Jest niewiele autorów czy autorek, po
których książki sięgam od razu i bez zastanowienia. Gdy już się jakiś znajdzie najczęściej
jego twórczość należy do fantastyki. Ze świecą szukać takiego, który pisze
obyczajówki, romanse czy młodzieżówki, a mimo to ufam mu na tyle, że widząc
jego nazwisko na okładce, bez mrugnięcia okiem sięgam po napisaną przez niego
powieść. W tym wąskim gronie znalazła się jednak Mona Kasten, autorka
bestselerowych powieści młodzieżowych. Dziś na tapetę wzięłam jej najnowszą
powieść wydaną na polskim rynku wydawniczym w ubiegłym miesiącu, czyli „Save me”.
Marzeniem Ruby Bell od lat jest dostanie
się na prestiżowy uniwersytet. Oksford to jej priorytet, jedyna możliwa
uczelnia, coś czemu podporządkowuje całe swoje życie. Co więcej dzięki swojemu
zawzięciu i determinacji ma realną szansę tam studiować. Należy bowiem do
inteligentnych osób potrafiących ciężko pracować na swój sukces. Udowodniła to
zyskując stypendium pozwalające jej na uczęszczanie do prestiżowego, prywatnego
liceum – Maxton Hall. Wśród bogatych i wpływowych uczniów dziewczyna,
pochodząca z raczej przeciętnie zarabiającej rodziny, nawet nie próbuje się
odnaleźć. Przez całą swoją naukę tam stara się pozostać dla wszystkich
niewidoczna i robi to z powodzeniem. Niestety staje się świadkiem wydarzenia,
które ściąga na nią uwagę samego Jamesa. Chłopak jest synem właścicieli
największej na świecie firmy zajmującej się modą oraz niekwestionowanym królem
Maxton Hall. Od tej chwili całe poukładane życie Ruby legnie w gruzach.
Ponadto Mona Kasten ma bardzo lekki styl
i bardzo przyjemne pióro. Jej powieść czyta się sama i nawet nie wiadomo kiedy
się kończy. Poza tym pisarka potrafi wpleć w swoją opowieść mnóstwo emocji i
przekazać je czytelnikowi. Z jednej strony mamy młodzieńcze uczucie, szczęście,
niepewność, z drugiej smutek, gorycz i żal. Wszystko to ze sobą się miesza i
przeplata, tworząc niepowtarzalną mieszankę. W „Save me” nie brakuje też
dobrego humoru, co sprawia, że czytelnik nieraz wybucha śmiechem będąc na
przykład obserwatorem wymiany zdań między bohaterami.
O tych ostatnich też należałoby
wspomnieć. Mianowicie – James i Ruby to wspaniała para. Ona cierpi na manie
planowania, brak spontaniczności i przerost ambicji. Mimo wszystko jest bardzo
miłą osóbką, a jej wady niezbyt rzucają się w oczy, dzięki czemu bardzo szybko
ją polubiłam. Za to James to niezłe ziółko. Rudowłosy rozrabiaka nieraz
przypominał mi swojego imiennika – Jamesa Pottera. Wraz z bandą swoich
przyjaciół byli bowiem głównym źródłem rozrywki w szkole. Jednak o ile Rowling
idealizowała nieco relacje miedzy Huncwotami, Mona Kasten obrazuje ich bardzo
realnie. Jej bohaterowie przypominają po prostu znudzone dzieciaki bogaczy,
którymi zresztą są. Niby się przyjaźnią, ale czy naprawdę sobie ufają? Są
najpopularniejsi, grają w jednej drużynie, więc się kolegują. I psocą. Nie są
to jednak niewinne dowcipy mające rozśmieszyć wszystkich dookoła. Ich zadaniem
jest dostarczenie rozrywki samym sobie. Takie przedstawienie postaci wyszło
powieści na plus. Dodaje jej bowiem realizmu, co jak dla mnie jest bardzo
ważne.
W młodzieżówkach zwracam też dużą uwagę
na to, w jaki sposób rozwijało się uczucie między bohaterami. Tutaj też stawiam
na realność, co niestety często staje się oczekiwaniem nie do spełnienia. Nie
mam pojęcia, dlaczego autorzy tego typu książek coraz częściej konstruują ten
wątek na zasadzie: często nieuzasadniona nienawiść-wielka miłość. I pomiędzy
nic nie ma. Po prostu w pewnym momencie bohaterowie stwierdzają, że się kochają
i tyle. Mona trochę to wszystko modyfikuje, co niezmiernie mnie cieszy. U niej
bohaterka nie nienawidzi swojego przyszłego obiektu westchnień. Ma do niego
obojętny stosunek, co prawda uważa go za dupka (jak większość), ale niezbyt ją
to interesuje. Zaczyna go jednak nie znosić, gdy chłopak staje na jej drodze i
zaczyna ją stopniowo drażnić. W takiej sytuacji też bym go znienawidziła, więc
zachowanie bohaterki jest całkowicie zrozumiałe. Jak można się domyślić,
później ich relacja ewoluuje i się zmienia. Jednak nie wybucha między nimi
ogień pożądania. Etapem pośrednim jest przyjaźń i to naprawdę solidna, która
mogłaby się utrzymać. Dopiero później pojawiają się inne uczucia i to mające
swój początek właśnie we wspomnianej przyjaźni. Bardzo mi się to podobało i
udowodniło po raz kolejny, że Kasten wie, jak sprawić, by jej powieść była
realna.
Mona Kasten to mój numer jeden wśród
autorów powieści młodzieżowych opartych na romansie. Uwielbiam jej powieści i
zdecydowanie polecam Wam zapoznać się z nimi. Z niecierpliwością wyczekuję
kolejnego tomu przygód Ruby i Jamesa, szczególnie, że autorka zostawiła swoich
czytelników w niezłej konsternacji!
Nie czytałam, ale kusi mnie do nadrobienia jak i zapoznania się z tą autorką Twoja recenzja. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;**
P.
www.zycie-wsrod-ksiazekk.blogspot.com
Mam w planach ją przeczytać, ale jak wyjdą wszystkie części :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Ewelina z redgirlbooks.blogspot.com
Uwielbiam serię autorki "Again" a w szczególności ostatni tom, dlatego też na nową czekałam niecierpliwie. Tyle że jeszcze poczekam, bo skoro cała trylogia jest o tych samych bohaterach, to chcę mieć pod ręką całość, zanim zacznę czytać. No i muszę mieć te okładki na półce, bo są przepiękne. Co do treści, to czytałam różne opinie. Wiele osób twierdzi nawet, że książka jest dużo słabsza od poprzedniczek. Ja jednak mam nadzieję na ten sam poziom, a nawet nieco wyższy :D Zgadzam się też co do uczuć bohaterów. Nie biorę książki zbyt serio gdy miłość pojawia się znikąd, bohaterzy się nawet nie zdążyli poznać, ale ważne że się przespali, przynajmniej wiedzą już że się kochają. Nie. Ja lubię właśnie czytać to poznawanie się, coraz większą sympatię itd. Cieszę się więc, że tutaj to dostanę :)
OdpowiedzUsuń