz wprowadzeniem do niej nieco magicznej aury. Zadbały bowiem o szczegóły – występują tu różdżki, zaklęcia, czary czy magiczne artefakty. Same miasteczko jest dość urokliwe i posiada ciekawą historię. Stworzyła je bowiem pewna czarownica, która uciekła spod szubienicy w Salem. Podczas swojej wędrówki napotkała wyjątkowe miejscem, bowiem krzyżowały się w nim linie mocy. To tam powstało Goodeville. Na planie pentagramu zasadzono drzewa, które miały strzec miasteczko przed złymi mocami. Lubię tego typu historię, ponieważ dodają książce klimatu i właśnie taką rolę odegrały w „Wiedźmim czarze”.

Akcja powieści jest dość nierówna, ale nikt nie powinien się przy niej nudzić. Być może czasami można było pewne rzeczy przewidzieć, ale suma summarum powieść zdecydowanie nie zanudza, a wręcz przeciwnie. Dzięki nucie tajemniczości wplecionej pomiędzy jej stronice, czysta się ją błyskawicznie, by jak najszybciej poznać rozwiązanie zagadek.

Jak wspomniałam na początku, książka zdecydowanie wywarłaby na mnie dużo większe wrażenie, gdybym czytała ją jako nastolatka, dlatego uważam, że jako powieść młodzieżowa jest pozycją spełniającą oczekiwania. Dla dorosłego mola książkowego pasjonującego się „poważną” fantastyką, może okazać się zbyt prosta. Sama cieszę się, że po nią sięgnęłam i czekam na kolejny tom.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Sara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz