piątek, 1 marca 2019

[94] "Save me" - Mona Kasten





Jest niewiele autorów czy autorek, po których książki sięgam od razu i bez zastanowienia. Gdy już się jakiś znajdzie najczęściej jego twórczość należy do fantastyki. Ze świecą szukać takiego, który pisze obyczajówki, romanse czy młodzieżówki, a mimo to ufam mu na tyle, że widząc jego nazwisko na okładce, bez mrugnięcia okiem sięgam po napisaną przez niego powieść. W tym wąskim gronie znalazła się jednak Mona Kasten, autorka bestselerowych powieści młodzieżowych. Dziś na tapetę wzięłam jej najnowszą powieść wydaną na polskim rynku wydawniczym w ubiegłym miesiącu, czyli „Save me”.


Marzeniem Ruby Bell od lat jest dostanie się na prestiżowy uniwersytet. Oksford to jej priorytet, jedyna możliwa uczelnia, coś czemu podporządkowuje całe swoje życie. Co więcej dzięki swojemu zawzięciu i determinacji ma realną szansę tam studiować. Należy bowiem do inteligentnych osób potrafiących ciężko pracować na swój sukces. Udowodniła to zyskując stypendium pozwalające jej na uczęszczanie do prestiżowego, prywatnego liceum – Maxton Hall. Wśród bogatych i wpływowych uczniów dziewczyna, pochodząca z raczej przeciętnie zarabiającej rodziny, nawet nie próbuje się odnaleźć. Przez całą swoją naukę tam stara się pozostać dla wszystkich niewidoczna i robi to z powodzeniem. Niestety staje się świadkiem wydarzenia, które ściąga na nią uwagę samego Jamesa. Chłopak jest synem właścicieli największej na świecie firmy zajmującej się modą oraz niekwestionowanym królem Maxton Hall. Od tej chwili całe poukładane życie Ruby legnie w gruzach.

Bogaty nastolatek i biedna dziewczyna – dość powszechny motyw w powieściach młodzieżowych. Powiedziałabym że wręcz schematyczny. Jednak w wykonaniu Mony Kasten to coś więcej. Autorka ma niesamowity talent do przedstawiania rzeczy powtarzalnych w oryginalny sposób. Właśnie z tego powodu czytając „Save me”, czytelnik nie ma wrażenia, że słucha dobrze znaną historię tylko inaczej opowiedzianą.

Ponadto Mona Kasten ma bardzo lekki styl i bardzo przyjemne pióro. Jej powieść czyta się sama i nawet nie wiadomo kiedy się kończy. Poza tym pisarka potrafi wpleć w swoją opowieść mnóstwo emocji i przekazać je czytelnikowi. Z jednej strony mamy młodzieńcze uczucie, szczęście, niepewność, z drugiej smutek, gorycz i żal. Wszystko to ze sobą się miesza i przeplata, tworząc niepowtarzalną mieszankę. W „Save me” nie brakuje też dobrego humoru, co sprawia, że czytelnik nieraz wybucha śmiechem będąc na przykład obserwatorem wymiany zdań między bohaterami.

O tych ostatnich też należałoby wspomnieć. Mianowicie – James i Ruby to wspaniała para. Ona cierpi na manie planowania, brak spontaniczności i przerost ambicji. Mimo wszystko jest bardzo miłą osóbką, a jej wady niezbyt rzucają się w oczy, dzięki czemu bardzo szybko ją polubiłam. Za to James to niezłe ziółko. Rudowłosy rozrabiaka nieraz przypominał mi swojego imiennika – Jamesa Pottera. Wraz z bandą swoich przyjaciół byli bowiem głównym źródłem rozrywki w szkole. Jednak o ile Rowling idealizowała nieco relacje miedzy Huncwotami, Mona Kasten obrazuje ich bardzo realnie. Jej bohaterowie przypominają po prostu znudzone dzieciaki bogaczy, którymi zresztą są. Niby się przyjaźnią, ale czy naprawdę sobie ufają? Są najpopularniejsi, grają w jednej drużynie, więc się kolegują. I psocą. Nie są to jednak niewinne dowcipy mające rozśmieszyć wszystkich dookoła. Ich zadaniem jest dostarczenie rozrywki samym sobie. Takie przedstawienie postaci wyszło powieści na plus. Dodaje jej bowiem realizmu, co jak dla mnie jest bardzo ważne.

W młodzieżówkach zwracam też dużą uwagę na to, w jaki sposób rozwijało się uczucie między bohaterami. Tutaj też stawiam na realność, co niestety często staje się oczekiwaniem nie do spełnienia. Nie mam pojęcia, dlaczego autorzy tego typu książek coraz częściej konstruują ten wątek na zasadzie: często nieuzasadniona nienawiść-wielka miłość. I pomiędzy nic nie ma. Po prostu w pewnym momencie bohaterowie stwierdzają, że się kochają i tyle. Mona trochę to wszystko modyfikuje, co niezmiernie mnie cieszy. U niej bohaterka nie nienawidzi swojego przyszłego obiektu westchnień. Ma do niego obojętny stosunek, co prawda uważa go za dupka (jak większość), ale niezbyt ją to interesuje. Zaczyna go jednak nie znosić, gdy chłopak staje na jej drodze i zaczyna ją stopniowo drażnić. W takiej sytuacji też bym go znienawidziła, więc zachowanie bohaterki jest całkowicie zrozumiałe. Jak można się domyślić, później ich relacja ewoluuje i się zmienia. Jednak nie wybucha między nimi ogień pożądania. Etapem pośrednim jest przyjaźń i to naprawdę solidna, która mogłaby się utrzymać. Dopiero później pojawiają się inne uczucia i to mające swój początek właśnie we wspomnianej przyjaźni. Bardzo mi się to podobało i udowodniło po raz kolejny, że Kasten wie, jak sprawić, by jej powieść była realna.

Mona Kasten to mój numer jeden wśród autorów powieści młodzieżowych opartych na romansie. Uwielbiam jej powieści i zdecydowanie polecam Wam zapoznać się z nimi. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego tomu przygód Ruby i Jamesa, szczególnie, że autorka zostawiła swoich czytelników w niezłej konsternacji! 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

3 komentarze:

  1. Nie czytałam, ale kusi mnie do nadrobienia jak i zapoznania się z tą autorką Twoja recenzja. ;)
    Pozdrawiam. ;**

    P.

    www.zycie-wsrod-ksiazekk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam w planach ją przeczytać, ale jak wyjdą wszystkie części :D

    Pozdrawiam ciepło,
    Ewelina z redgirlbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam serię autorki "Again" a w szczególności ostatni tom, dlatego też na nową czekałam niecierpliwie. Tyle że jeszcze poczekam, bo skoro cała trylogia jest o tych samych bohaterach, to chcę mieć pod ręką całość, zanim zacznę czytać. No i muszę mieć te okładki na półce, bo są przepiękne. Co do treści, to czytałam różne opinie. Wiele osób twierdzi nawet, że książka jest dużo słabsza od poprzedniczek. Ja jednak mam nadzieję na ten sam poziom, a nawet nieco wyższy :D Zgadzam się też co do uczuć bohaterów. Nie biorę książki zbyt serio gdy miłość pojawia się znikąd, bohaterzy się nawet nie zdążyli poznać, ale ważne że się przespali, przynajmniej wiedzą już że się kochają. Nie. Ja lubię właśnie czytać to poznawanie się, coraz większą sympatię itd. Cieszę się więc, że tutaj to dostanę :)

    OdpowiedzUsuń