niedziela, 21 czerwca 2020

[231] "Śpiąca nimfa" - Ilaria Tuti




Niedawno swoją premierę miała nowa książka Ilarii Tuti – „Śpiąca nimfa”. To skusiło mnie, by sięgnąć po twórczość autorki, bo do tej pory nie miałam takiej okazji. Początkowo nie zauważyłam, że jest to drugi tom serii, ale nie zraziłam się, gdyż cykli z tego gatunku zazwyczaj nie trzeba czytać chronologicznie. Czy tak też było w przypadku „Śpiącej nimfy”?


Stryjeczny wnuczek pewnego cenionego malarza znalazł na strychu jego obraz, który zaginął bardzo dawno temu. By potwierdzić autentyczność oddałam go ekspertowi. Analiza dzieła dała jednak niespodziewany wynik – obraz namalowana krwią z ludzkiego serca. Kim była ofiara i jak zginęła? Obraz namalowano siedemdziesiąt lat temu, możliwe więc że ewentualni świadkowie dawno nie żyją. Nie ma ciała, nie ma zeznać, a malarz przypomina bardziej roślinę niż człowieka. Komisarz Teresę Battaglię oraz inspektora Massima Mariniego czeka nie lada zadanie. Czy uda im się ustalić, co stało się kilka dni przed zakończeniem II wojny światowej?

„Śpiąca nimfa” to wyjątkowy kryminał, który na długo zostanie mi w pamięci. Okazał się bowiem niezwykły pod kilkoma względami. Przede wszystkim oczarował mnie pomysł na fabułę. Zbrodnia dokonana siedemdziesiąt lat temu, bez ciała, świadków i z podejrzanym, który od tego czasu nie wypowiedział ani jednego słowa? To brzmi niesamowicie interesująco. Z zapartym tchem śledziłam poczynania pani komisarz oraz jej zespołu, którzy krok po kroku odkrywali tajemnice sprzed lat i wywlekali je na światło dzienne. To, co najbardziej mnie jednak zachwyciło to nieprzewidywalność i mnóstwo zwrotów akcji. Nie sposób było domyślić się zakończenia, a mnóstwo fałszywych tropów jedynie coraz bardziej oddalało czytelnika od prawdy i podsycało jego ciekawość. Tuti bawi się nami i wyprowadza na manowce w momencie, kiedy jesteśmy pewni, że okryliśmy tożsamość zabójcy. Cały czas trzyma nas w niepewności i niewiedzy, co ogromnie mi się podobało.

Kolejnym ogromnym plusem książki są jej bohaterowie, których pokochałam całym sercem. Szczególnie wkradła się w nie pani komisarz – sześćdziesięciolatka z początkującym Alzheimerem. Kobieta niedawno dowiedziała się o swojej chorobie, która zabiera nie tylko jej pamięć, ale i tożsamość, miłość do pracy oraz zdolność jej wykonywania. Ataki schorzenia powodują, że nie pamięta dawnych spraw, a niekiedy nawet traci kontakt z rzeczywistością. Na razie stanowi to jej sekret, jednak z każdym dniem coraz trudniej ukrywać go przed swoim przełożonym oraz podwładnymi. Kobieta nie ma także oparcia w rodzinie, gdyż jest sama, nie posiada dzieci, a jedynie dwójkę oddanych przyjaciół oraz wspaniałych współpracowników. Przez całą opowieść obserwujemy, jak Teresa stara się sobie radzić z postępującą chorobą. Zapisuje wszystko w dzienniku, sporządza listy rzeczy do zrobienia, ćwiczy logiczne myślenie. Współczujemy jej, ale i podziwiamy za to, jak bardzo się stara. Poznajmy jej lęki i obawy, możemy wejść w jej skórę i poczuć się, jak osoba bojąca się, że stanie się jedynie zjawą, duchem, echem siebie samej sprzed lat. Na domiar złego czujemy jej samotność, która jeszcze bardziej potęguje strach przed nieznanym. To bardzo ciekawe doświadczenie. Autorka świetnie poradziła sobie z opisem ataków choroby oraz stanu psychicznego zdruzgotanej kobiety, która jednak stara się funkcjonować tak normalnie, jak tylko zdoła.

Również Massimo Marini to ciekawa postać. Jego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość naznaczona została przez ojca skłonnego do przemocy oraz aktu desperacji dziecka, które próbowało ochronić siebie i swoją matkę przed tyranem. Historia mężczyzny pozostawiła na nim swój ślad, przez co ten boi się dopuścić do siebie kobietę oraz ich jeszcze nienarodzone dziecko. Również przy jego kreacji autorka bardzo się postarała i stworzyła postać z krwi i kości, której współczujemy i chcemy pomóc.

Oboje stanowią wspaniały duet. Ich relacja nieco przypomina tą, która rodzi się między matką i synem. Oboje troszczą się o siebie i mimo że często sobie dogryzają i udają wobec siebie obojętność, mogą na siebie liczyć w każdym momencie. Co więcej mimo że oboje są postaciami nieco tragicznymi, nie wprowadzają w powieść depresyjnej aury. Pani komisarz świetnie ukrywa swoje lęki i zachowuje dawną bezpośredniość, brak poszanowania dla procedur oraz niekonwencjonalność. Massimo natomiast to nieco pedantyczny i sztywny człowiek, który stara się mieć wszystko pod kontrolą. Jednak czasami los postanowi utrzeć mu nosa, co często wywołuje uśmiech na naszej twarzy.

Książka zawiera mnóstwo emocji i uczuć, które przeszywają czytelnika i pozwalają mu zagłębić się w psychikę nie tylko głównych bohaterów, ale i tych pobocznych, a także mordercy. Poznajemy Rezjan, pragnących za wszelką cenę zachować swoją etniczną odmienność, zagłębiamy się we wspomnienia ludzi dotkniętych wojną oraz czynami, które popełnili podczas jej trwania. Widzimy jak wyrzuty sumienia zżerają pewne osoby od środka przez kolejne dziesięciolecia. Co więcej zagłębiamy się w psychikę morderców, dla których zabijanie jest jak oddychanie.

Powieść zawiera bardzo wiele wątków, jednak wszystko cudownie się ze sobą łączy i zachwyca. Autorka przyłożyła się do swojej pracy i poruszyła w niej bardzo wiele ciekawych kwestii takich jak magia rytualna, historia Rezjan czy dawne wierzenia. Nawet jeżeli część tego co zawarła w swojej powieści jest jedynie wytworem jej wyobraźni, opisała to w taki sposób, że łatwo wziąć to za prawdę. Widać, że pisarka włożyła serce w swoją książkę i dopracowała ją w każdym calu.

Jak już wcześniej wspomniałam, nie czytałam pierwszego tomu, jednak to nie odebrało mi radości z lektury. Były momenty, kiedy zdawałam sobie sprawę, że coś mi umyka i najpewniej znalazłabym to w poprzedniej części, jednak nie zdarzało się to zbyt często i nie psuło przyjemności z lektury. Śmiało możecie więc sięgnąć po drugi tom bez znajomości pierwszego, jednak zachęcam do czytania serii chronologicznie.

„Śpiąca nimfa” oczarowała mnie i sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać. Wspaniali bohaterowie, oryginalna fabuła i świetne wykonanie – to wszystko sprawiło, że książka okazała się genialną lekturą, o której długo nie zapomnę. Mam też nadzieję, że będę miała niedługo okazję przeczytać pierwszy tom.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga.

Sara

10 komentarzy:

  1. Ja na razie kryminały odpuszczam. Ale Wydawnictwo bardzo dobrze znane. Rekomendację jednak przyjmuję. Pozdrawiam z deszczowego i burzowego południa Kraju :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi całkiem ciekawie, ale ostatnio jakoś nie mam ochoty na kryminały.

    OdpowiedzUsuń
  3. zaintrygowały mnie te dodatkowe wątki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zachęcająca recenzja. Będę miała tę książkę na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Obecnie kryminały u mnie na fali, więc czuję się więcej niż zaciekawiona. I wydawać by się mogło, że już ogromnie dużo napisano opowieści i powinniśmy powtarzać tylko...to już było, było, było... cieszę się, że opowieści wciąż mogą nas zaskoczyć...
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kryminały zawsze pozostaja w modzie

    OdpowiedzUsuń
  7. Obraz namalowany krwią... No, no... Aż mnie ciary przeszły. Nie znam twórczości tej autorki i nawet pierwszy raz stykam się z tym nazwiskiem. Może kiedyś przeczytam tę książkę? Widzę, że to od Soni Dragi. Lubię to wydawnictwo. Według mnie mają wiele ciekawych pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten tytuł niedawno wzbogacił moją biblioteczkę i wkrótce będę go czytała. 😊

    OdpowiedzUsuń
  9. Czuję się zaintrygowana, a i okładka bardzo wpada w oko ☺️

    OdpowiedzUsuń