piątek, 9 listopada 2018

[82] "Fałszywy pocałunek" - Mary E. Pearson




Miłość to coś, co bardzo trudno wytłumaczyć. To niesamowita więź między ludźmi, która pojawia się niespodziewanie i wbrew ich woli. Każdy powinien mieć do niej prawo, jednak niektórzy ignorują ten fakt w imię większego dobra. Tak właśnie postąpili rodzice księżniczki Lii, aranżując jej małżeństwo z księciem sąsiedniego królestwa. Dziewczyna jednak miała zupełnie inne plany na przyszłość.

Przygotowania do ślubu zmierzają ku końcowi. W końcu nadchodzi dzień, na który tak wielu czekał. Książe Jaxson i księżniczka Arabella mają stanąć na ślubnym kobiercu i zawrzeć małżeństwo, będące najmocniejszym z możliwych sojuszy. Wszystko jednak bierze w łeb, gdy przyszła panna młoda zamiast do powozu wsiada na konia i wraz z przyjaciółką ucieka na złamanie karku z rodzinnego miasta. Ich celem jest niewielka mieścina, gdzie urodziła się towarzyszka księżniczki. Tam bowiem mają nadzieję odnaleźć dla siebie nowy dom. Muszą być jednak bardzo ostrożne. Ich śladem wyrusza nie tylko królewska pogoń, lecz także dwóch samotnych jeźdźców. Jednym z nich jest porzucony książę, drugim zabójca wysłany przez kraj będący wrogiem obu królestw. Który z nich znajdzie ją pierwszy? Co się stanie, kiedy księżniczka spotka ich obu? Co ich ze sobą połączy?

Szczerze mówiąc, byłam sceptycznie nastawiona do tej książki. Po przeczytaniu jej opisu już na samym początku uznałam, że zawiera dużo schematów. Aranżowane małżeństwo, trójkąt miłosny, ucieczka? To już było. Tyle tylko, że ta książka ma ponad pięćset stron. To dało mi do myślenia, bo chyba przez tyle kartek nie można powielać ciągle tych samym motywów literackich, prawda? Kierując się tym tokiem rozumowania (i bądźmy szczerzy – popularnością i reklamą książki), postanowiłam dać jej szansę. Byłam przygotowana zarówno na świetną powieść fantasy, jak i bzdurny romans paranormalny. Co dostałam? Coś zupełnie innego.

„Fałszywy pocałunek” reklamowany jest jako powieść fantastyczna, jednak tak naprawdę jedynym magicznym elementem tutaj jest wątpliwy dar księżniczki i spekulacje na jego temat. Większość, w tym sama zainteresowana, jest pewna, że on w ogóle nie istnieje. Jednak co jakiś czas zaczyna się on pojawiać i ma bardziej formę przeczucia a nie magicznej zdolności. Trochę mnie to zawiodło, bo wolę opowieści przesiąknięte magią, jednak nie było to coś, co uprzykrzyło mi czytanie.

Książka Mary E. Pearson nie jest więc według mnie oszołamiającym fantasy. Czym więc bym ją nazwała? To ciężkie pytanie. Początkowo wydawało mi się, że powieścią przygodową, potem jednak bardziej przypominała mi obyczajówkę, by w końcu ponownie stać się tym, czym była na początku. Wszystko wynika z ukształtowania akcji. Niby przez całą książkę coś się działo, jednak środek był o wiele bardziej stonowany niż reszta. Na początku jesteśmy świadkami ucieczki Lii i Pauline oraz ich podróży do nowego domu. Później jednak przez kilkadziesiąt stron snuje się opowieść o ich życiu w niewielkiej mieścinie. Niby nie jest to nudne, bo jak wspomniałam wcześniej, coś się ciągle dzieje, jednak zdecydowanie bardzo stonowane. Jednak później akcja znowu nabiera tempa i z każdą stroną robi się coraz ciekawiej. Jedyne do czego mogłabym się więc przyczepić to fakt, że autorka niepotrzebnie ciągnie czasami fabułę i ją rozwleka, zamiast iść dalej.

Moje największe obawy co do tej książki dotyczyły tego, że akcja zostanie zdominowana przez trójkąt miłosny. Na szczęście wcale tak nie jest. Uczucia między bohaterami są ważne, jednak prócz tego dzieje się wokół mnóstwo innych, ciekawszych rzeczy. Akurat w tej kwestii autorce udało się więc wszystko zrównoważyć. Pojawia się jednak problem schematyczności. Wielu się pewnie ze mną zgodzi, że trójkąty miłosne raczej się już przejadły i nie stanowią niczego oryginalnego. Jednak tutaj ten wątek ma bardzo ciekawy charakter, bowiem bohaterka od samego początku wie, czego chce (nie jest rozchwianą emocjonalnie histeryczką), a zabójca i książę przeważnie nie zachowują się jak zakochane szczeniaki walczące o uwagę księżniczki. Wszystko jest tu niesamowicie wyważone i realne, co naprawdę mnie zaskoczyło i bardzo u mnie zaplusowało. Jest jednak pewien mankament, który nieco psuje moje pozytywne odczucia, co do realizacji wątku miłosnego. Mianowicie nie mam pojęcia, kiedy bohaterowie zaczęli się do siebie zbliżać. Autorka zrobiła bowiem tak duży przeskok, że w pewnym momencie zastanawiałam się, czy na pewno czegoś nie pominęłam. Bohaterowie niby zachowują się wobec siebie normalnie, niczym kelnerka a gość gospody, aż tu nagle ona ma do niego pretensje, że ten wysyła jej od dłuższego czasu sprzeczne sygnały. I niby autorka dodała po chwili kilka słów wyjaśnień, dlaczego dziewczyna tak uważa, jednak bardzo przypominało to drogę na skróty i niezbyt mi się podobało. Miałam wrażenie, że pisarka opowiada i opowiada o życiu Arabelli w gospodzie, aż tu nagle przypomina sobie, że powinna budować relacje między nią a jednym z mężczyzn i ni z gruszki ni z pietruszki nagle postanawia ich do siebie zbliżyć, dodając kilka słów o tym, że od dłuższego czasu coś się między nimi działo. Szkoda tylko, że czytelnik tego „czegoś” w ogóle wcześniej nie dostaje.


Muszę jednak przyznać, że mimo wykorzystywania w swojej historii schematycznych motywów Mary E. Pearson potrafi zaskoczyć czytelnika. Czytając opis, byłam pewna, że autorka poprowadzi książkę tak, że nie będzie wiadomo który z mężczyzn jest zabójcą a który księciem. Bardzo się więc zawiodłam, kiedy autorka podała nam jak na dłoni tożsamość obu z nich. Jednak później bardzo zdziwiłam się, gdy prawda wyszła na jaw i okazało się, że pisarka mnie oszukała. Przez cały czas źle przypasowywałam mężczyzn i na końcu okazało się, że pisarka wcale nie podała nam rozwiązania na samym początku. Niełatwo jest mnie w takich rzeczach zmylić, ale Pearson się to udało, więc jestem pełna podziwu dla niej.

Ciężko mi ocenić całość sprawiedliwie. Książka na pewno pozytywnie mnie zaskoczyła, bo przygotowałam się na coś gorszego. Poza tym czytało się ją bardzo lekko i opowieść wciągała do tego stopnia, że mimo nierównej dynamiki akcji, ani przez chwilę się nie nudziłam. Czegoś jednak mi tutaj brakowało. Niemniej cykl zapowiada się ciekawie i na pewno sięgnę niedługo po kontynuację.


4 komentarze:

  1. Można powiedzieć, ze to taki miszmasz różnych gatunków xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, szkoda tylko że było tu tak mało fantasy, a książka reklamowana jest jako właśnie fantasy xD

      Usuń
    2. To nie pierwszy i nie ostatni taki przypadek xD

      Usuń
  2. Po takiej recenzji nie ma innego wyjścia jak przeczytać samemu:)

    OdpowiedzUsuń