George R.R. Martin – to nazwisko przyciąga wzrok i
uwagę czytelnika kochającego się w fantastyce. Szczególnie, kiedy napisane
zostało wielkimi literami. Chyba każdy wie, kim ten człowiek jest i z jakim
zachwytem przyjmuje się większość jego powieści. Dla wielu, w tym dla mnie, nie
trzeba niczego więcej, by zachęcić mnie po sięgnięcie po pozycję wyjętą spod
jego pióra. Nic więc dziwnego, że gdy tylko ujrzałam okładkę „Przystani wiatrów”
natychmiast zapragnęłam przeczytać tę książkę. Kilka dni później już u mnie
była i zaczęła się moja przygoda z tym pisarzem.
Mieszkańcy Przystani Wiatrów, gdzie grawitacja jest
bardzo słaba, a atmosfera niesamowicie gęsta, mają doskonałe warunki, by spełnić
odwieczne marzenie ludzkości i zacząć latać. Nie mówimy tutaj jednak o lataniu
samolotami czy innymi powietrznymi maszynami, ale o prawdziwym locie za pomocą
skrzydeł. Właśnie tak poruszać mogą się Lotnicy. Planeta na której znajduje się
świat wykreowany przez pisarzy pełna jest wysepek oraz czyhających na ludzi
potworów. W takiej rzeczywistości Lotnicy pełnią bardzo ważną funkcję. Są
przede wszystkim wysłannikami. Zazdrośnie strzegą też swoich skrzydeł i
pilnują, by były odpowiednio dziedziczone. Jednak pewnego dnia ktoś rzuca im
wyzwanie. Tym kimś jest Maris z Amberly. Marzeniem dziewczyny od zawsze było
wzbijanie się w powietrze i podróże między chmurami. A jak wiadomo, marzenia
trzeba spełniać, tak więc i ona postanowiła to zrobić i zdobyła dla siebie
skrzydła, co nie spotkało się zbytnio z zachwytem. Wkrótce jednak może się
okazać, że mogą się one przydać dziewczynie do ocalenia Przystani Wiatrów.
Najnowsza powieść George’a Martina wcale nie jest taka
najnowsza, jak mogłoby się wydawać. Tak naprawdę jest to wznowienie wydania,
które pojawiło się na rynku wydawniczym po raz pierwszy w 1981 roku. Wszyscy
miłośnicy tego pisarza mają więc szansę porównać, jak bardzo na przestrzeni lat
zmienił się styl autora oraz jego sposób tworzenia. Nie jest to jednak zbyt
miarodajne, bowiem „Przystań Wiatrów” to nie tylko dzieło Martina, ale także
Lisy Tuttle, także wpływ pisarki zapewne będzie widoczny w powieści,
szczególnie dla osób mających za sobą wszystkie pozycje twórcy „Gry o tron”.
Tematyka książki może wydawać się dość zwyczajna. Jest
to bowiem opowieść o wojenno-politycznych starciach o sprzęt dosłownie dodający
ludziom skrzydeł. Świat przedstawiony także nie należy do najbardziej
oryginalnych – społeczność mało zaawansowana technologicznie, posiadająca jednak
pewną zdolność, będąca ich asem w rękawie. Wiele już powieści o tym opowiadało.
Zarys wydaje się więc mało ciekawy, jednak kiedy damy tej powieści szansę na
obronienie się, całkowicie w niej przepadniemy. Wykonanie bowiem jest bardzo
dobre i wbrew pozorom czasami niesamowicie oryginalne.
„Przystań Wiatrów” to powieść o świetnie zarysowanej
akcji, która wciąga czytelnika i zapewnia mu wielogodzinną przygodę w świecie
magii. Znajdziemy w niej mnóstwo interesujących postaci, które albo polubimy,
albo z całego serca znienawidzimy. Ponadto sama historia także została
wymyślona bardzo ciekawie i dba o to, byśmy nie zanudzili się czytając powieść.
Nie mam pojęcia, jak ta pozycja wypada na
tle innych tytułów Martina, bowiem nic więcej tego autora nie przeczytałam, ale
myślę, że jego fani nie powinni być zawiedzeni. Powieść napisana jest bardzo
dobrze, zaciekawia i dostarcza mnóstwa przygód, a to w powieści fantasy jest
chyba najważniejsze. Serdecznie polecam po sięgnięcia po tę pozycję nie tylko
zwolenników pisarza, ale także wszystkich miłośników tego gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz