Strony

piątek, 17 stycznia 2020

[162] [PRZEDPREMIEROWO] "Instytut" - K.C.Archer




Kilka dni temu do moich rąk trafiła bardzo obiecująco wyglądająca książka. Pochłonęłam ją w dwa dni i teraz, będąc po lekturze, zastanawiam się, co właściwie o niej sądzę. Przypomina ona bowiem piękny obraz, na który ktoś niechcący prysnął farbą. Widać w niej bowiem niedoskonałości z jednej strony rażące w oczy, a z drugiej wydające się nieistotne na tle całej historii.

Teddy Cannon to dwudziestokilkuletnia hazardzistka. Potrafi grać w każdą grę dostępną w kasynie i zazwyczaj wygrywa. Wszystko dzięki niesamowitemu instynktowi kobiety oraz jej umiejętności czytania ludzi. Teddy nigdy nie zastanawiała się, skąd u niej takie zdolności, ani nie widziała w nich nic nadzwyczajnego. Jednak podczas jednej z awantur w kasynie spowodowanych jej osobą musi uciekać, w czym nieoczekiwanie pomógł jej były glina – Corbett. To on oznajmił jej, że jest jasnowidzem i zaproponował naukę w Instytucie Whitfielda – tajnej szkole, gdzie ludzie tacy jak ona uczyli się, jak wykorzystywać swoje dary, by w przyszłości za ich pomocą, móc służyć swojej ojczyźnie. Dla Teddy to szansa na nowe, lepsze życie, tylko czy na pewno? W Instytucie trwają badania genetyczne, a z laboratorium zostają ukradzione próbki krwi uczniów, studenci giną bez śladu. Wśród kłamstw, intryg i niedopowiedzeń Teddy musi odnaleźć prawdę i zdecydować, komu może zaufać. By przetrwać, potrzebuje pomocy innych, ale nie ma pewności, kto knuje przeciwko niej.

„Instytut” autorstwa K. C. Archer to powieść, którą niesamowicie szybko się czyta. Napisana została lekkim piórem, a fabuła mocno wciąga i nie pozwala nam oderwać się od książki. Jest ona bowiem pełna akcji i intryg, przez co trudno się z nią nudzić. Jedna sprawa nie zostanie jeszcze do końca wyjaśniona, a już pojawia się kolejna i następna. Mimo wszystko tempo akcji zostaje utrzymane na idealnym poziomie i nie ma się wrażenia, że cokolwiek dzieje się za szybko. Pod tym względem historia została idealnie wyważona. Są momenty pełne napięcia i zwrotów akcji, ale też takie, gdzie niewiele się dzieje, ale te drugie są na tyle dobrze napisane, że nas nie nużą.

Bohaterowie powieści to bardzo ciekawe postacie. Oprócz głównej bohaterki, o której chciałabym opowiedzieć później, mamy tu między innymi Corbetta – byłego policjanta i dziekana Instytutu. Mężczyzna ma za sobą bardzo bogatą przeszłość, która w większości owiana jest tajemnicą. Staje się on swoistym mentorem Teddy, jednak niedopowiedzenia i zagadki nie do końca sprzyjają powstawaniu między nimi głębszej więzi. Ponadto w książce mamy okazję poznać Darę – dziewczynę potrafiącą przewidzieć czyjąś śmierć, Molly – niesamowicie cichą hakerkę odczuwającą emocje innych, jakby były jej własnymi, przystojnego Piro potrafiącego przywołać ogień, rozmawiającą ze zwierzętami Julian oraz Jeremiego czytającego historię z przedmiotów. Wszyscy oni są niesamowicie ciekawymi bohaterami i z przyjemnością się o nich czyta. Ponadto wzbudzają w czytelniku emocje, co dodatkowo stanowi ogromny atut.

Szkoła dla jasnowidzów – pierwsze co przychodzi na myśl to Hogwart. Jednak to nie do końca dobre porównanie. Instytut nie ma z nim nic wspólnego oprócz tego, że posiada tak samo niesfornych uczniów pakujących się ciągle w tarapaty. Prędzej świat przedstawiony w książce można porównać z filmami Marvela o agentach TARCZY, X-manach i powieściami z cyklu „Mroczne umysły”. To te same klimaty, ale zupełnie nowa, oryginalna historia. Może właśnie to sprawiło, że ją pokochałam, tak samo jak wcześniej wymienione produkcje.

Miłość do powieści nie jest jednak ślepa i niestety nie jestem w stanie pominąć niedociągnięć ze strony autorki. Przede wszystkim – bohaterowie. Są niesamowicie ciekawi i wzbudzają w czytelniku emocje, ale ich kreacja jest dość pobieżna. Szczególnie gdy chodzi o Teddy. Dziewczyna ma problemy z hazardem i początek książki daje nam jasno do zrozumienia, że jest uzależniona. Niestety autorka jakby o tym zapomina lub nie wie, na czym polega nałóg. Teddy zostaje odcięta od gry, ale jedynie czasami czuje za nią tęsknotę. Uzależniony człowiek powinien szaleć, szukać jakichkolwiek gier, w które mógłby zagrać lub też szukałby adrenaliny gdzieś indziej. Bohaterka natomiast skupiła się na nauce, co udało jej się tak łatwo, jakby wcale nie miała problemów. Ponadto jej relacja z innymi także była bardzo dziwna. Z jednej strony uważała otaczających ją ludzi za przyjaciół, ale nie ufała im, a między nimi wyczuwalny był dystans. Co prawda później pisarka wybrnęła z tego, bowiem zaczęła kreować postać na bardziej zamkniętą w sobie i osamotnioną. Jednak mimo wszystko można było to przedstawić lepiej. To samo tyczy się relacji damsko-męskich. Szczerze mówiąc, między żadną parą nie było czuć jakichkolwiek uczuć. Tylko przy pewnych okazjach była o nich mowa, jakby bohaterowie sobie nagle przypominali, że ktoś im się podoba. No i sam początek wszelakich interakcji zdecydowanie kuleje.

Ponadto w powieści występowały mniejsze lub większe uszczerbki na logice i nie do końca realne sytuacje. Głównie tyczy się to wydarzeń, kiedy bohaterowie mieli do wykonania jakieś zadanie, które mogło wpędzić ich w wielkie tarapaty. Zazwyczaj zachowany był przy tym jeden schemat: na początku wszystko szło podejrzanie łatwo, następnie cały ich plan legł w gruzach i zostawali przyłapani, by po chwili wyjść cało z opresji i nie ponieść żadnych konsekwencji swoich działań. Czasami było to aż absurdalne, że nikt nie ukarał ich nie tylko za złamanie regulaminu szkoły ale prawa federalnego. W międzyczasie zdarzały się jakieś mniejsze niedopatrzenia, jednak łatwiej je wybaczyć.

Historia ma niesamowity potencjał. Nie jest idealna czy rewelacyjna, ale jest dobra i ma szansę stać się genialna. „Instytut” to debiut autorki, co czasami wyraźnie czuć. Jestem jednak w stanie wybaczyć jej wszystkie niedopatrzenia i lekkie absurdy, gdyż całość naprawdę mnie zachwyciła. Myślę, że pisarka dostrzeże, co należy poprawić w jej opowieści i następna część będzie w pełni spełniać moje oczekiwania. Archer ma bowiem talent i wie, jak go wykorzystać. 


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Uroboros.
Sara
PREMIERA: 29.01.20.

7 komentarzy:

  1. Ja tez w debiutach przymykam oko na pewne niedoskonałości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klimaty tej książki są idealne dla mnie więc będę miała ją na uwadze :)

    Pozdrawiam!
    recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro to debiut, to jestem w stanie przymknąć oko. Każdy musi zdobyć literackie szlify...czasem na żywym organizmie jakim jest pierwsza książka;)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem podobnego zdania, szczególnie, że widać potencjał

      Usuń
  4. Lektura tej książki dopiero przede mną. Szkoda, że ma niedociągnięcia, ale cieszę się, że w ostatecznym rozrachunku wypada dobrze :D

    www.kulturalnameduza.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z potencjałem, oby autorka lepiej scharakteryzowała postaci i poprowadziła interesujący konflikt w następnym tomie.

    OdpowiedzUsuń