środa, 19 lutego 2020

[177] ‘’Dwanaście żywotów Samuela Hawleya” – Hannah Tinti




Relacja między dzieckiem a rodzicem zawsze jest wyjątkowa i to nie podlega dyskusji. Jednak rodzaj tej więzi zawsze zależy od tego, jak sami ją poprowadzimy, jak będziemy o nią dbać i co przyniesie nam życie. Los bywa często okrutny, więc na naszej drodze pojawiają się różne problemy, które sprawiają, że często nasze relacje z bliskimi osobami stają się mocno napięte, skomplikowane i często dochodzi nawet do zerwania kontaktu. Jednak wtedy do końca życia żyjemy ze świadomością, że kogoś opuściliśmy.


Samuel od wielu lat samodzielnie wychowuje Loo, ale nie jest jak inni ojcowie. Razem z córką od wielu lat uciekają przed zagrożeniem, które depta mu po piętach przez to, że w latach młodości prowadził działalność przestępczą. Gdy Loo jest w dość trudnym wieku, postanawia, że tym razem przeprowadzą się do miejsca, gdzie mieszkała jej matka. Samuel dość szybko znajduje pracę i wydaje się, że w końcu zaczyna im się układać. Dziewczyna jednak pragnie poznać prawdę o tragicznej śmierci swojej matki i robi wszystko, aby wyjaśnić tę tajemnicę. Czy uda się je ochronić przed kłopotami, które pojawią się w ich życiu?

Po przeczytaniu pewnej części tej książki, pomyślałam sobie, że relacja między Samuelem a Loo jest naprawdę dziwna. Owszem, widać miłość ojca do córki i córki do ojca, ale… Samuel nie jest jak inni ojcowie, przestrzega kompletnie innych zasad i właściwie to nie wtrąca się do życia córki, a przynajmniej nie robi tego jawnie. Działa sobie z ukrycia i tylko w ten sposób Loo dostrzega jego niezadowolenie jeśli zrobiła coś złego. Z drugiej strony ich styl życia wymaga ciągłego przemieszczania się i zachowywania czujności, więc ojciec musi uczyć Loo dość specyficznych rzeczy.

Tytuł tej książki nie jest przypadkowy i dowiadujemy się, dlaczego mężczyzna ten miał akurat dwanaście żywotów. Jest to pokazana za pomocą retrospekcji, które są uporządkowane chronologicznie, co uważam za zaletę, bo przynajmniej czytelnik nie musi siłować się z układaniem faktów w głowie. Retrospekcje te też w ciekawy sposób pozwoliły poznać nam przeszłość Samuela, a także dowiedzieć się, dlaczego musi uciekać, co robił jako młody mężczyzna i jak to się stało, że ma Loo. Z pewnością taki sposób poznawania ich historii jest znacznie ciekawszy niż monolog prowadzony przez narratora, który jest pozbawiony emocji i tylko nudzi. Powieść ta z pewnością nie ma nudnej budowy, a dzięki temu całość jest bardziej dynamiczna, ciekawa, chce się wracać do niej i poznawać historię tej dwójki.


Mimo wszystko, mam lekko mieszane uczucia. Dałam sobie kilka dni na przemyślenia i dopiero zabrałam się za pisanie recenzji, bo wcześniej po prostu nie potrafiłam tego zrobić. Książka naprawdę mi się podobała, chętnie do niej wracałam po przerwach, ale po przeczytaniu ostatniej strony czułam… coś dziwnego. Być może ma to związek z dość niecodzienną relacją ojca i córki, która jest serio dziwna, a przynajmniej dla mnie. Nie chcę tu za wiele zdradzać, ale myślę, że są osoby, które poczują podobnie jak ja i zgodzą się ze mną w tej kwestii. W końcu Samuel powinien chcieć, aby jego córka nie musiała żyć tak jak on, a jednak uczy ją chociażby strzelania i nie widzi problemu w jej momentami agresywnym zachowaniu. Bardzo dziwne, ale jednocześnie wydaje mi się, że książka ta byłaby znacznie słabsza, gdyby nie taka kreacja bohaterów i wydarzeń.

Powieść ta jest dość brutalna, dużo w niej strzelanin, krwi, przestępców i zbrodni. Mi to osobiście nie przeszkadza, lubię cięższe klimaty znacznie bardziej niż te słodkie sielanki. Oczywiście autorka zachowała umiar i bardzo fajnie zachowała granice między ciemnym światem, a tym normalnym, w treści też nie ma wulgaryzmów, bo potrafiła w inny sposób pokazać emocje, co bardzo doceniam, bo niektórzy autorzy wolą iść na łatwiznę.

Podoba mi się to, że fabuła jest zagmatwana i pojawiają się w niej liczne zwroty akcji. To sprawia, że całość jest dynamiczna i czytelnik mimo długich opisów, nie nudzi się. Niby w głowie miałam myśl, że właśnie czytam bardzo, ale to bardzo dziwną powieść, ale jednocześnie trudno było mi się od niej oderwać, pokazywała mi coś nowego, coś czego jeszcze nie znam. Myślę, że w tym tkwi jej największa siła. Bada jeszcze nieodkryte tereny, a przynajmniej nieodkryte przeze mnie.

,,Dwanaście żywotów Samuela Hawleya”, to powieść, która naprawdę mnie wciągnęła i mimo jej sporej objętości, pochłonęłam ją szybko. Po przeczytaniu czułam pewien niedosyt i miałam świadomość, że fabuła jest dość zaskakująca, ale też pokazuje specyficzną relację ojca i córki, która okazała się dla mnie największą zagadką i tematem do refleksji. Polecam!







Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc

Patrycja

2 komentarze:

  1. Mam już od jakiegoś czasu chrapkę na tę książkę, ale tak szczerze mówiąc, to nie łudze się, że ją przeczytam. Jest wiele książek, które chcę przeczytać bardziej niż tę, wiec... no cóż. Ale tez nie mówię, że na pewno nigdy nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Recenzja bardzo zachęcająaca.

    OdpowiedzUsuń