Camilla Grebe
to autorka, która ma w swoim dorobku już dziewięć książek, jednak do tej pory
jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z jej twórczością. Postanowiłam to zmienić
i sięgnęłam po najnowsze jej dzieło – „Łowcę cieni”. Nie ukrywam, że miałam co
do tej lektury bardzo duże wymagania, jednak czy książce udało się je spełnić?
Rok 1944. W sztokholmskiej dzielnicy Klara zostaje znaleziona kobieta ukrzyżowana na podłodze. Trzy dekady później inna ofiara zostaje zamordowana w ten sam bestialski sposób. W obu śledztwach biorą udział policjantki, które nie tylko muszą odnaleźć sprawcę, ale także udowodnić swoją wartość w wybranym przez siebie zawodzie.
Camilla Grebe
stworzyła mroczną i zaskakującą powieść, która od razu zaciekawia czytelnika. Porusza
w niej wiele wątków, które umiejętnie przeplata ze sobą, by na koniec połączyć je
w dobrze zaplanowanym finale. Akcja powieście rozciąga się na przestrzeni
kilkudziesięciu lat, co dało bardzo ciekawy efekt. Obserwujemy, jak przez ten
czas kolejne pokolenia policjantek próbują ująć sprawcę, który wydaje się wręcz
nieuchwytny. Książka całkowicie skupia się więc na śledztwie i mimo że wszystko
napisane jest ciekawie i naprawdę dobrze, brakowało mi psychologicznego
aspektu. Lubię gdy w tego typu powieściach czytelnik ma szansę zajrzeć głęboko
w umysł mordercy. Tutaj ta kwestia niby w pewnym momencie się pojawiła, ale
zdecydowanie było tego za mało. Pomijając jednak ten jeden szczegół, książka
okazała się naprawdę ciekawą literacką przygodą.
„Łowca cieni”
to jednak nie tylko świetnie napisany kryminał. Książka Grebe ma w sobie bowiem
także bardzo ciekawą warstwę obyczajowo-społeczną. Dzięki niej możemy
obserwować, jak na przestrzeni lat rola kobiet w społeczeństwie ulegała
zmianie. Powoli przedstawicielki płci pięknej zaczęły pojawiać się w zawodach
całkowicie zdominowanych przez mężczyzn. Odchodziły od roli gospodyni domowej i
starały się pogodzić karierę z rodziną. Była to jednak droga przez mękę, bo na
każdym kroku spotykały się z krytyką. Bardzo podobało mi się to, że autorka
poruszyła w swojej powieści tak ważną kwestię. Dzięki temu uświadamia swoim
czytelnikom, jak wiele trudu wymagało udowodnienie, że kobiety nadają się do
czegoś więcej niż siedzenia w domu i wychowywania dzieci. W obecnych czasach kobieta
pracująca w służbie mundurowej nie wzbudza już takiego oburzenia, przez co
zdarza nam się zapominać o przeszłości i pewnego rodzaju bohaterstwie
przedstawicielek niby „słabszej” płci.
W książce mamy
kilka bohaterek, która pod wieloma względami bardzo się od siebie różnią,
jednak cechują się taką samą determinacją w dążeniu do celu. Z każdym kolejnym
dniem udowadniają, że wcale nie są tak słabe, jak mogłoby się wydawać społeczeństwu
czy kolegom z pracy. Jednocześnie autorka nie stworzyła z nich herosek, które z
łatwością radzą sobie z presją i szyderstwem. Podobało mi się, że ich walka o
równouprawnienie przebiegała w sposób wiarygodny. Emancypacja w szwedzkiej
policji nie nastąpiła od razu i za sprawą jednej czy dwóch osób. Był to żmudny
proces, który nawet w obecnych czasach jeszcze się nie skończył. Współcześnie
także kobiety ciągle muszą udowadniać swoją wartość, mimo że jak wcześniej
pisałam, ich widok w służbach mundurowych nie jest już aż tak zadziwiający jak
jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Gorąco polecam
Wam „Łowcę cieni”, gdyż jest to nie tylko dobrze napisany kryminał, ale także
ważna lekcja historii. Jest to też pewnego rodzaju hołd złożony kobietom, które
nie ugięły się pod presją społeczeństwa i udowodniły, że są tak samo skuteczne
jak mężczyźni.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga.
Sara
Skandynawskie thrillery sobie cenię. Niegdyś się w nich zaczytywałem. Być może i temu dam szansę. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńŚliczna recenzja. Nabrałaąm ochoty na taką książkę.
OdpowiedzUsuńKlimatycznie zdecydowanie coś dla mnie, chętnie zatem umówię się z książką na spotkanie. :)
OdpowiedzUsuń