niedziela, 10 marca 2019

[96] "Czarny mag. Pierwszy rok" - Rachel E. Carter




W ubiegłym roku na rynku wydawniczym pojawił się pierwszy tom cyklu „Czarny mag” pod tytułem „Pierwszy rok”. Przyznaję się bez bicia – w przypadku tej pozycji decydujący wpływ na jej wybór miała okładka. Co tu dużo mówić – jest obłędna i chyba większość z Was się ze mną w tej kwestii zgodzi. Nieco obawiałam się jednak, że treść już taka cudowna nie będzie. Niemniej nabyłam książkę Carter i położyłam ją w stosiku „do przeczytania”. W końcu nadeszła jej kolej, więc usadowiłam się wygodnie w łóżeczku i zaczęłam czytać. Wówczas zniknęłam ze świata na długie godziny.


Piętnastoletnia Ryiah i jej brat bliźniak – Alexander – wyruszają w drogę, by dotrzeć do Akademii Magii. Ich marzeniem jest stanie się magiem – osobą nie tylko obdarzoną nadprzyrodzonymi mocami, ale i szacunkiem oraz podziwem społeczeństwa. Na miejscu okazuje się jednak, że rok próbny z kilkuset uczniów wyselekcjonuje jedynie piętnastu, którzy będą dopuszczeni do nauki w Akademii. Z każdej frakcji tylko pięć osób może się wybić. Alex ma szansę być jednym z najlepszych, jednak przyszłość Ryiah nie maluje się tak kolorowo. Dziewczyna nie ma pewności, czy została w ogóle obdarzona jakąkolwiek magią. Należy jednak do osób, które się nie poddają, nawet jeśli nie mają żadnych szans. Czy jej wytrwałość i determinacja wystarczą? Czy uda jej się zrealizować marzenia? Jaką rolę odegra w jej życiu czerwonooki książę?

„Pierwszy rok” porównywany był przez wydawcę do „Harry’ego Pottera” oraz „Igrzysk śmierci” i właśnie fanom tych serii szczególnie polecany. O ile pierwszy z cykli kocham niezmiennie od lat, o tyle za drugim nie przepadam. Nie zmieniło to jednak mojego nastawienia do tego tytułu i z zapałem się do niego zabrałam. I szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego ktoś stwierdził, że przygody młodego czarodzieja bądź Katniss są do tej powieści podobne. Z pierwszą tylko i wyłącznie łączy ją wystąpienie w obu pozycjach słów „szkoła magii”, natomiast z drugą nie widzę powiązania mimo szczerych chęci znalezienia go. Jednak dla mnie okazało się to bardzo pozytywnym zaskoczeniem.

Fabuła pierwszego tomu „Czarnego maga” jest dziwna. Dlaczego? Ogranicza się bowiem tylko i wyłącznie do opisu tego, jak wygląda nauka w Akademii na roku próbnym. W „Harry’m Potterze” na przykład prócz studiowania w Hogwarcie coś jeszcze się działo. Rozczochrany okularnik przeżywał różne przygody – próbował powstrzymać Voldemorta, wyjaśnić tajemnice Komnaty czy Kamienia, wygrać turniej i tak dalej. Tutaj jednak tego nie ma. Książka skupia się na pokazaniu czytelnikowi trudu, jaki rudowłosa bohaterka musi włożyć, by nie wyrzucili jej jeszcze przed egzaminami. Prezentuje poszczególne przedmioty i sposób, w jaki trzeba je zaliczyć - często przez pot i krew. To jednak nie jest dziwne. Dziwne jest to, że czytanie o tym było ciekawe. Temat mógłby się wydawać nudny, banalny, ale mimo że nie było tu zbyt wiele poruszających i niebezpiecznych przygód czułam się, jakbym właśnie o nich czytała. Dopiero po zakończeniu powieści i uświadomieniu sobie, jak „mało” się w niej działo, czułam lekki niedosyt, ale nie żałowałam poświęconego tej powieści czasu. Wręcz przeciwnie – świetnie olewało mi się przy niej zbliżający egzamin.

Ryiah to jedna z tych bohaterek, które się podziwia. Może właśnie to łączy ją z Katniss. Dziewczyna ma bowiem ogromne problemy z panowaniem nad swoją magią i wielu uważa, że po prostu nie została nią obdarzona. Mimo to dziewczyna walczy. Nie jest dobra praktycznie w niczym, wszystkiego musi uczyć się od podstaw, bo nie została wychowana w arystokratycznej rodzinie, gdzie od dziecka nauczają etyki, historii czy walki. Od samego początku ma więc pod górkę i mimo że przychodzą momenty zwątpienia – walczy przez cały czas. Porażki ją załamują, ale za każdym razem się podnosi i idzie dalej. Najważniejsze jest jednak to, że nie użala się nad sobą, przez co nie jest ani trochę irytująca. Ma chwile słabości, jak już wcześniej wspomniałam, ale dzięki temu wydaje się jedynie bardziej ludzka. W końcu kto z nas ich nie ma? Już dawno nie poznałam tak dobrze wykreowanej postaci, co mile mnie zaskoczyło.


W dzisiejszych czasach trudno o książkę, gdzie nie będzie wątku miłosnego. Może być marginalny, ale zazwyczaj jednak występuje. Tutaj też niestety się pojawia. Od początku było pewne, że książę i Ryiah będą parą. Zapewne większość czytelników obstawiała, że stanie się to prędzej niż później. Autorka jednak miała zupełnie inne plany. Dwójkę bohaterów połączyła bowiem przyjaźń i to dość kanciasta. Ich relacja bardziej przypominała cichy sojusz między drapieżnikami. Niby grają w jednej drużynie, ale każdy gotowy jest na zdradę tego drugiego i zachowuje rozsądną ostrożność. Szczerze – bardzo mi się taka relacja podobała. Co prawda w końcu oboje zaczęli coś do siebie czuć, jednak żadne nie miało ochoty się do tego przyznawać. Oczywiście w tym momencie pojawił się miły i czuły wielbiciel, któremu Ry postanowiła oddać swoje serce. Bardzo to oziębiło stosunki dziewczyny z Darrenem. I tu właśnie leży pies pogrzebany. Carter stworzyła trójkąt miłosny, który nijak do tej historii nie pasował i był po prostu wciśnięty do niej na siłę. Może pisarka uznała, że bez niego nie ma dobrej powieści? Niestety w mojej ocenie nie była to mądra decyzja. Wyglądało to bardziej na celowe skomplikowanie relacji między bohaterami i było strasznie nienaturalne.

Suma summarum książka przypadła mi do gustu i miło spędziłam z nią czas. Wszystkie minusy można jej wybaczyć i mieć nadzieję, że autorka wyeliminuje je w drugim tomie. Ze swojej strony gorąco polecam tę pozycję i od razu sięgam po jej kontynuację. Oby okazała się przynajmniej tak dobra, jak jej poprzedniczka!


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uroboros.

10 komentarzy:

  1. Książka ma piękną okładkę! 😍 Świetna historia, dla mnie to po prostu cudo! A drugi tom równie dobry 💗 polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna okładka! Ale ja unikam póki co powieści z trójkątami miłosnymi, jakoś mnie znudziły.
    Pozdrawiam. ;**

    P.

    www.zycie-wsrod-ksiazekk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj niby ten trójkąt nie jest zły, ale zdecydowanie niepotrzebny :D

      Usuń
  3. NIe jest to mój gatunek - przekonałam się, że takie książki po prostu mi nie leżą ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać książki, w których występują szkoły magii. Może to dlatego, że sama odkąd przeczytałam Harrego Pottera czekałam na list z Hogwartu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam dawno pogodziłam sie z tym, że jestem mugolem :D

      Usuń
  5. Tak czytam Twoją recenzję i mam wrażenie, że "Pierwszy rok" to zlepek kilku wątków z innych książek - szkoła magii, silna bohaterka, trójkąt miłosny... I mimo, iż sięga po utarte schematy, z chęcią sięgnę i sprawdzę, czy mi się spodobają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko w obecnych czasach wymyśleć coś oryginalnego, czego jeszcze nie było i moim zdaniem wszystkie książki to zlepki jakiś wątków z innych powieści. No dobra, nie wszystkie - zdarzają się perełki, ale naprawdę niezbyt często :D

      Usuń