„Spells trouble. Wiedźmi czar” miało swoje plusy i minusy, jednak czytało się tę książkę naprawdę dobrze i z przyjemnością sięgnęłam po kolejną część serii „Sióstr z Salem”. „Omen Bite” swoim poziomem zdecydowanie dorównuje poprzedniemu tomowi i również zapewnił mi kilka godzin wspaniałej rozrywki.
Opis wydawcy: Bliźniaczki
Mercy i Hunter są potomkiniami Sary – wiedźmy z Salem, założycielki rodu Goode
i miasteczka Goodeville. Od wieków kolejne pokolenia wiedźm opiekowały się
drzewami rosnącymi u bram do podziemnych światów. Po tragicznej śmierci matki
Mercy i Hunter muszą przejąć pieczę nad starożytnymi portalami oddzielającymi
ich świat od królestw, w których rządzi mitologia i istnieją najmroczniejsze
stworzenia. Prastare drzewa zaczyna toczyć nieznana choroba. Przez pękające
bramy przedostają się mityczne istoty zagrażające miastu. Siostry – zamiast się
zjednoczyć – popadają w konflikt. Coraz bardziej samotne i przerażone, uginając
się pod brzemieniem odpowiedzialności, próbują – każda osobno – zapieczętować
bramy na nowo.
Ta seria jak
na razie przypomina mi swoim klimatem i stylem książki, które czytałam
kilkanaście lat temu jako nastolatka. Czytanie ich jest więc dla mnie nieco
sentymentalnym powrotem do czasów gimnazjum, w którym uciekałam w świat magii,
by uciec przed rzeczywistością.
Książka
opowiada o siostrzanej więzi, przeznaczeniu, odpowiedzialności, dorastaniu. Nie
wszystko jest tutaj jednak radosne i kolorowe. Mercy i Hunter przechodzą dość
poważny kryzys. Ciężko im się dogadać, każda z nich próbuje inaczej poradzić sobie
z wydarzeniami z poprzedniego tomu i często przy okazji krzywdzi tę drugą. Obie
są zaciekłe, nie potrafią odpuścić, co generuje kolejne konflikty. Obserwowanie
ich siostrzanej kłótni wywoływało dużo emocji. Czasami był to żal, że siostry
nie potrafią się porozumieć, kiedy indziej irytacja, gniew, bo sprawy można byłoby
załatwić w inny, mniej konfliktowy sposób, a one wykopywały topór wojenny.
Sama historia
okazała się wciągająca i ciekawa. Nie należy do bardzo skomplikowanych jest
raczej dość prosta, ale to w niczym nie przeszkadza. Od czasu do czasu warto
sięgnąć po coś takiego, by odpocząć od bardziej zawiłych historii. Niemniej czyta
się ją z zaciekawieniem. Ciężko porównać ją do poprzedniego tomu pod tym
względem, bo „Spells trouble” recenzowałam kilka miesięcy temu i nie wszystko
pamiętam, jednak myślę, że obie książki są na bardzo podobnym poziomie. Jeśli
podobał Wam się pierwszy tom, z dużym prawdopodobieństwem spodoba się Wam także
ten.
Za książkę
dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Sara
Też uwielbiałam takie książki jako nastolatka i z przyjemnością sięgam po nie jako dorosła.
OdpowiedzUsuń