środa, 3 stycznia 2024

[773] ,,I nadejdzie lato” – Elin Hilderbrand

 

Już od dawna miałam ochotę na przeczytanie jakiegoś sielankowego romansu, bez sztucznych dramatów i zbytniego koloryzowania codzienności. Nie łatwo jest trafić właśnie na taką pozycję, ponieważ obecnie panuje trend raczej na mocniejsze treści, które zawierają w sobie wiele przestępczości i perwersji. Nie potępiam tego, ale osobiście wolę bardziej życiowe powieści, które są według mnie relaksujące.

Mallory i Jake poznali się podczas wieczoru kawalerskiego brata młodej kobiety. Pewne okoliczności sprawiły, że zostali na wyspie sami, a wtedy narodziło się między nimi wielkie uczucie. Oboje jednak żyli w całkiem innych światach, które nie mogły się połączyć. Postanowili, że co roku o tej samej porze będą się spotykać, aby spędzić czas tylko we dwoje. Nic nie jest w stanie sprawić, że odwołają swój romantyczny weekend, a ich tradycja trwa przez prawie trzydzieści lat. Jednak nadchodzi lato, które całkowicie różni się od innych…

Książka ta jest dość obszerna i z zasady nie zwracam uwagę na takie rzeczy, ale tym razem jest to dość istotne. Uważam, że autorka trochę zbyt mocno rozwlekała niektóre wątki, ponieważ momentami powieść ta była strasznie monotonna. Jej fabuła jest bardzo prosta, uważam, że przez to potrzebuje więcej dynamizmu.

Główną bohaterką jest Mallory i to właśnie o jej życiu dowiadujemy się najwięcej. Po przeczytaniu pierwszych kilkunastu stron miałam odrobinę inne wyobrażenie tej książki i później trochę się zawiodłam. Czekałam na opisy wspólnie spędzonych weekendów, a w wielu latach były one dość… okrojone. Miałam nadzieję, że te fragmenty będą taką jasną stroną tej historii, że będzie w nich dużo romantyzmu i namiętności. Dzięki temu znacznie lepiej czytałoby mi się tę książkę, ponieważ oczekiwałabym właśnie na te momenty.

Znaczna część tej książki jest opisem życia Mallory – zwyczajnego, ze wzlotami, upadkami, problemami finansowymi czy problemami z mężczyznami. Nie mogę powiedzieć, że wiedzie ona całkowicie nudne i bezbarwne życie, ponieważ tak nie było. Jednak autorka prowadziła narracje w sposób dość monotonnych i wtrącała zbyt wiele refleksji, które po pewnym czasie zaczęły mnie bardzo męczyć i odwracały moją uwagę od najważniejszych wątków.

Całość to po prostu wzruszająca historia o miłości, która chociaż była prawdziwa, nie miała szansy, aby jeszcze bardziej się rozwinąć i przynieść radość zakochanym. Autorka bez wątpienia miała dobry pomysł na tę powieść, zainspirowała się pewnym filmem, ale stworzyła swoją własną historię, która jest oryginalna i wzruszająca.

Niewątpliwą zaletą tej książki jest oczywiście jej wzruszające zakończenie. Jego przedsmak mogłam poznać już w prologu, jednak później ten wątek został dalej pociągnięty i rozwinięty. Niby nie zostałam szczególnie zaskoczona, ale jednak zamykając tę powieść poczułam dziwny spokój i satysfakcję, że mam za sobą lekturę dobrą, spokojną i bardzo życiową. Polecam ją wszystkim fanom obyczajówek, ma ona swoje wady, ale w ostatecznym rozrachunku wypada naprawdę pozytywnie.

 

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Poradnia K


Patrycja

1 komentarz: