Milena Wójtowicz już od jakiegoś czasu jest mi dobrze znana i jej książki niezmiennie wzbudzają moje zainteresowanie. Autorka ma bardzo specyficzny styl i poczucie humoru, przez co jej książki czyta się niesamowicie szybko i przyjemnie. Z przyjemnością sięgnęłam więc po jej kolejną powieść – „Vice versa”. Jakie są moje wrażenia z lektury?
Złożenie podpisu przez Żanetę Wawrzyniak na umowie szkoleniowej z PS Business Consulting niewiele różni się od podpisania cyrografu z diabłem. Prócz studiów i pracy bohaterka otrzymuje bowiem także dwójkę mentorów – Sabinę i Piotra – którzy bynajmniej nie są normalni. To nie jest jednak jej jedyne zmartwienie, bowiem w pobliżu Brzegu dochodzi do dziwnych rzeczy. Roi się tu od przeróżnych istot, takich jak szamani, wilkołaki, mityczny stwór potrzebujący ratunku czy łowcy potworów. Co czeka na nieostrożnych nienormatywnych?
Jak już we wstępie wspomniałam, książki Mileny Wójtowicz czyta się niesamowicie szybko za sprawą bardzo lekkiego i przyjemnego pióra pisarki. Jej powieści idealnie nadają się więc na zbliżające się jesienne wieczory z kocykiem i kubkiem ciepłego kakao. „Vice versa” tak jak „Postscriptum” należy raczej do powieści, które mają czytelnika rozluźnić i rozbawić. Nie znajdziemy tutaj skomplikowanego, mrocznego świata czy intryg ani heroicznych wojowników, których uwielbiają starzy pożeracze fantastyki. W zamian otrzymamy zupełny miszmasz gatunkowy zawierający nie tylko elementy urban fantasy, ale także nieco z kryminału, paranormalnego romansu oraz powieści obyczajowej czy też komedii. Właśnie takie połączenie sprawie, że powieść staje się jedyna w swoim rodzaju i bardzo oryginalna.
W „Vice versa” ponownie spotykamy się z dobrze już nam postaciami. Przede wszystkim pojawiają się uwielbiani przez czytelników Sabina i Piotr. Jednak do ich nienormatywnego duetu dołącza trzecia osoba – Żaneta. Ją także możemy kojarzyć z pierwszej części historii, jednak tam odgrywała raczej marginalną rolę i niezbyt zapadała ona czytelnikowi w pamięć. W tym tomie jednak dostała dużo więcej przestrzeni fabularnej, przez co możemy ją dużo lepiej poznać i pokochać tak samo mocno jak jej mentorów. Dziewczyna jest żywiołowa i energiczna, czym wprowadza ożywienie do fabuły i nadaje powieści dynamiczności. Na dodatek jest niesamowicie zabawna, czym wnosi jeszcze więcej humoru do książki. Chyba nie sposób jej nie polubić.
W drugiej części swojej serii autorka postanowiła nieco rozwinąć swój świat i wprowadziła do niego nowe istoty. Dzięki temu czytelnik może spotkać się z najprawdziwszą watahą wilkołaków, szamankę zajmującą się ośrodkiem wypoczynkowym oraz rodzinę łowców potworów. Wszyscy oni przedstawieni są w nieco krzywym zwierciadle i całkowicie odbiegali od mojego wyobrażenia tych istot, co dodatkowo nadało historii oryginalności. Lubię, gdy autorzy odchodzą w swoich książkach od schematów i nadają swoim postacią nowe cechy.
Jak już wcześniej wspomniałam, książki Mileny Wójtowicz nastawione są na rozbawienie czytelnika i zapewnienie mu chwili relaksu z książką. Co prawda autorka próbowała wpleć do swojej historii nieco mroku i tajemnic za sprawą wątku kryminalnego pojawiającego się na kartach jej powieści, ale szczerze mówiąc, nie wyszło jej to najlepiej. W ogóle sam ten wątek był taki nijaki i wydawał się wciśnięty na siłę, co nie za bardzo mi się spodobało.
„Vive versa” to dość udana kontynuacja. Gdybym miała porównać te dwie powieści, nie wiem, którą uznałabym za lepszą. Obie mają swoje mocne i słabsze strony, ale „Postscriptum” chyba zaciekawiło mnie odrobinę mniej niż jego kontynuacja. Niemniej serdecznie zachęcam Was, żebyście sięgnęli po ten cykl i sami przekonali się, czy warto poznać kilku nienormatywnych osobników.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
SARA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz