Kilka dni temu
do moich rąk trafiła bardzo obiecująco wyglądająca książka. Pochłonęłam ją w
dwa dni i teraz, będąc po lekturze, zastanawiam się, co właściwie o niej sądzę.
Przypomina ona bowiem piękny obraz, na który ktoś niechcący prysnął farbą. Widać
w niej bowiem niedoskonałości z jednej strony rażące w oczy, a z drugiej
wydające się nieistotne na tle całej historii.
Teddy Cannon to
dwudziestokilkuletnia hazardzistka. Potrafi grać w każdą grę dostępną w kasynie
i zazwyczaj wygrywa. Wszystko dzięki niesamowitemu instynktowi kobiety oraz jej
umiejętności czytania ludzi. Teddy nigdy nie zastanawiała się, skąd u niej
takie zdolności, ani nie widziała w nich nic nadzwyczajnego. Jednak podczas
jednej z awantur w kasynie spowodowanych jej osobą musi uciekać, w czym
nieoczekiwanie pomógł jej były glina – Corbett. To on oznajmił jej, że jest jasnowidzem
i zaproponował naukę w Instytucie Whitfielda – tajnej szkole, gdzie ludzie tacy
jak ona uczyli się, jak wykorzystywać swoje dary, by w przyszłości za ich
pomocą, móc służyć swojej ojczyźnie. Dla Teddy to szansa na nowe, lepsze życie,
tylko czy na pewno? W Instytucie trwają badania genetyczne, a z laboratorium
zostają ukradzione próbki krwi uczniów, studenci giną bez śladu. Wśród kłamstw,
intryg i niedopowiedzeń Teddy musi odnaleźć prawdę i zdecydować, komu może
zaufać. By przetrwać, potrzebuje pomocy innych, ale nie ma pewności, kto knuje
przeciwko niej.
„Instytut”
autorstwa K. C. Archer to powieść, którą niesamowicie szybko się czyta. Napisana
została lekkim piórem, a fabuła mocno wciąga i nie pozwala nam oderwać się od książki.
Jest ona bowiem pełna akcji i intryg, przez co trudno się z nią nudzić. Jedna
sprawa nie zostanie jeszcze do końca wyjaśniona, a już pojawia się kolejna i
następna. Mimo wszystko tempo akcji zostaje utrzymane na idealnym poziomie i
nie ma się wrażenia, że cokolwiek dzieje się za szybko. Pod tym względem historia
została idealnie wyważona. Są momenty pełne napięcia i zwrotów akcji, ale też
takie, gdzie niewiele się dzieje, ale te drugie są na tyle dobrze napisane, że
nas nie nużą.
Bohaterowie
powieści to bardzo ciekawe postacie. Oprócz głównej bohaterki, o której
chciałabym opowiedzieć później, mamy tu między innymi Corbetta – byłego policjanta
i dziekana Instytutu. Mężczyzna ma za sobą bardzo bogatą przeszłość, która w
większości owiana jest tajemnicą. Staje się on swoistym mentorem Teddy, jednak
niedopowiedzenia i zagadki nie do końca sprzyjają powstawaniu między nimi
głębszej więzi. Ponadto w książce mamy okazję poznać Darę – dziewczynę potrafiącą
przewidzieć czyjąś śmierć, Molly – niesamowicie cichą hakerkę odczuwającą
emocje innych, jakby były jej własnymi, przystojnego Piro potrafiącego
przywołać ogień, rozmawiającą ze zwierzętami Julian oraz Jeremiego czytającego
historię z przedmiotów. Wszyscy oni są niesamowicie ciekawymi bohaterami i z
przyjemnością się o nich czyta. Ponadto wzbudzają w czytelniku emocje, co
dodatkowo stanowi ogromny atut.
Szkoła dla
jasnowidzów – pierwsze co przychodzi na myśl to Hogwart. Jednak to nie do końca
dobre porównanie. Instytut nie ma z nim nic wspólnego oprócz tego, że posiada
tak samo niesfornych uczniów pakujących się ciągle w tarapaty. Prędzej świat
przedstawiony w książce można porównać z filmami Marvela o agentach TARCZY,
X-manach i powieściami z cyklu „Mroczne umysły”. To te same klimaty, ale
zupełnie nowa, oryginalna historia. Może właśnie to sprawiło, że ją pokochałam,
tak samo jak wcześniej wymienione produkcje.
Miłość do
powieści nie jest jednak ślepa i niestety nie jestem w stanie pominąć niedociągnięć
ze strony autorki. Przede wszystkim – bohaterowie. Są niesamowicie ciekawi i
wzbudzają w czytelniku emocje, ale ich kreacja jest dość pobieżna. Szczególnie
gdy chodzi o Teddy. Dziewczyna ma problemy z hazardem i początek książki daje
nam jasno do zrozumienia, że jest uzależniona. Niestety autorka jakby o tym
zapomina lub nie wie, na czym polega nałóg. Teddy zostaje odcięta od gry, ale
jedynie czasami czuje za nią tęsknotę. Uzależniony człowiek powinien szaleć,
szukać jakichkolwiek gier, w które mógłby zagrać lub też szukałby adrenaliny
gdzieś indziej. Bohaterka natomiast skupiła się na nauce, co udało jej się tak
łatwo, jakby wcale nie miała problemów. Ponadto jej relacja z innymi także była
bardzo dziwna. Z jednej strony uważała otaczających ją ludzi za przyjaciół, ale
nie ufała im, a między nimi wyczuwalny był dystans. Co prawda później pisarka
wybrnęła z tego, bowiem zaczęła kreować postać na bardziej zamkniętą w sobie i
osamotnioną. Jednak mimo wszystko można było to przedstawić lepiej. To samo tyczy
się relacji damsko-męskich. Szczerze mówiąc, między żadną parą nie było czuć
jakichkolwiek uczuć. Tylko przy pewnych okazjach była o nich mowa, jakby
bohaterowie sobie nagle przypominali, że ktoś im się podoba. No i sam początek
wszelakich interakcji zdecydowanie kuleje.
Ponadto w
powieści występowały mniejsze lub większe uszczerbki na logice i nie do końca
realne sytuacje. Głównie tyczy się to wydarzeń, kiedy bohaterowie mieli do wykonania
jakieś zadanie, które mogło wpędzić ich w wielkie tarapaty. Zazwyczaj zachowany
był przy tym jeden schemat: na początku wszystko szło podejrzanie łatwo,
następnie cały ich plan legł w gruzach i zostawali przyłapani, by po chwili
wyjść cało z opresji i nie ponieść żadnych konsekwencji swoich działań. Czasami
było to aż absurdalne, że nikt nie ukarał ich nie tylko za złamanie regulaminu szkoły
ale prawa federalnego. W międzyczasie zdarzały się jakieś mniejsze
niedopatrzenia, jednak łatwiej je wybaczyć.
Historia ma
niesamowity potencjał. Nie jest idealna czy rewelacyjna, ale jest dobra i ma
szansę stać się genialna. „Instytut” to debiut autorki, co czasami wyraźnie
czuć. Jestem jednak w stanie wybaczyć jej wszystkie niedopatrzenia i lekkie
absurdy, gdyż całość naprawdę mnie zachwyciła. Myślę, że pisarka dostrzeże, co
należy poprawić w jej opowieści i następna część będzie w pełni spełniać moje
oczekiwania. Archer ma bowiem talent i wie, jak go wykorzystać.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros.
Sara
PREMIERA: 29.01.20.
Ja tez w debiutach przymykam oko na pewne niedoskonałości.
OdpowiedzUsuńKlimaty tej książki są idealne dla mnie więc będę miała ją na uwadze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com
Skoro to debiut, to jestem w stanie przymknąć oko. Każdy musi zdobyć literackie szlify...czasem na żywym organizmie jakim jest pierwsza książka;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Jestem podobnego zdania, szczególnie, że widać potencjał
UsuńNie planuję jej czytać :)
OdpowiedzUsuńLektura tej książki dopiero przede mną. Szkoda, że ma niedociągnięcia, ale cieszę się, że w ostatecznym rozrachunku wypada dobrze :D
OdpowiedzUsuńwww.kulturalnameduza.pl
Zgadzam się z potencjałem, oby autorka lepiej scharakteryzowała postaci i poprowadziła interesujący konflikt w następnym tomie.
OdpowiedzUsuń