piątek, 29 listopada 2019

[161] "Gałęziste" - Artur Urbanowicz




‘’Gałęziste” to powieść, która bardzo mnie zaskoczyła i o której długo nie mogłam zapomnieć. Pierwszy raz przeczytałam ją dwa lata temu, gdy ukazała się po raz pierwszy. Do dziś pamiętam, jakie emocje mną targały, gdy kończyłam czytać ostatnią stronę. Nic więc dziwnego, że od tej pory szukałam pretekstu, by sięgnąć po tę powieść raz jeszcze.

Książka opowiada o pewnej parze warszawiaków, która postanowiła spędzić przerwę wielkanocną na ziemiach Suwalszczyzny. Między młodymi ludźmi od dawna się nie układa, a spontaniczny wypad z dala od miasta ma pomóc naprawić ich związek. Różnią się praktycznie wszystkim: od charakteru po poglądy religijne. Jednak nie to w tej historii jest najważniejsze. Najistotniejsze jest bowiem to, co dzieje się po ich dotarciu na miejsce. Od samego początkowo napotykają niecodzienne problemy oraz stają się uczestnikami dziwnych i przerażających wydarzeń. W rezultacie w pewnym momencie nie mogą ufać już nikomu i niczemu, nawet swoim zmysłom.

Z reguły nie czytam książek po raz drugi. Na palach jednej ręki można policzyć te nieliczne, które pokochałam na tyle, by po nie sięgnąć raz jeszcze. ‘’Gałęziste’’ znalazło się na tej liście jako pierwsza pozycja polskiego autora, co jest jeszcze większym osiągnięciem. Muszę jednak przyznać, że w pełni sobie na to zasłużyło.
Pierwsze, co zwraca na siebie uwagę w książkach Artura Urbanowicza, to dbałość o szczegóły. Tutaj dosłownie wszystko ma znaczenie dla rozwoju akcji: wyrzucona puszka, cień na zdjęciu, szelest liści. Nie można tutaj niczego zignorować, bo najmniejsza i wydawać się by mogło najgłupsza rzecz może okazać się kluczową. Osobę nie miejącą do tej pory styczności z twórczością autora, taka drobiazgowość może lekko irytować, jednak kilkuletniego fana jedynie zachwyca i sprawia, że ten jeszcze bardziej zaczyna podziwiać autora. 

Kolejną  wyróżniającą się rzeczą w książkach autora jest tworzony przez niego klimat. Łączy on bowiem sielskość i spokój Suwalszczyzny z mrożącą krew w żyłach historią. To niesamowite zestawienie jest ogromnym plusem powieści, sprawiającym,  że nabiera ona oryginalności. Ponadto samo tworzenie grozy akcji i miejsca jest dość niespotykane. Autor stawia bowiem na subtelność. Co jakiś czas prowokuje sytuacje dość dziwne, ale potencjalnie wytłumaczalne. Stopniowo nagromadza je, aż w końcu zarówno czytelnik jak i bohaterowie są zmuszeni przestać je ignorować i zacząć sobie z nimi radzić. Ponadto nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego i spektakularnego jak atak zombie. Wszystkie dziwne rzeczy opisane tutaj mają bardzo realny wydźwięk. Pisarz opisuje swoją historię w taki sposób, że bez trudu mógłby przekonać swoich czytelników, że nie jest to zmyślona opowieść. I właśnie ten fakt jest najbardziej przerażający ze wszystkich.

Jednak czym różni się pierwsze wydanie od drugiego? Przede wszystkim zauważyłam, że autor wziął sobie rady czytelników do serca i poprawił swoją powieść pod względem tego, co mu się zarzucało. Między innymi jego fani narzekali na zbyt wiele wulgaryzmów oraz zdań wtrąconych w nawiasie. Obecnie obu tych rzeczy jest dużo mniej, przez co powieść czyta się dużo przyjemniej. Ponadto sam    warsztat  pisarza uległ ogromnej poprawie. Powieść czyta się dużo płynniej i przyjemniej, co stanowi jej kolejny plus.

O wspaniałości „Gałęzistego” jeszcze dużo można by pisać, jednak większość z tych rzeczy znajdziecie już w poprzedniej recenzji tego tytułu zamieszczonej na moim blogu pod tym linkiem. Nie chciałabym się powtarzać w tych kwestiach, tak więc wszystkich zainteresowanych i nieprzekonanych bardzo gorąco zapraszam pod ten link.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorowi oraz Wydawnictwu Vesper.

sobota, 9 listopada 2019

[160] ‘’Macochy” – Danuta Awolusi




Kiedyś obiecałam sobie, że nie będę już sięgać po powieści obyczajowe, bo po prostu nie są one w moim guście i bardzo mnie męczą. Ostatnio zawiodłam się na kilku i jakoś przeszedł mi zapał na ,,dawanie szansy” wszystkim gatunkom. Jednak nie mogłam obojętnie przejść obok ,,Macoch”, bo naprawdę zaintrygował mnie opis. Poczułam, że może w końcu przeczytam coś innego, nowatorskiego i wciągającego.

Anita i Nadia są siostrami, ale od wielu lat nie mają kontaktu, ponieważ nigdy nie potrafiły się porozumieć i między nimi wyrósł wielki mur. Są kompletnie różne i nie zgadzają się w wielu kwestiach, ale okazuje się, że łączy ich jedna sprawa – brak umiejętności złapania dobrego kontaktu z dziećmi swoich partnerów życiowych. Po latach spotykają się na grupie wsparcia ,,Macochy Polska” i to okaże się przełomem w ich relacji. Jak uda im się porozumieć? Co sprawi, że zbliżą się do siebie?

Pierwsze co przyszło mi na myśl po przeczytaniu tej książki mocno wiąże się z jej treścią, ale nie jest napisane bezpośrednio. Autorka pokazuje nam, że każdy jest inny i nawet w bliskim otoczeniu możemy znaleźć osobę, która ma kompletnie inną wizję świata, inne ambicje, inny pomysł na siebie i nie zawsze trzeba to krytykować, a należy zaakceptować. Anita i Nadia nie potrafiły zrozumieć tej indywidualności i przez to na wiele lat straciły kontakt, a przecież spokojnie mogły utrzymywać poprawne relacje, jak przystało na siostry.

Warto wspomnieć o tym, że autorka tej książki jest absolwentką filologii polskiej i to widać. Książka jest napisana przepięknym językiem, ale lekkim, przyjemnym dla każdego odbiorcy, nawet takiego, który nie ma związku ze studiami na podobnym kierunku. Myślę, że dzięki temu całość  tak bardzo wciąga, bo po prostu przyjemnie się to czyta, nie trzeba analizować poszczególnych akapitów, ponieważ wszystko jest jasne.

środa, 23 października 2019

[159] ''Dwoje dochowa tajemnicy'' - Karen M. McManus




Nie miałam pojęcia czego oczekiwać od tej książki, ale przyciągnęła moją uwagę, więc uznałam, że warto dać jej szansę. Często lubię sięgać po powieści trochę lżejsze, dla młodzieży, bo już wielokrotnie przekonałam się, że również mogą mnie zachwycić. Zawsze szukam czegoś z pazurem, ale też oryginalnego, ponieważ męczą mnie typowe i powielane schematy. Czy ,,Dwoje dochowa tajemnicy" wpisało się w moje gusta? O tym trochę dalej. 


Ellery wraz z bratem bliźniakiem musi przeprowadzić się do małego miasteczka, ponieważ ich matka wylądowała w ośrodku odwykowym. Teraz to babcia się nimi zajmuje, a rodzeństwo ma okazję poznać ją lepiej, ale też miejsce, w którym dorastała ich matka, a o którym nigdy nie chciała rozmawiać. Echo Ridge jest miejscem, gdzie wiele lat temu zaginęła ciotka bliźniaków, a kilka lat później kolejna dziewczyna została zamordowana. Sprawcy nigdy nie odnaleziono. Niedługo po rozpoczęciu nauki w nowym liceum, Ellery oraz dwie inne dziewczyny stają się ofiarami gróźb, a wkrótce jedna z nich nie wraca do domu. Czy uda się dowiedzieć, kto stoi za tymi wszystkimi zbrodniami? Czy Ellery uniknie śmierci?



Jest to z pewnością książka dla młodzieży i nawet jej bohaterowie są jeszcze bardzo młodymi ludźmi. Dlatego cieszę się, że autorka zastosowała narrację w pierwszej osobie i oddał głos więcej niż jednemu bohaterowi. Dzięki temu możemy poznać kilka punktów widzenia, lepiej zrozumieć niektóre wydarzenia, emocje oraz uczucia głównych bohaterów. W tym wypadku ten rodzaj opowiedzenia fabuły sprawdził się idealnie i pozwolił mi naprawdę wczuć się w historię.

wtorek, 15 października 2019

[158] [PRZEDPREMIEROWO] "Szeptacz" - Alex North




Ostatnio dopadła mnie niemoc czytelnicza i wiele książek zaczęłam czytać, ale porzucałam je w połowie, nawet jeśli mi się podobały. Postanowiłam więc zmienić gatunek, gdyż wcześniej zdecydowanie dominowała fantastyka i sięgnąć po jakiś mocny, wciągający, mroczny thriller, który wbije mnie w fotel, a może nawet nieco przerazi. Mój wybór padł na „Szeptacza” Alexa Northa. Czy była to słuszna decyzja?

Tom Kennedy niedawno pochował swoją ukochaną żonę, której śmierć wywarła na nim ogromny wpływ. Na jego barki spadł też obowiązek samotnego wychowania syna, z którym niełatwo mu znaleźć wspólny język. Pisarz postanawia jednak zawalczyć o swoją rodzinę i podejmuje decyzję o przeprowadzeniu się z dzieckiem w nowe miejsce mające zapewnić im start w lepsze życie. Featherbank wydaje się wymarzonym miejscem, by porzucić przeszłość i zacząć wszystko od nowa. Ma jednak swoją mroczną historię, mającą swój początek dwadzieścia lat temu. To właśnie wtedy seryjny morderca zamordował w miasteczku pięciu kilkuletnich chłopców. Sprawcy nadano przydomek „Szeptacz”, gdyż miał w zwyczaju szeptać pod oknami swoich ofiar. Dwie dekady później ponownie dochodzi do porwania dziecka, a zbrodnia przypomina tę sprzed lat. Czy zbrodniarz powrócił? Kto będzie kolejną ofiara?

Z reguły staram się trzymać z daleka od książek, o których jest głośno. Wielkie „bum”, szczególnie takie przedpremierowe, na dane pozycje niezbyt mnie przekonuje do nich i raczej przynosi efekt przeciwny do zamierzonego. Jednak tym razem skusiłam się na tak dobrze wypromowaną pozycję, gdyż niesamowicie zaintrygował mnie jej opis oraz mroczna, hipnotyzująca okładka. Postanowiłam dać więc „Szeptaczowi” szansę, bo miałam przeczucie, że będzie prawdziwym hitem. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? Tak i nie. Powieść napisana została naprawdę rewelacyjnie. Posiada wszystkie wyznaczniki dobrego thrillera i niesamowicie wciąga czytelnika do swojego świata. Przyznam jednak szczerze, że moje wymagania były dużo większe co do tej powieść. Naczytałam się tyle pozytywnych recenzji „Szeptacza”, że oczekiwałam prawdziwego arcydzieła. Niestety pozycja ta w moim odczuciu jest rewelacyjna, ale nie na tyle by nazwać ją chociażby „genialną”, a właśnie czegoś takiego od niej chciałam.

Na dużą uwagę w książce zasługuje jej klimat. Jest niesamowicie tajemniczy i pełen grozy. Przez całą historię wyczuwalne jest napięcie, a czytelnik bardzo często czuje niepokój, a czasami nawet ciarki na plecach. Jak dla mnie jest to jeden z wyznaczników dobrego thrillera, który potrafi zainteresować czytelnika i sprawić, że ten będzie chłonął opowieść snutą przez autora jak gąbka. Ponadto sam pomysł na fabułę jest ogromnie ciekawy i w mojej ocenie pomysłowy i oryginalny. Jego wykonanie też jest mistrzowskie i zdecydowanie jest w stanie oczarować czytelnika. Dlaczego więc pomimo tak wielu atutów, nie można nazwać tej książki „genialną”?

Brakującą cegiełką jest tutaj kreacja bohaterów. To ona nieco szwankuje i obniża moją ocenę całości. Przede wszystkich w thrillerach cenię sobie dobrze rozwinięty aspekt psychologiczny, czyli między innymi oczekuję od autora, że zwróci w swojej powieści uwagę na psychikę powołanych przez siebie do życia postaci. Niestety tutaj tego zabrakło. Niby wiemy, że Tom bardzo cierpi po stracie swojej żony, ale nie do końca widzimy wpływ tej tragedii na jego zachowanie. Co prawda autor próbował co nieco z tego przemycić do kreacji tej postaci, ale raczej z marnym skutkiem. Nie tyczy się to tylko tej osoby, ale także innych. Brakuje mi w nich głębi, są nieco płytcy i pozbawieni wyrazu, przez co ciężko mi się z nimi w jakikolwiek sposób utożsamić. Zapewne komuś, kto nie zwraca uwagi na psychologię postaci, jej brak w tym przypadku absolutnie nie będzie doskwierał. Ja jednak bardzo sobie to cenię we wszystkich książkach, a już w szczególności w thrillerach.

„Szeptacz” to wspaniała opowieść napisana w bardzo ciekawy i wciągający sposób, która zadowoli wielu fanów mocnych i oryginalnych historii. Mnie także do siebie przekonała i cieszę się, że ją przeczytałam. Niestety nie zostałam nią oczarowana tak bardzo, jak się tego spodziewałam. Możliwe że miałam wobec niej zbyt wielkie wymagania, przez co przygotowałam się na coś niewiarygodnie dobrego. Niemniej serdecznie Wam ją polecam i czekam na Wasze opinie.

PREMIERA: 16.10.19r.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.

 Sara Chrzanowska

sobota, 12 października 2019

[157] ‘’Przy stole z Hitlerem” – Rosella Postorino




Gdy widzę książki, które mają jakikolwiek związek z wojną, od razu muszę je mieć i nie potrafię się opamiętać. Często nawet nie czytam opisów i biorę je w ciemno, za co muszę płacić później frustracją i nerwami. Jednak nie jestem bardzo wybredna i lubię zarówno powieści inspirowane czasami wojny, jak i poważniejsze pozycje, które skupiają się na opowiadaniu faktów, czerpiąc ze sprawdzonych źródeł.


Rosa podczas wojny straciła prawie wszystkich – rodziców, ukochanego męża i wielu przyjaciół. Zostali jej tylko teściowie, u których mieszka i stara się zaakceptować sytuację.  Pewnego dnia do drzwi domu pukają esesmani, którzy oznajmiają, iż Rosa została testerką dań Hitlera. Codziennie wraz z dziewięcioma innymi kobietami wybiera się do siedziby Hitlera, aby spożywać przeróżne potrawy i sprawdzać, czy nie są zatrute. Między kobietami zaczynają pojawiać się przeróżne relacje – przyjacielskie, ale też wrogie. Czy wszystkim uda się przeżyć wojnę? Jak spiszą się w roli testerek?

Na końcu książki można przeczytać, że Rosa to kobieta, która istniała i była testerką Hitlera, ale nie mówiła o tym zbyt wiele. To chyba dlatego nie ma za dużo książek na ten temat i muszę przyznać, że nie miałam pojęcia o takiej profesji. Nie ukrywam, że raczej od zawsze wolę książki, które opowiadają o losach Polaków i jest ich również zdecydowanie więcej, ale tym razem postawiłam na coś innego. W końcu Niemcy również musieli walczyć i to często wbrew woli, o czym nie wolno zapominać.

poniedziałek, 7 października 2019

[156] ‘’Nakarm swój mózg” – Delia McCabe




Sięgam po przeróżne książki, w których mogę znaleźć przepisy, ponieważ mistrzynią gotowania nie jestem i raczej improwizacja w moim wykonaniu jest trochę niebezpieczna. Wole się nie wychylać i kurczowo trzymać już zrobionej przez kogoś rozpiski, chociaż i to czasem mnie przerasta. Dlatego ciągle poszukuję książki, gdzie znajdę fajne przepisy, proste i odpowiednie dla mnie. Czy tym razem mi się to udało?

Książka z pewnością zrobiła na mnie dobre pierwsze wrażenie. Wykonanie jest fajne, strony śliskie, dzięki czemu ilustracje i kolorowe wstawki wyglądają świetnie. Trochę żałuję, że okładka nie jest gruba, bo jednak książki tego typu używa się dość często i mogą ulec zniekształceniu, co nie wygląda już estetycznie.

Dużą zaletą jest przejrzystość, bo już nawet na pierwszy rzut oka widać, że tekst jest w środku fajnie rozmieszczony i będzie się to dobrze czytać oraz przeglądać. To jest bardzo ważne w przypadku książek tego typu, bo często gotujemy z przepisem i nie zawsze mamy czas, aby doszukiwać się informacji.

To nie jest typowa książka kucharska, bo nawet sam tytuł mówi, co jest tematem przewodnim. Autorka pisze sporo o żywieniu albo o produktach oraz ich wpływie na nasz organizm. Przybliża też pewne kwestie technicznie, chociażby to jak długo powinno się gotować przeróżne rzeczy.

Oczywiście całość jest podzielona na kilka części, co z pewnością ułatwia nam szukanie. Oprócz śniadań czy deserów, pojawiają się przepisy na koktajle czy chociażby zupy. Za pomocą tej pozycji można z łatwością przygotować posiłki na całą dobę, ale też znaleźć coś na jakieś konkretne okazje.

środa, 2 października 2019

[155] ''Wiara, Nadzieja, Miłość" - Monika Jagodzińska



Ludzie mają przeróżne przeróżne problemy i straszne jest to, że mimo postępu, wszechobecnej otwartości i większego uświadomienia społeczeństwa, nadal unikamy pewnych tematów. Choroby mające związek z psychiką są coraz częstsze, bo żyjemy szybko, mamy wiele na głowie, a ludzie stają się coraz bardziej zawistni i zazdrośni. Myślę, że nasze zachowanie bardzo często ma wpływ na inne osoby oraz ich samopoczucie i nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile ludzi skrzywdziliśmy krzywym spojrzeniem, złym słowem lub innym zachowaniem. Jest to smutne, bo wystarczy się trochę zastanowić, ugryźć w język i zwrócić uwagę na swoje życie, a nie patrzyć, co robią inni i ich poniżać.  
Diana nie jest najbardziej popularną i lubianą osobą w szkole, a na dodatek niektórzy wyśmiewają ją przez jej nadwagę. Niepowodzenia sprawiają, że dziewczyna postanawia zacząć działać i przestać być ofiarą losu. Oczywiście za wszystkie niepowodzenia obwinia swoją wagę, więc postanawia, że musi zacząć żyć zdrowiej i pozbyć się nadprogramowych kilogramów. Jednak wkrótce zamienia się to w obsesję, Diana nie widzi, że ma problem i nie słucha osób, które próbują jej to uświadomić? Jak zakończy się jej walka? Czy stanie się swoją własną ofiarą?

Sięgnęłam po tę książkę z czystej ciekawości. Spodobała mi się jej minimalistyczna okładka, ale też opis zapowiadał fajną powieść, która prawdopodobnie wpisuje się w moje gusta. Trochę byłam zaskoczona, gdy dostałam cieniutką książeczkę zawierającą niewiele ponad sto stron, ale w końcu nie ilość jest najważniejsza, a jakość. Dlatego książka ta była dla mnie taką tajemnicą, bo nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać i w jakiej formie została napisana. 

poniedziałek, 30 września 2019

[154] "Jezioro ciszy" - Anne Bishop




Zdecydowana większość fanów fantastyki doskonale zna nazwisko Anne Bishop. Pisarka zasłynęła już jakiś czas temu wieloma fenomenalnymi seriami, które oczarowały miliony czytelników na całym świecie. Niedawno premierę miała kolejna jej książka, która ponownie otworzyła czytelnikom drzwi do świata wykreowanego w cyklu „Inni”. Czy „Jezioro ciszy” okazało się tak samo dobre jak seria, do której nawiązuje?

Vicki DeVine w ramach ugody rozwodowej staje się właścicielką starego ośrodka nad Jeziorem Ciszy. Znajduje się ono w miasteczku, gdzie ludzkie prawa nie zawsze obowiązują. Kobieta ma nadzieję odnaleźć w nim jednak spokój i szansę na nowe życie. Niestety jej marzenia legną w gruzach, gdy jej zmiennokształtna współlokatorka – Aggie Wrona znajduje ciało martwego mężczyzny. Mimo że wszystkie dowody wskazują na to, że zabił go ktoś, kto nie jest człowiekiem, śledczy robią wszystko, by obarczyć tą zbrodnią Vicki. Kobieta nie daje się jednak zastraszyć i wraz ze swoimi przyjaciółmi stara się rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa.

Z twórczością Anne Bishop miałam już przyjemność zapoznać się kilka miesięcy temu przy okazji ukazania się pierwszego tomu jej nowej serii – „Filarów świata”. To właśnie ta powieść sprawiła, że zakochałam się w twórczości autorki i postanowiłam poznać pozostałe jej dzieła. Niestety nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po „Innych”, jednak gdy tylko dowiedziałam się, że „Jezioro ciszy” to powieść niezależna od wspomnianego cyklu, natychmiast zapragnęłam ją przeczytać. Czy rzeczywiście można zacząć tę książkę bez znajomości właściwej serii? Okazuje się, że tak. Przyznam szczerze, że obawiałam się tego, że autorka bardzo mało uwagi poświeci temu, by zaprezentować nowemu czytelnikowi świat, który zdążyła już wykreować w poprzednich częściach. Na szczęście okazało się, że Anne Bishop stanęła na wysokości zadania. Tylko czasami miało się wrażenie, że autorka trochę się zapomina, ale mimo wszystko cała lektura okazała się rzeczywiście zupełnie nową historią bez znaczących powiązań.

Inni to pradawne istoty, które za nic mają sobie rodzaj ludzki. Są okrutne, pozbawione skrupułów, a ludzi traktują czasami na równi z innymi zwierzętami. Bardzo mi się taka kreacja tych postaci podobała. Bishop postanowiła zrobić z nich mroczne istoty i trzymała się tego przez cały czas. Nie wykreowała cukierkowych potworów, które potworami są tylko z nazwy. Nie zrobiła z nich przystojniaków będącymi twardzielami skrywającymi delikatne wnętrze, w których podkochiwałyby się nastolatki. Wampiry są tutaj wampirami, wilkołaki wilkołakami, a reszta istot jest jeszcze gorsza od nich. Nie znaczy to jednak, że między Innymi a ludźmi nie może pojawić się nić porozumienia. Jednak mimo wszystko prawie każdy przedstawiciel tej rasy uważał się za lepszego od człowieka, nawet jeżeli wprost tego nie mówił. Dawali oni bowiem bardzo często mniej lub bardziej subtelne wskazówki, że ludzie tak naprawdę nie są niczym więcej jak zwierzętami.

Uwielbiam książki, które są połączeniem różnych gatunków. „Jezioro ciszy” właśnie do takowych się zalicza. Łączy w sobie bowiem zarówno fantasy jak i kryminał, co może nie jest oryginalnym połączeniem, ale w wykonaniu Anne Bishop zdecydowanie mistrzowskim. Autorka potrafi bowiem poprowadzić akcję tak, by cały czas trzymać czytelnika w napięciu i zaciekawieniu. Jej historia może zaczyna się zwyczajnie i nie zapowiada niczego nadzwyczajnego, ale z biegiem czasu rozwija się i staje coraz bardziej tajemnicza i skomplikowana, co powoduje u czytelnika niewysłowioną potrzebę zarwania nocki lub dwóch.

„Jezioro ciszy” to powieść, która jeszcze bardziej podsyciła moją miłość do autorki. Gdy tylko znajdę chwilę wolnego czasu, z całą pewnością sięgnę przede wszystkim po cykl „Innych” oraz inne powieści pisarki.

sobota, 28 września 2019

[153] ''Moc" - Anna Lewicka






Po tę trylogię sięgałam z dużym dystansem i to z kilku powodów. Z pewnością nie przepadam za książkami, które mają kilka części, bo jeśli mi się spodobają to długo przeżywam to, że muszę czekać na kolejny tom (a czasem nawet kilka lat jak to jest w przypadku ,,Pieśni Lodu i Ognia"). Nie jestem też fanką fantastyki, ale tolerują ją jeśli po prostu jest wpleciona do fabuły, gdzie nie wszystko jest wytworem wyobraźni autora, w której również pojawiają się normalni ludzie, świat i rzeczy, które znam. To właśnie sprawiło, że dałam szansę trylogii ,,Mocy i szału", ale też urzekły mnie słowiańskie klimaty, bo naprawdę się z nimi utożsamiam.


Sówka postanawia, że za wszelką cenę musi odnaleźć zaginioną siostrę Igę i sprowadzić ją do domu, aby wszystko było jak kiedyś. Wie jednak, że obecny stan jej siostry jest wynikiem działania tajemniczych sił, które będzie trudno pokonać. Ona jednak ma plan, w którym pomaga jej Gustav, starając się wspierać Sówkę, ale też działać. Oboje podejmują decyzję o wyjeździe w Bieszczady, a później na mroźną Islandię, jednocześnie nie spodziewając się, że zmierzają prosto w zastawioną na nich pułapkę. Komu uda się wygrać tę wojnę? Kto ucierpi najbardziej?

Nigdy nie interesowałam się raczej legendami i nie wchodziłam w całą wiedzę związaną z folklorem, bo nie miałam takiej chęci. Jednak nie zaprzeczę, że trochę mnie to intryguje, zwłaszcza po przeczytaniu tej trylogii. Nie mam pojęcia, czy autorka koloryzowała, czy opowiadała o czymś, co słyszała lub czytała. Nie ma dla mnie to znaczenia, bo dla mnie całość jest logiczna i pasuje do siebie, a to najważniejsze. Chociaż na końcu tej książki pojawia się kilka stron informacji o użytych symbolach, a właściwie runach.

wtorek, 17 września 2019

[152] [PRZEDPREMIEROWO] ‘’Kasztanowy ludzik” - Soren Sveistrup




Gdy zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach wydawnictwa, zainteresowała mnie, ale nie było to jakieś ogromne zauroczenie. Jednak dostając przesyłkę, kompletnie zwariowałam! Okazało się, że wraz z książką dostałam również pudełeczko, a w nim kasztanowego ludzika. Domyśliłam się, że tytuł tej książki nie jest przypadkowy, że naprawdę opisuje on jej treść i nie mogłam się doczekać aż zacznę ją czytać. Wiadomo, że najważniejsze jest wnętrze i fajna okładka oraz dobra promocja wydawnictwa, mogą pomóc wypromować książkę, ale po przeczytaniu czytelnik oceni ją za emocje, a nie działania marketingowe. Jak więc ja ją oceniam? O tym niżej.

W Kopenhadze dochodzi do serii zagadkowych morderstw, a zabójca przy ofiarach zostawia kasztanowe ludziki. Policja próbuje rozwikłać zagadkę i wpada na trop, który prowadzi ich do sprawy sprzed roku. Wtedy właśnie zaginęła córka minister spraw społecznych i do tej pory nie została odnaleziona, ale pewny mężczyzna przyznał się do jej zabójstwa, jednak nie wyznał, gdzie schował ciało. Czy trop ten okaże się pomocny? Kto tak naprawdę stoi za morderstwami i dlaczego to robi? Co znaczą kasztanowe ludziki?

Do książki tej podchodziłam z wielką ekscytacją, bo jednak ciekawa przesyłka od wydawnictwa zrobiła swoje i uznałam, że skoro tak bardzo się starają, to powieść ta musi być naprawdę dobra! Wiecie, czasem mając takie oczekiwania, natrafiamy na rozczarowanie. Tym razem na szczęście tak nie było, chociaż podczas czytania miałam lepsze i gorsze chwile.
Powieść ta intryguje od pierwszych stron i z pewnością od razu można się w nią wciągnąć. Autor nie buduje powoli napięcia, on rzuca nas na głęboką wodę i później zaczyna wyjaśniać, o co w ogóle chodzi. Naprawdę mnie zaciekawił, więc początkowo kompletnie nie potrafiłam się oderwać od tej powieści. Chciałam zobaczyć jak rozwinie się sytuacja, ale też poznać jej bohaterów.

sobota, 7 września 2019

[151] "Ostatni rozkaz" - Timothy Zahn




Jestem wielkim fanem ,,Gwiezdnych wojen” więc niech nie dziwi Was, czemu postanowiłem wybrać książkę ,,Ostatni rozkaz”, którą napisał Timothy Zahn, a wydało wydawnictwo Uroboros. Wspomniany tytuł to już trzecia i ostatnia część trylogii Thrawna. Powieść tak jak żadna inna idealnie wpasowuje się w klimat ,,Gwiezdnych wojen”, a także pozostaje wierna do samego końca stylowi i artyzmowi zaprezentowanym nam w ,,Nowej nadziei”.

Wielkim plusem tej powieści jest pojawienie się dobrze już nam znanych i docenianych postaci tego uniwersum. Możemy znów przeżywać maleńkie kłótnie i przyciski pomiędzy Leią a Hanem, którzy zostaną rodzicami. Wyruszamy w niezwykła podróż z Lukiem i Marą Jade. Nasi bohaterowie muszą ocalić Nową Republikę przed podwójnym zagrożeniem. Z jednej strony mamy admirała Thrawna, który po zdobyciu Katańskiej Floty staję się coraz potężniejszy i planuje atak na Nową Republikę. Z drugiej strony mamy mistrza jedi Joruus C’baoth. Szalony rycerz mianował się Nowym Imperatorem i planuje przejąć władzę nad galaktyką.  Mara i Luke wpadają w pułapkę zastawioną przez Joruus’a C’baoth, przez którą każdy z nich musi zmierzyć się ze swoimi słabościami, przeszłością, a także strachem. Czy im się uda? Musicie przekonać się sami.

     Powieść ta ma pełno niezwykłych i ekscytujących zwrotów akcji. Nie mogło więc w niej zabraknąć lubianych przez większość fanów walk na miecze świetlne czy też bitew kosmicznych. Czytając ich opisy, mamy wrażenie jakbyśmy oglądali kolejną część ,,Gwiezdnych wojen”, co jest wielkim plusem. Wymieniając zalety książki, należy również wspomnieć o wspaniałej i nietuzinkowej postaci jaką jest admirał Thrawn. To jak potrafi przewidzieć każdy ruch przeciwnika czy też idealnie zaplanować bitwę jest godne podziwu. Niejednokrotnie zaskakuje nas swoimi decyzjami i wrodzoną ,,wrednością”. Może to właśnie, dlatego należał do nielicznych nieludzi będącym  na wysokim stopniu w Imperium. Czy uda mu się pokonać Nową Republikę i przejąć władzę w galaktyce? Tego dowiecie się po przeczytaniu książki.

,,Ostatni rozkaz” jest idealnym zwieńczeniem całej trylogii. Można by rzec: szkoda, że to tylko trzy książki. Autor należy bowiem do tych nielicznych według mnie, którzy naprawdę rozumieją, na czym polegają ,,Gwiezdne wojny” oraz potrafiących idealnie wpasować swoją powieść w ich klimat. Cała trylogia jest pisana pod każdego fana. Starzy bohaterowie ciągle się rozwijają, nowo wprowadzeni  są świetnie przedstawieni i nadają tempo akcji. Mam wrażenie, że takie postaci jak Thrawn czy Mara Jade zostaną już na zawsze w sercach każdego fana ,,Star Wars”. Wierzę również, że ta ostatnia zostanie wreszcie wprowadzona do nowego kanonu, bo na to zasługuje.

Do minusów tej książki należy zakończenie wątku admirała. Miałem nadzieję, że taką postać czeka trochę inny los, albo chociaż lepszy koniec, który niestety jak dla mnie jest zbyt banalny dla Thrawna. Kolejną wadą są zbyt długie opisy niektórych jakby się wydawało niepotrzebnych momentów w książce, np. poród Lei, przypominający mi nieco jakąś rozprawę filozoficzną. Dodatkowo niektóre rozdziały mogą nudzić czytelnika zbyt powolnym tempem akcji.

,,Ostatni rozkaz” trafia do serca każdego fana ,,Gwiezdnych wojen”. Jest to powieść, która zostanie przy mnie na dłużej, a cała trylogia może być wzorem do kręcenia nowych filmów. Chętnie zobaczył bym na ekranie admirała Thrawna i jego zaskakujące bitwy. Szkoda tylko, że książka ta należy do legend, bo właśnie takich postaci brakuje mi w nowym kanonie. Podsumowując: polecam tą książkę każdemu czytelnikowi.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Uroboros.

Michał

    

[150] ‘’Emigracja” – Malcolm XD





Przyznam się szczerze, że nie mam pojęcia, kim jest Malcolm, a raczej nie wiedziałam o tym, gdy podejmowałam się recenzji tej książki. To jednak nie przeszkodziło mi, aby chcieć ją poznać, ponieważ uwielbiam tego typu historie. Czasem mam ochotę sięgnąć po powieść, która na pierwszy rzut oka wydaje się kompletnie bezwartościowa i nie warta uwagi. Jednak należę do osób, które są fanami ,,Pokolenia Ikea” i chętnie poznają historie zwane w Internecie ,,pastami”. Nie jestem sztywniarą, która docenia tylko ,,poważną” literaturę, bo pośmiać się każdy lubi, a jestem jeszcze młoda i świat wirtualny odgrywa w moim życiu ogromną rolę. Byłam jednak ciekawa jak taką chaotyczną i raczej kiepsko napisaną historyjkę można przerobić w całą książkę.


Nie chcę streszczać tu informacji o tym, kim jest Malcolm, ponieważ zapewne większość osób czytająca tę recenzję wie to lepiej ode mnie, a i można samemu przeczytać to w Internecie w razie pytań i wątpliwości. Skupię się tu głównie na książce i wszystkich aspektach z nią związanych. Opowiada ona o młodym człowieku, który przed rozpoczęciem studiów chce sobie zarobić trochę pieniędzy, aby móc utrzymać się w dużym mieście. Wraz z kolegą postanawia wyjechać do Anglii, która jest popularnym kierunkiem imigracji Polaków. Jest światkiem zdarzeń absurdalnych, a wszystko zaczyna się już podczas podróży, opisuje zachowania rodaków, ale także przedstawicieli innych narodowości. Książka ta bez cenzury opowiada o sprawach, które są normalne, naturalne i dzieją się wokół nas.

Powiem tak, książka ta z pewnością nie jest dla wszystkich. To wszystko zależy od tego, co tolerujecie w powieściach, bo już słyszałam głosy, że wydawanie czegoś tego pokroju, to po prostu marnowanie papieru i pieniędzy. Osobiście widzę to całkowicie inaczej. W końcu nie musimy kupować czegoś, co tak naprawdę z góry źle oceniamy, a to, że ktoś postanowił to wydać, to już nie nasza sprawa. Osobiście cieszę się, że trafiłam na ,,Emigrację”, bo ostatnio brakowało mi chyba rozluźnienia. Przyrzekam wam, że śmiałam się jak nawiedzona przez większość tej książki.

[149] ‘’Polowanie na grzyby” – Zofia Leszczyńska-Niziołek





Nie jestem wielką fanką grzybów, ponieważ chyba zbyt bardzo się ich boję. Nie jestem znawcą, więc nie potrafię ocenić, czy coś, co kupiłam na bazarze rzeczywiście jest dobre i nie umrę od tego. W końcu, co rok, w sezonie na grzyby, pojawia się sporo informacji o osobach, które się zatruły, ponieważ zjadły, coś czego nie powinny. Dlatego jestem za tym, aby ciągle się edukować i sięgać po przeróżne atlasy, aby mieć pewność, że nie zrobimy krzywdy sobie ani nikomu z rodziny.

Książka ta robi dobre pierwsze wrażenie. Z pewnością jest świetnie i solidnie wydana, ponieważ jej oprawa jest gruba, a strony śliskie i o dobrej gramaturze, dzięki czemu całość po prostu dobrze wygląda. Jest ona trochę ciężka, ale nie przeszkadza mi to w sumie, bo chcąc mieć dobrą jakość i sporo informacji, trzeba się liczyć z tym, że książka będzie obszerna.

Nie jest to typowy atlas, bo autorka opowiada sporo od siebie, dzięki czemu forma jest odrobinę luźniejsza. Podoba mi się to, że na początku pojawia się trochę podstawowych informacji, które są ważne i trzeba je zapamiętać, aby w ogóle mieć jakiekolwiek pojęcie o grzybach. To wiedza dość podstawowa, ale fajnie ujęta i zawarta w jednym miejscu.

Trochę przeszkadza mi to, że część tekstu jest napisana małą czcionką i ogólnie jest zbity, lekko dziwnie ułożony na stronie. To mi utrudniało czytanie, bo jednak dla mnie, osobie, która ma małe problemy ze wzrokiem, przejrzystość jest niezwykle istotna.

czwartek, 5 września 2019

[148] ‘’Siedem niedoskonałych reguł Elviry Carr” – Frances Maynard





Lubię sięgać po książki, których bohaterowie są wyjątkowi, więc to naturalne, że zainteresowałam się powieścią ,,Siedem niedoskonałych reguł Elviry Carr”. Do tej pory poznałam już kilka historii, które skupiały się na autyzmie i to w różnym jego wydaniu. To też nauczyło mnie, że choroba ta ma jedną nazwę, ale objawia się na różne sposoby. Każda osoba mająca autyzm, jest inna. Niektórzy lepiej współistnieją ze światem, inni gorzej. Dużo też zależy od rodziców, ponieważ cierpliwość jest niezwykle ważna i trzeba dołożyć starania, aby poznać swoje dziecko oraz jego zachowanie. Tym razem miałam okazję poznać troszkę inną historię, byłam jej niesamowicie ciekawa, ale… pojawiły się pewne problemy. O tym jednak w dalszej części recenzji.

Elvira jest już dorosłą kobietą, ale ciągle żyje pod kloszem rodziców, którzy boją się, że nie poradzi sobie w życiu. Ma ona bowiem autyzm. Nadchodzi jednak dzień, że Elvira musi się usamodzielnić, ponieważ jej ojciec umiera, a matka dostaje udaru i już nie może jej we wszystkim wyręczać. Kobieta opracowuje system, który pomaga jej żyć w świecie normalnych ludzi i nie odstawać od nich na każdym kroku. Samotność pozwala jej odkrywać również tajemnice rodzinne, które do tej porty były przed nią ukrywane.

Kompletnie nie mogłam się wkręcić w tę książkę, ale nie chciałam się zniechęcać, bo początki często są trudne. Z bólem muszę przyznać, że powieść ta nie porwała mnie kompletnie. Nie oczekiwałam od niej fajerwerków, ale przygotowałam się na interesującą lekturę, która przynajmniej mnie zaciekawi. Okazało się jednak, że książka mimo ciekawej tematyki, była po prostu nudna.

[147] ‘’Wakacje w Trzeciej Rzeszy. Narodziny faszyzmu oczami zwykłych ludzi” – Julia Boyd





Większość osób nie ma pojęcia, że przed epoką Hitlera, Niemcy mogły być, a nawet były normalnym krajem – wesołym, interesującym pod względem turystycznym i tak dalej. Trzecia Rzesza rodziła się na oczach nie tylko mieszkańców Niemiec, ale także osób, które tam przyjeżdżały z różnych powodów. Państwo to nie wyróżniało się na tle innych, ale do czasu. W końcu w pewnym momencie na horyzoncie pojawił się nowy przywódca, którego początkowo nikt nie doceniał i nie wierzył, że może dojść do władzy. To było błędem, za który zapłacił cały świat.

Byłam bardzo ciekawa tej książki, bo nie ukrywam, że wszelkie tematy związane z wojną, są dla mnie interesujące. Często trafiam na naprawdę ciekawe pozycje, ale niektóre też są kompletną klapą. Pojawiają się również także książki ciekawe, chociaż trudne w odbiorze i przysparzające mi sporo problemów. ,,Wakacje w Trzeciej Rzeszy” chyba należy do tej ostatniej kategorii. Chodzi o to, że musiałam spędzić przy niej więcej czasu niż przy standardowej książce. Nie dało się jej czytać na jednym tchu, bo po dłuższym czasie po prostu nie mogłam się skupić i wszystkie informacje mi uciekały zamiast trafiać do głowy. Jak dla mnie to chyba tego było zbyt wiele na raz i nie nadążałam z analizowaniem.

Książka ta nie jest głupia ani nudna, ponieważ znajduje się w niej całkiem sporo ciekawych informacji i historii. Trochę mnie jednak przerosła i nie do końca wiem, dlaczego tak się stało. Na pewno jest to pozycja dla osób, które orientują się w historii i wiedzą sporo na temat sytuacji politycznej Niemiec w tamtych czasach. Autorka śmiało porusza się w tym obrębie i nie zawraca sobie głowy, aby wyjaśnić czytelnikowi dlaczego stało się tak, a nie inaczej albo dlaczego jakaś osoba postąpiła w określony sposób. Raczej zakłada, że czytelnik posiada tę wiedzę. Śmiało operuje przeróżnymi terminami, nazwami i wprowadza naprawdę całą masę nazwisk, co dla mnie było utrapieniem, ponieważ strasznie ciężko zapamiętać mi polskie, a co dopiero zagraniczne.

[146] "Vice versa" - Milena Wójtowicz





Milena Wójtowicz już od jakiegoś czasu jest mi dobrze znana i jej książki niezmiennie wzbudzają moje zainteresowanie. Autorka ma bardzo specyficzny styl i poczucie humoru, przez co jej książki czyta się niesamowicie szybko i przyjemnie. Z przyjemnością sięgnęłam więc po jej kolejną powieść – „Vice versa”. Jakie są moje wrażenia z lektury?

Złożenie podpisu przez Żanetę Wawrzyniak na umowie szkoleniowej z PS Business Consulting niewiele różni się od podpisania cyrografu z diabłem. Prócz studiów i pracy bohaterka otrzymuje bowiem także dwójkę mentorów – Sabinę i Piotra – którzy bynajmniej nie są normalni. To nie jest jednak jej jedyne zmartwienie, bowiem w pobliżu Brzegu dochodzi do dziwnych rzeczy. Roi się tu od przeróżnych istot, takich jak szamani, wilkołaki, mityczny stwór potrzebujący ratunku czy łowcy potworów. Co czeka na nieostrożnych nienormatywnych?

Jak już we wstępie wspomniałam, książki Mileny Wójtowicz czyta się niesamowicie szybko za sprawą bardzo lekkiego i przyjemnego pióra pisarki. Jej powieści idealnie nadają się więc na zbliżające się jesienne wieczory z kocykiem i kubkiem ciepłego kakao. „Vice versa” tak jak „Postscriptum” należy raczej do powieści, które mają czytelnika rozluźnić i rozbawić. Nie znajdziemy tutaj skomplikowanego, mrocznego świata czy intryg ani heroicznych wojowników, których uwielbiają starzy pożeracze fantastyki. W zamian otrzymamy zupełny miszmasz gatunkowy zawierający nie tylko elementy urban fantasy, ale także nieco z kryminału, paranormalnego romansu oraz powieści obyczajowej czy też komedii. Właśnie takie połączenie sprawie, że powieść staje się jedyna w swoim rodzaju i bardzo oryginalna.

W „Vice versa” ponownie spotykamy się z dobrze już nam postaciami. Przede wszystkim pojawiają się uwielbiani przez czytelników Sabina i Piotr. Jednak do ich nienormatywnego duetu dołącza trzecia osoba – Żaneta. Ją także możemy kojarzyć z pierwszej części historii, jednak tam odgrywała raczej marginalną rolę i niezbyt zapadała ona czytelnikowi w pamięć. W tym tomie jednak dostała dużo więcej przestrzeni fabularnej, przez co możemy ją dużo lepiej poznać i pokochać tak samo mocno jak jej mentorów. Dziewczyna jest żywiołowa i energiczna, czym wprowadza ożywienie do fabuły i nadaje powieści dynamiczności. Na dodatek jest niesamowicie zabawna, czym wnosi jeszcze więcej humoru do książki. Chyba nie sposób jej nie polubić.

W drugiej części swojej serii autorka postanowiła nieco rozwinąć swój świat i wprowadziła do niego nowe istoty. Dzięki temu czytelnik może spotkać się z najprawdziwszą watahą wilkołaków, szamankę zajmującą się ośrodkiem wypoczynkowym oraz rodzinę łowców potworów. Wszyscy oni przedstawieni są w nieco krzywym zwierciadle i całkowicie odbiegali od mojego wyobrażenia tych istot, co dodatkowo nadało historii oryginalności. Lubię, gdy autorzy odchodzą w swoich książkach od schematów i nadają swoim postacią nowe cechy.

Jak już wcześniej wspomniałam, książki Mileny Wójtowicz nastawione są na rozbawienie czytelnika i zapewnienie mu chwili relaksu z książką. Co prawda autorka próbowała wpleć do swojej historii nieco mroku i tajemnic za sprawą wątku kryminalnego pojawiającego się na kartach jej powieści, ale szczerze mówiąc, nie wyszło jej to najlepiej. W ogóle sam ten wątek był taki nijaki i wydawał się wciśnięty na siłę, co nie za bardzo mi się spodobało.

„Vive versa” to dość udana kontynuacja. Gdybym miała porównać te dwie powieści, nie wiem, którą uznałabym za lepszą. Obie mają swoje mocne i słabsze strony, ale „Postscriptum” chyba zaciekawiło mnie odrobinę mniej niż jego kontynuacja. Niemniej serdecznie zachęcam Was, żebyście sięgnęli po ten cykl i sami przekonali się, czy warto poznać kilku nienormatywnych osobników.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.


SARA

[145] "Żelazny kruk. Szalony mag" - Rafał Dębski




„Żelazny kruk” to powieść, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Dała mi także nadzieję na to, że i polska literatura fantasy ma szansę się wybić. Książka okazała się bowiem niesamowicie dopracowana, wciągająca i niebanalna. Z wielką przyjemnością sięgnęłam więc po jej kontynuację. Czy i tym razem się nie zawiodłam?

Evach nie poddaje się i za wszelką cenę chce znaleźć gniazdo Żelaznego Kruka. Nie jest to jednak zadanie ani łatwe, ani bezpieczne. Na szczęście nie jest sam i za swoich towarzyszy ma specyficzne osoby. Nadal oczywiście podróżuje z nim Grzywa, który postanawia nie opuszczać przyjaciela, nawet jeśli Trup nie depcze mu już po piętach. Evach zyskuje także nowych towarzyszy niedoli, a są to: katowski mistrz, bardzo tajemnicza dziewczyna oraz brat samego księcia Berwen. Pierwszym etapem ich planu jest odnalezienie Szalonego Maga, który być może wskaże im drogę do Żelaznego Kruka. Jednak czy mężczyzna będzie skory do pomocy?

Polskich autorów czytam stosunkowo często, chociaż musze przyznać, że do większości naszych rodzimych pisarzy podchodzę z rezerwą. Nie uważam ich w żaden sposób za gorszych niż zagranicznych, ani za mniej kreatywnych. Dzieje się tak ze względu na to, że zazwyczaj ich styl i język w ogóle mnie nie przekonują. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale niestety teksty przetłumaczone z innego języka dużo lepiej mi się czyta niż te oryginalnie napisane po polsku. Jednak dużo jest pisarzy, których twórczość pod tym względem mi odpowiada i jednym z nich jest właśnie Rafał Dębski.

Bohaterowie powieści, których znamy z pierwszego tomu, nie wiele zmienili się od wydarzeń, które miały w nim miejsce. Troszeczkę mnie to zasmuciło, bo bardzo lubię czytać o tym, jak dane sytuacje wpłynęły na psychikę i osobowość bohaterów. Niestety w „Szalonym magu” tego nie znalazłam. Poznajemy natomiast nowych bohaterów, którzy dużo wnoszą do całej historii. Są oni chyba jeszcze bardziej ciekawi niż ci pierwsi. Cechuje ich bowiem duża tajemniczość. Nie od razu poznajemy wszystkie ich sekrety, co bardzo mi się podobało. Niestety mimo wszystko, jak to często w literaturze dla młodszej młodzieży bywa, postacie są nieco uproszczone i mało skomplikowane. Autor dzieli je na tych dobrych i tych złych, co nieco odbiera im uroku. Jednak jeśli nie przeszkadza Wam taka kreacja postaci to pewnie nawet nie zwrócicie na ten szczegół uwagi podczas czytania powieści.

Powieść ma specyficzny klimat. Czuć nim aurę tajemniczości, zew przygody oraz nutkę magii.
Ponadto czas powieści bardzo przypomina średniowiecze, co bardzo mi się podobało, bo uwielbiam, gdy autorzy osadzają swoją historię w podobnym okresie historycznym. Ponadto pojawia się tutaj motyw drużyny i włóczęgi. Znajdziemy tu więc wiele z literatury drogi, noce pod gołym niebem, rozmowy przy ognisku i długie wędrówki. Do tego mamy drużynę niesamowitych osobowości, która łączy siły, by osiągnąć wspólny cel. Może wszystko to wydaje się mało  oryginalne, ale ja uwielbiam tego typu książki i chyba nigdy mi się nie znudzą.

„Szalony mag” to powieść skierowana do młodszej młodzieży, ale myślę, że każdy lubiący fantastykę będzie się przy niej dobrze bawił. Może nie ma tu mnóstw intryg, skomplikowanych bohaterów czy oryginalnego konceptu, ale i tak jest to przyjemna lektura na jeden lub dwa wieczory. Z niecierpliwością czekam więc na więcej książek tegoż autora.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
SARA

poniedziałek, 2 września 2019

[144] "Almanach Zaklinacza" - Taran Matharu




Niedawno miałam przyjemność zapoznać się z twórczością znanego brytyjskiego pisarza – Tarana Matharu. Seria „Zaklinacz” jego autorstwa podbiła serca tysiąca czytelników, w tym także i moje. Z wielką przyjemnością sięgnęłam więc po kolejną opowieść związaną z cyklem, a jest to „Almanach Zaklinacza”.



Zaklinacz to osoba potrafiąca przyzywać demony prosto z czeluści Eteru, okiełznać je i nawiązać z nimi emocjonalną więź. „Almanach Zaklinacza” opowiada historię Jamesa Bakera. Mężczyzna stał się autorem słynnego dziennika, z którego wiedzę i inspirację czerpał Fletcher – jeden z głównych bohaterów serii. Jego pamiętnik jest pełen niesamowitych przygód, a ponadto zawiera całe kompendium informacji o historii magii, krainy, demonach czy zaklęciach, którymi posługiwali się magowie Hominum.

Zazwyczaj nie lubię dodatków do serii, szczególnie gdy są kompendiami wiedzy na temat rzeczywistości wykreowanej przez autora. Są to bowiem zazwyczaj niepotrzebne pozycje, stworzone w nudny sposób tak, by przypominały na przykład encyklopedię czy księgę zaklęć. Jednak akurat na „Almanacha Zaklinacza” postanowiłam się skusić. Duży wpływ na to miał fakt, że nie jest on napisany jak typowe kompendium wiedzy. Ma on bowiem formę dziennika, w którym przede wszystkim zaprezentowane są przygody jego autora – Jamesa Bakera. Informacje na temat świata, demonów, historii i zaklęć są w tym wszystkim sprytnie poupychane, dzięki czemu nie mamy wrażenia, że czytamy encyklopedię czy podręcznik. Jest to o wiele lepsza farma niż te proponowane nam przez innych pisarzy i właśnie dlatego, chętnie po tę pozycję sięgnęłam.

„Almanach Zaklinacza” to nie jest obowiązkowa pozycja dla fanów Tarana Matharu, ale warto ją mieć w swojej kolekcji. Dzięki niej mamy okazję lepiej poznać rzeczywistość wykreowaną przez autora. Wszystkie zaklęcia czy demony zostały opisane z ogromną dokładnością, a na dodatek w pozycji tej znajdziemy dużo ilustracji, które pozwolą nam lepiej wyobrazić sobie poszczególne rzeczy. Ponadto w książce zawarto wiele informacji, które zostały pominięte w cyklu lub potraktowane w nim po macoszemu. Jest to kolejny plus pozycji, bo z reguły w dodatkach większość wiedzy jest po prostu zaczerpnięte z właściwej serii. W przypadku „Almanacha Zaklinacza” są pewne powtórzenia, ale wiele rzeczy zostało przedstawione tu po raz pierwszy, co niesamowicie mi się podobało.

Dużym plusem pozycji jest też to, że można ją traktować jako osobną powieść. Osoby, które nie czytały cyklu bez problemu odnajdą się w tej książce i może nie będą miały z jej czytania tyle przyjemności, co fani autora, ale na pewno nie będą narzekać na nudę. Dodatek silnie powiązany jest z całą serią, ale nie ma tutaj bezpośrednich powiązań fabularnych, przez co pozycja staje się bardziej uniwersalna, co jest ogromny plusem.

„Almanach Zaklinacza” to jeden z najlepiej napisanych dodatków do serii, jakie miałam okazję czytać. Może nie był niezbędny i konieczny, ale także nie miałam wrażenie, że autor wpycha go nam na siłę i tworzy coś tylko po to, żeby seria dłużej się utrzymała. Ponadto książka jest bardzo ładnie wydana. Ma twardą oprawę i przyciągającą wzrok okładkę, przywodzącą na myśl prawdziwy dziennik. Jeżeli więc macie ochotę na przedłużenie sobie przygody z „Zaklinaczem”, polecam zapoznać się z tą pozycją.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Sara


piątek, 30 sierpnia 2019

[143] "Save us" - Mona Kasten




Mona Kasten to jedna z moich ulubionych pisarek powieści młodzieżowych. Ostatnio miałam okazję zapoznać się z jej nowym cyklem zatytułowanym „Maxton Hall” i dziś mam ogromną przyjemność opowiedzieć Wam o jego finale. „Save us”, bo o tej książce mowa, kończy przygodę Jamesa i Ruby. Czy będę tęsknić za jego bohaterami?


Ruby została zawierzona w prawach ucznia Maxton Hall, a jej przyszłość w Oxfordzie stoi pod wielkim znakiem zapytania. Na dodatek sprawcą całego zamieszania okazuje się jej chłopak – James – któremu w końcu dziewczyna zaufała. Spadkobierca fortuny Beaufortów ma jednak także swoje problemy. Ciąża jego siostry wyszła na światło dzienne i ojciec wyrzucił swoją córkę z domu. Czy para poradzi sobie z takimi problemami? Czy uda im się przetrwać? A może w końcu uświadomią sobie, że pochodzą z dwóch różnych światów, które nie mają prawa się połączyć?

Tak jak do tej pory narracja w książce prowadzona jest przez kilka osób, jednak to grono w ostatnim tomie poszerzyło się. Dzięki temu mamy poszerzone pole widzenia i lepiej rozumiemy poszczególnych bohaterów i ich uczucia. Nowymi narratorami są Graham i Alistair. Muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę, bo właśnie relacji tych postaci cały czas mi brakowało. Cieszę się, że autorka dała im głos i nieco żałuję, że nie nastąpiło to wcześniej. Są to bowiem bardzo ciekawi bohaterowie, o których przyjemnie się czytało.

Nie miałam jeszcze okazji zaobserwować, jak Mona Kasten kończy swoje serie. To mój pierwszy jej finał i musze przyznać, że nieco się zawiodłam. Pisarka moim zdaniem otworzyła zbyt wiele wątków i potem zabrakło jej czasu, żeby je rozwinąć. Przez to bardzo często miałam wrażenie, że ich zakończenie następowało zbyt szybko i nagle. Do tego brakowało mi trochę realności, gdyż bohaterowie niby co jakiś czas napotykali trudności, ale bardzo szybko się ich pozbywali. Za szybko. No i zakończenie według mnie było zbyt sielankowe i różowe, co też niezbyt mi się spodobało. Lubię mocne końcówki, z przytupem, które zapadają na długo w pamięć. Ta niestety taka nie była.

Autorka w tym tomie bardzo przyspieszyła z akcją powieści. Czytelnik nie może dzięki temu narzekać na nudę, niestety prawdę mówiąc, czasami tempo było wręcz przytłaczające. Mona Kasten zbyt wiele chciaa czytelnikowi przekazać, przez co miał miejsce natłok wydarzeń, co nie do końca wyszło powieści na dobre. Niemniej styl i język autorki pozostał taki sam, czyli prosty i przyjemny, dzięki czemu powieść czytało się szybko i z lekkością. Nieco rekompensowało to szaloną akcję, pędzącą ile sił w płucach.

„Save us” porusza wiele ważnych kwestii, które bardzo łatwo w codziennym życiu możemy zbagatelizować, dopóki nie dosięgną nas samych. Opowiada o tym, jak chęć zysku czy strach przed skandalem i popsutą reputacją może wpłynąć na sytuację rodzinną. Pokazuje do czego prowadzi niezgoda i brak wsparcia w rodzinie. Uświadamia też, jaką władzę daje pieniądz i jak łatwo pomówieniem można zniszczyć ludzkie życie. Porusza także kwestie szkolnych problemów, z którymi dzieci i młodzież spotykają się każdego dnia.

„Maxton Hall” to seria pełna emocji. Wywołuje w czytelniku całą gamę uczuć od wzruszenia po złość czy strach. Perypetie bohaterów wciągają i jednocześnie uświadamiają, jak ważne w życiu jest wsparcie, zaufanie i miłość. Seria porusza wiele problemów, z których często nawet nie zdajemy sobie sprawy. Mimo że „Save us” wypadło w zestawieniu z pozostałymi częściami słabo, cieszę się, że trafiło w moje ręce i miałam okazję je poznać. Mam nadzieję, że i Wy skusicie się na tę serię autorki i również będziecie się dobrze bawić.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Sara

[142] "Onyx&Ivory" - Mindee Arnett




„Onyx&Ivory” to powieść, która w sumie niewiele wnosi do literatury fantasy, bowiem nie ma w niej wiele oryginalnych pomysłów. Jest raczej stworzona na podstawie tego, co już było. Czy tego typu historia może mimo wszystko być interesująca i wciągać czytelnika na tyle, by się w niej zakochać już od pierwszych stron?

Kate nazywana jest zdrajczynią, mimo że nigdy nie dopuściła się żadnej zdrady. Miał ją jednak na sumieniu jej ojciec – niedoszły królobójca – a dziewczyna odziedziczyła ten przydomek po nim. Od tego czasu wiedzie życie królewskiego kuriera, co wbrew pozorom jest szalenie niebezpieczną profesją. Musi bowiem swoje podróże zaplanować tak, by nocą skryć się w bezpiecznych murach jakiegoś miasta lub twierdzy posiadających magiczne bariery. Inaczej jest to więcej niż pewne, że w nocy napadnie i rozszarpie ją na kawałki stado nocnych goźdźców – potworów, które strasznie ciężko jest zabić. Dziewczyna jest jednak szalenie dobra w tym, co robi, dzięki czemu praktycznie zawsze w porę znajduje schronienie. Pewnego dnia napotyka jednak zaatakowaną karawanę, rozniesioną w pył przez istoty podobne do nocnych goźdźców. Kate jednak nie wierzy własnym oczom, gdyż tym stworzeniom najwyraźniej nie przeszkadza dzienne słońce. Na domiar złego zaatakowana karawana należała do następcy tronu – Corwina, który jako jedyny wyszedł z masakry żywy. W dziewczynie odżywają dawne uczucia i nie wszystkie są pozytywne. Czym zaowocuje spotkanie po latach? Skąd wzięły się dzienne goźdźce i jak sobie z nimi poradzić?

Jak już wspomniałam, książka raczej nie wnosi do gatunku niczego nowego. Mamy tutaj bowiem bardzo dużo schematów i znanych nam motywów: uczucie do księcia, zbrodnia popełniona lata temu, ukryte zdolności zakazane przez króla. Mindee Arnett bierze to jednak i tworzy z tego bardzo ciekawą całość, która jest w stanie zaciekawić czytelnika. Jeżeli  ktoś lubi takie motywy i nie przeszkadza mu ich powtarzalność (taką osobą jestem na przykład ja) to z całą pewnością, będzie się przy tej pozycji bardzo dobrze bawił. Natomiast ci, którzy szukają oryginalności mogą się nieco tą powieścią zawieźć.

Jest tutaj jednak trochę inicjatyw autorki. Na przykład relacja bohaterów – księcia i córki zdrajcy – wcale nie jest taka oklepana. Pierwszą nowością jest tutaj to, że bohaterowie już wcześniej się znali i przyjaźnili ze sobą. Między nich wkradło się nawet coś więcej, jednak nie miało szansy się rozwinąć. Ponadto nie wszystkie uczucia, jakie do siebie żywią, są pozytywne. I tutaj też jest kolejna nowość, bo zazwyczaj bohaterowie się nie cierpią dla zasady, bo większość pisarzy kocha powiedzenie „od nienawiści do miłości jedne krok”. Tutaj jednak konflikt między postaciami jest bardzo realny i uzasadniony. Zaczął się już lata temu i do tej pory bohaterowie, a szczególnie Kate, wypełnieni są żalem. Ponadto, jak można się tego spodziewać, dawne uczucia zaczęły na nowo się w nich rozwijać i to też w sposób bardzo naturalny i realny, co nieco mnie zaskoczyło. Już dawno nie czytałam o tak gładko rozwijającej się więzi między postaciami.

Akcja książki jest niesamowicie dynamiczna, dzięki czemu powieść nie przynudza mimo znanych już nam bardzo dobrze schematów. Ponadto fabuła „Onyxa&Ivory” należy do jednych z najbardziej rozbudowanych. Mamy tu wiele postaci wprowadzających bardzo dużo do całej historii. Poza tym świat przedstawiony wykreowany jest z dużą dokładnością i dbałością o szczegóły, przez co możemy się poczuć, jakbyśmy rzeczywiście do niego trafili.

W książce jest wiele wątków i nie wszystkie zostały rozwinięte, co daje autorce duże pole do popisu przy kolejnej powieści. Osobiście nie mogę doczekać się kontynuacji, gdyż świat Kate wciągnął mnie i bardzo zainteresował. Pomimo braku oryginalności uważam, że warto zapoznać się z tą książką, więc z całego serca Wam ją polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Sara

[141] "Zły król" - Holly Black




„Okrutny książę” to książka, która bardzo mi się spodobała i wciągnęła mnie do swojego świata. Niestety pod względem warsztatowym powieść pozostawia wiele do życzenia, co nieco psuło radość z lektury. Niemniej postanowiłam się nie zrażać i sięgnęłam po „Złego króla”, czyli kontynuację wyżej wspomnianej pozycji. Czy powieść stoi na wyższym poziomie niż jej poprzedniczka?

Zdobycie władzy jest trudne, jednak trudniejsze jest jej utrzymanie. Na tronie Najwyższego Króla zasiada Cardan, a Jude zostaje szarą eminencją. Dziewczyna robi wszystko, by nowo koronowany władca utrzymał swoją pozycję, jednak on wcale nie ułatwia jej tego zadania. Dzień spędza na przeróżnego typu rozrywkach, a na domiar złego nie przegapia żadnej okazji, by upokorzyć swoją doradczynię i wystawić ją na pośmiewisko. Jude powoli ma tego dość, jednak jej determinacja nie słabnie. Stawką w tej grze jest bowiem życie jej przyszywanego brata i dziedzica tronu – Dęba. Czy młodej kobiecie uda się uchronić królestwo przed katastrofą i poskromić niesfornego króla?

Muszę przyznać, że już na samym początku doznałam szoku. Molly Black totalnie zaskoczyła mnie stylem i językiem powieści, które w końcu są takie, jakie powinny być. Czy zasługę za to należy przypisać autorce czy porządnej korekcie – nie mam pojęcia, ale naprawdę byłam tym mile zaskoczona. Co prawda czasami zdarzyło się jeszcze jakieś niedociągnięcie, ale nie było ono na tyle istotne, by przeszkadzało w lekturze.

Koncept powieści też nieco się zmienił. Autorka skupiła się w tym tomie bardziej na tworzeniu i rozwijaniu intryg oraz prezentacji bohaterów. Akcja powieści wydaje się przez to nieco mniej dynamiczna, ale z całą pewnością nie stała się przez to nudna. Nadal jest bardzo wciągająca, a rozwinięty świat dworskich intryg cudownie dopełnił całą historię.

Bohaterowie dojrzewają i rozwijają się wraz z opowieścią. Możemy obserwować zmiany, jakie u niektórych się pojawiły. Na przykład Jude z walecznej, aczkolwiek mało znaczącej osoby przeistoczyła się w szarą eminencję władającą całym królestwem. Dzięki temu mogliśmy zaobserwować także jej drugą stronę. Dziewczyna wcześniej wydawała się szczera i pozbawiona fałszu. Co prawda z biegiem czasu to się zmieniało, jednak tutaj w drugim tomie możemy zaobserwować jej pełną przemianę w kogoś, kto zrobi wszystko, by zabezpieczyć swoją i cudzą pozycję. Taka odsłona Jude chyba nawet bardziej mi się podobała. Jej manipulacje były naprawdę bardzo interesujące, a ich skutki trudne do przewidzenia, dzięki czemu książka stawała się jeszcze bardziej wciągająca. Cardan natomiast stał się jeszcze gorszy niż był. W pewnym stopniu zachowywał się tak a nie inaczej, by zdenerwować i ukarać Jude za podstęp, przez który musiał zasiąść na tronie. Młodzieniec skrywa w sobie wiele gniewu i niechęci, a także sam siebie nie uważa za dobrego kandydata na króla i robi wszystko, by inni też tak uważali. Jude natomiast cały czas za nim biega i po nim sprząta, co czasami było bardzo zabawne. Jednak na największą uwagę zasługuje relacja, jaka między nimi jest. Należy ona do bardzo skomplikowanych i opiera się na wzajemnym podstawianiem sobie nóg i irytowaniem się, jednak wkrada się do niej także fascynacja sobą nawzajem. Bohaterowie różnią się niesamowicie, ale mimo to cały czas coś ich do siebie ciągnie i wcale nie jest to oklepane, romantyczne uczucie, jak mogłoby się wydawać. Ich więź wcale nie jest taka oczywista, co niesamowicie mi się podobało.

Na dużą uwagę zasługuje zakończenie tomu. Jest ono bowiem niesamowicie zaskakujące i nawet mnie wprawiło w osłupienie, co wcale nie jest takie proste. Sprawiło, że jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kontynuacji i mam nadzieję, że szybko się pojawi na polskim rynku wydawniczym.

„Zły król” pod wieloma względami jest dużo lepszy niż „Okrutny książę”. Nieścisłości fabularne praktycznie nie występują, a jeśli się pojawiają, to bez problemu da się je zignorować, bo są mało znaczące. Przez całą powieść utrzymany jest taki sam styl, a i język uległ dużej zmianie i stał się o wiele przyjemniejszy. Jeśli kolejna część okaże się jeszcze lepsza niż ta, to autorka naprawdę zasłuży sobie na mój ogromny podziw.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Sara