środa, 12 czerwca 2019

[115] "Przystań wiatrów" - George Martin, Lisa Tuttle




George R.R. Martin – to nazwisko przyciąga wzrok i uwagę czytelnika kochającego się w fantastyce. Szczególnie, kiedy napisane zostało wielkimi literami. Chyba każdy wie, kim ten człowiek jest i z jakim zachwytem przyjmuje się większość jego powieści. Dla wielu, w tym dla mnie, nie trzeba niczego więcej, by zachęcić mnie po sięgnięcie po pozycję wyjętą spod jego pióra. Nic więc dziwnego, że gdy tylko ujrzałam okładkę „Przystani wiatrów” natychmiast zapragnęłam przeczytać tę książkę. Kilka dni później już u mnie była i zaczęła się moja przygoda z tym pisarzem.

Mieszkańcy Przystani Wiatrów, gdzie grawitacja jest bardzo słaba, a atmosfera niesamowicie gęsta, mają doskonałe warunki, by spełnić odwieczne marzenie ludzkości i zacząć latać. Nie mówimy tutaj jednak o lataniu samolotami czy innymi powietrznymi maszynami, ale o prawdziwym locie za pomocą skrzydeł. Właśnie tak poruszać mogą się Lotnicy. Planeta na której znajduje się świat wykreowany przez pisarzy pełna jest wysepek oraz czyhających na ludzi potworów. W takiej rzeczywistości Lotnicy pełnią bardzo ważną funkcję. Są przede wszystkim wysłannikami. Zazdrośnie strzegą też swoich skrzydeł i pilnują, by były odpowiednio dziedziczone. Jednak pewnego dnia ktoś rzuca im wyzwanie. Tym kimś jest Maris z Amberly. Marzeniem dziewczyny od zawsze było wzbijanie się w powietrze i podróże między chmurami. A jak wiadomo, marzenia trzeba spełniać, tak więc i ona postanowiła to zrobić i zdobyła dla siebie skrzydła, co nie spotkało się zbytnio z zachwytem. Wkrótce jednak może się okazać, że mogą się one przydać dziewczynie do ocalenia Przystani Wiatrów.

Najnowsza powieść George’a Martina wcale nie jest taka najnowsza, jak mogłoby się wydawać. Tak naprawdę jest to wznowienie wydania, które pojawiło się na rynku wydawniczym po raz pierwszy w 1981 roku. Wszyscy miłośnicy tego pisarza mają więc szansę porównać, jak bardzo na przestrzeni lat zmienił się styl autora oraz jego sposób tworzenia. Nie jest to jednak zbyt miarodajne, bowiem „Przystań Wiatrów” to nie tylko dzieło Martina, ale także Lisy Tuttle, także wpływ pisarki zapewne będzie widoczny w powieści, szczególnie dla osób mających za sobą wszystkie pozycje twórcy „Gry o tron”.

Tematyka książki może wydawać się dość zwyczajna. Jest to bowiem opowieść o wojenno-politycznych starciach o sprzęt dosłownie dodający ludziom skrzydeł. Świat przedstawiony także nie należy do najbardziej oryginalnych – społeczność mało zaawansowana technologicznie, posiadająca jednak pewną zdolność, będąca ich asem w rękawie. Wiele już powieści o tym opowiadało. Zarys wydaje się więc mało ciekawy, jednak kiedy damy tej powieści szansę na obronienie się, całkowicie w niej przepadniemy. Wykonanie bowiem jest bardzo dobre i wbrew pozorom czasami niesamowicie oryginalne. 

„Przystań Wiatrów” to powieść o świetnie zarysowanej akcji, która wciąga czytelnika i zapewnia mu wielogodzinną przygodę w świecie magii. Znajdziemy w niej mnóstwo interesujących postaci, które albo polubimy, albo z całego serca znienawidzimy. Ponadto sama historia także została wymyślona bardzo ciekawie i dba o to, byśmy nie zanudzili się czytając powieść.

Nie mam pojęcia, jak ta pozycja wypada na tle innych tytułów Martina, bowiem nic więcej tego autora nie przeczytałam, ale myślę, że jego fani nie powinni być zawiedzeni. Powieść napisana jest bardzo dobrze, zaciekawia i dostarcza mnóstwa przygód, a to w powieści fantasy jest chyba najważniejsze. Serdecznie polecam po sięgnięcia po tę pozycję nie tylko zwolenników pisarza, ale także wszystkich miłośników tego gatunku.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz