wtorek, 4 sierpnia 2020

[261] "Prawo krwi" - Tess Gerritsen

 


Tess Gerritsen to jedna z najpoczytniejszych autorek thrillerów na świecie, a jej liczne książki zostały przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków. Od dłuższego czasu miałam więc ochotę sięgnąć po coś jej autorstwa. Okazja ku temu nadarzyła się, kiedy na rynku wydawniczym pojawiło się wznowienie jednej z jej powieści – „Prawa krwi”. Jakie wrażenia wywarło na mnie pierwsze spotkanie z pisarką?



Dwadzieścia lat temu doszło do katastrofy lotniczej amerykańskiego samolotu podczas wojny w Wietnamie. Rodzinom ofiar powiedziano, że ich bliscy w jej wyniku zginęli. Willy jednak nie wierzy w śmierć ojca, który był pilotem maszyny. Postanawia spełnić prośbę umierającej matki i dowiedzieć się prawdy. Rusza do kraju, który odebrał jej jednego z rodziców i zaczyna zadawać pytania, na które nikt nie chce udzielić jej odpowiedzi. Zdeterminowana kobieta jest obserwowana i znajduje się w niebezpieczeństwie, jednak to nie powstrzymuje jej przed dopięciem swego. Prawda może jednak okazać się bolesna.

Jeżeli mam być szczera, to nie do końca wiem, co myśleć o tej pozycji. Książka wywołała we mnie wiele sprzecznych uczuć. Z jednej strony czytało się ją całkiem dobrze i szybko. Nie męczyłam się i nie zmuszałam do niej. Praktycznie cały czas autorce udawało się podtrzymać we mnie ciekawość rozwijającą się fabułą, ale niestety nie rosło ono wraz z kolejnymi przeczytanymi stronami, raczej utrzymywało się na stałym poziomie. Po thrillerach światowej sławy autorki spodziewałam się raczej czegoś bardziej pasjonującego i trzymającego w napięciu.

Ponadto bardzo często miałam wrażenie, że fabuła ma wiele dziur, a akcja opiera się głównie na zbiegach okoliczności. To ostatnie szczególnie mnie irytowało. Przykładowo bohaterowie wpadają w poważne kłopoty i nagle z mroku wyłania się ich wybawiciel. Samo spotkanie się Willy i Guy’a było przypadkowe. Niby autorka później wytłumaczyła to i uzasadniła, ale mimo wszystko nadal nosiło ono znamiona zbiegu okoliczności. Poza tym pewne rzeczy wydały mi się zupełnie pozbawione sensu i nie do końca rozumiałam motywację poszczególnych bohaterów czy instytucji. Odbierało to powieści realności, czyli tego, co cenię w książkach najbardziej.

Wiele osób zarzuca „Prawu krwi”, że to romans z elementami kryminału, a nie prawdziwy thriller. Ja się nie zgodzę z tym twierdzeniem. Owszem, pojawił się tu dość wyraźny wątek romantyczny, ale nie dominował on w moim odczuciu fabuły. Nie miał wpływu na rozgrywające się wydarzenia związane z poszukiwaniami zaginionego ojca. Moim zdaniem wątek miłosny stanowił tu miły dodatek i duży plus powieści.

Sami bohaterowie nie wywołali we mnie jednak zbyt wielu emocji. W ogóle się z nimi nie zżyłam i ich los był mi zupełnie obojętny. Bardziej przejęłam się drugo- czy trzecioplanowymi postaciami niż nimi. Nie wiem, z czego to wynikało. Być może było tu zbyt mało opisów uczuć, przeżyć czy myśli. Miałam wrażenie że nie czytam o prawdziwych ludziach z krwi i kości, tylko o lalkach. Pod koniec nieco zaczęło się to zmieniać, ale nastąpiło to zbyt późno, by mogło coś zmienić w moim nastawieniu do Willy i Guy’a.

Książka jest dobra jako lekka lektura na wieczór lub dwa, jednak szczerze mówiąc spodziewałam się po niej dużo więcej. Być może jestem nią zawiedziona, bo byłam pewna, że tak sławna autorka powali mnie na kolana, a nie zrobiła tego. O dziwo, nie żałuję jednak, że sięgnęłam po tę pozycję i myślę, że nie zniechęciła mnie ona do twórczości autorki i dam Gerritsen jeszcze jedną szansę.


Za książkę dziękuję Harper Collins.

Sara

2 komentarze:

  1. Twórczość tej autorki wciąż jeszcze przede mną. Jednak od wielu zagorzałych fanów jej twórczości słyszałam, że pisze świetne thrillery medyczne, natomiast inne powieści kryminalne, zwłaszcza te z wątkami obyczajowymi wypadają dużo gorzej u niej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ważne, że czyta się ją z zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń