wtorek, 23 marca 2021

[428] ‘’Pięć stawów. Dom bez adresu” – Beata Sabała-Zielińska

 


Nie mieszkam typowo w górach, ale bardzo blisko nich i nie muszę przebywać wielogodzinnej drogi, aby móc je zobaczyć. Mimo wszystko nigdy nie miałam okazji odwiedzić ,,Pięciu stawów”, co napawa mnie wstydem. Zawsze moim marzeniem było chodzenie po górach, ale wiele stało mi na przeszkodzie i nie miałam na tyle mocnego charakteru, żeby walczyć ze swoimi słabościami. Mam jednak wielką nadzieję, że już niedługo odwiedzę wszystkie miejsca, które marzą mi się od lat.

O górach i himalaistach mam całą masę książek i uwielbiam je. Od dawna pasjonuję się taką tematyką, więc tym bardziej musiałam sięgnąć po ,,Pięć stawów”, ponieważ z opowieści znam to schronisko, ale wiele aspektów jego działalności nadal pozostawało dla mnie niewiadomych. Jak docierają tam dostawy? Jaka jest jego przeszłość? Co się tam dzieje w sezonie i poza nim? Śmiało mogę powiedzieć, że książka ta rozwiała moje wątpliwości.

Książka ta jest właściwie dość wielką księgą, ale to w moim odczuciu w ogóle nie stanowi wady. Jest to obszerna pozycja, starannie opracowana i wykonana w sposób zwracający uwagę. Doceniam trud, który włożyła autorka w stworzenie tej książki, ponieważ moim zdaniem jest ona bardzo wyjątkowa i to z kilku względów, które rozwinę w dalszej części tej recenzji.

Jedną z większych zalet jest to, że treść opiera się właściwie na wypowiedziach osób aktualnie zarządzających schroniskiem, ale też tych, którzy mieli z nim związek w młodości. Taki przekrój różnych pokoleń pozwolił mi na dostrzeżenie zmian. Autorka wraca do naprawdę odległej przeszłości, czyli początków schroniska. Historie te robią wrażenie i wszystko mnie w nich zadziwiało. Dalej jestem pod wrażeniem systemu dostarczania żywności i wszelkiego rodzaju produktów potrzebnych w schronisku. Nawet sobie nie wyobrażacie ile kilogramów ludzie nosili na plecach. Jeśli myślicie, że współcześnie dostawy są realizowane za pomocą helikopterów, to mocno się zdziwicie. Nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów, więc musicie samodzielnie sięgnąć po tę książkę. Na pewno się nie zawiedziecie i wiele razy zaskoczycie.

Schronisko to jest prowadzone z pokolenia na pokolenie, a więc istotne są relacje rodzinne i wszelkie powiązania. Nikt sobie nawet nie wyobraża, że mógłby oddać to miejsce w ręce obcych ludzi. Podoba mi się takie przywiązanie, zażyłość i wydaje mi się, że miejsce to do dziś emanuje dobrą i przyjazną energią. Być może pracownicy już nie spoufalają się z turystami, ale nie wątpię, że nadal panuje tam wspaniała atmosfera. W końcu ludzie nadal tam wracają.

Cieszę się, że została opisana również ciemna strona, bo zawsze jakaś istnieje. Mnie najbardziej zaskoczyło to, jak zachowują się turyści i jak wielkie oczekiwania mają. W góry idzie się, aby chodzić, a schronisko ma być miejscem na odpoczynek między wyprawami, nie pięciogwiazdkowym hotelem. Zresztą powszechnie wiadomo, że w tak odległych i wysokich rejonach trudno o rozwiniętą infrastrukturę – natury nie da się oszukać i to właśnie w tej książce jest jasno i wyraźnie opisane. Mam nadzieję, że wszyscy po lekturze tej książki trochę zweryfikują swoje postrzeganie pewnych spraw, docenią pracę osób ze schroniska i zobaczą, jaka trudna jest ta praca.

Książkę tę ubarwiają liczne fotografie, część z nich jest naprawdę historyczna i niesamowicie cieszę się, że mogłam je zobaczyć. One też stanowią ważną część tej książki i pozwalają na własne oczy zobaczyć miejsce, które zapewne dla części czytelników jest jeszcze nieznane. Muszę przyznać, że dzięki tej pozycji jeszcze bardziej zapragnęłam poznać ,,Pięć stawów”, zobaczyć je na własne oczy, ale także zwiedzić jego otoczenie, o którym również naczytałam się w tej książce.

,,Pięć stawów. Dom bez adresu” to książka wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Autorka dzięki rozmowom z osobami związanymi ze schroniskiem stworzyła książkę pełną faktów historycznych i ciekawostek. Polecam tę pozycję absolutnie każdemu, bo jest ona ciekawa i pozwala inaczej spojrzeć na górskie schroniska. Dzięki niej mam jeszcze większy szacunek do gór, ale też podziwiam ludzi, którzy pracowali tam od początku powstania schroniska aż do teraz, bo to nadal jest ogromna harówka.



Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka



Patrycja


4 komentarze:

  1. Też lubię góry, byłam w wielu miejscach ale w Dolinie Pięciu Stawów nie :) dlatego fajnie, że książka przybliża ten rejon :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Kupiłaś" mnie tą recenzją Patrycją. Też lubię góry, tęsknię za Doliną Kościeliską i Morskim Okiem :) Pozdrawiam w ten dziwny czas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, ja nawet nie potrafię sobie wyobrazić z czym musieli się zmierzyć bohaterowie tej ksiażki. Tytuł zapisuję!
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno przeczytam. W Dolinie Pięciu Stawów nie byłam, może w tym roku się uda. Ale zawsze kiedy jestem w jakimś górskim schronisku zastanawiam się jak oni to robią, jak to działa i jaka ogromna praca musi to być. Ja z ogromnym wysiłkiem przez kilka godzin wspinam się z niezbyt obciążonym plecakiem. Nie wyobrażam sobie jak silni i odważni musieli być ci ludzie, którzy budowali schroniska i dostarczali do nich zaopatrzenie, kiedy nie było żadnych technicznych wspomagaczy.

    OdpowiedzUsuń