Po
„Mr. President” zdecydowałam się sięgnąć ze względu na opis książki. Zapowiadał
bowiem książkę ciekawą, raczej szablonową, ale idealną dla mnie i moich
ówczesnych czytelniczych zachcianek. Jednak w rzeczywistości odbiegał nieco od
moich wyobrażeń.
Matthew i Charlotte poznali się już w dzieciństwie na uroczystej kolacji u niej w domu. Wówczas młodzieniec obiecał dziewczynce, że nigdy nie będzie startował w wyborach prezydenckich. Ona natomiast przysięgła, że jeśli zmieni zdanie, to będzie stała u jego boku. Kilka lat później ich drogi znów się krzyżują, a dorosła już Charlotte dostaje zaproszenie od Matthew do dołączenia się do jego kampanii prezydenckiej. Kobieta wie, że to niezbyt dobry pomysł i czuje, że nie wyniknie z tego nic dobrego, ale jak odmówić być może przyszłemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych? Rozpoczyna się walka nie tylko o miejsce w Białym Domu, ale i o uczucie, jakie rodzi się między dwojgiem bohaterów.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę w tej książce, to język jakim została ona napisana. Styl autorki wyróżnia się i początkowo miałam problemy, by się do niego przyzwyczaić. Miałam wrażenie, że przez niego wszystkie wydarzenia poznaję z dystansu. Nie mogłam wczuć się w sytuacje bohaterów i nieco mi to przeszkadzało. Dopiero po kilkudziesięciu stronach przyzwyczaiłam się do niego, a wówczas stwierdziłam, że ma on też swoje plusy. Dzięki niemu mogłam spojrzeć na wszystko obiektywnym okiem. Książka zyskała w moich oczach, bo nie skupiała się tylko i wyłącznie na uczuciach bohaterów i ich romansie, ale prezentowała dużo więcej. Właściwie to uczucie między postaciami nie było głównym wątkiem. Schodziło ono w bok i niby było ważne, ale jednak coś zawsze stało przed nim. Na przód wysuwała się natomiast walka o miejsce w Białym Domu, dzięki czemu zyskałam nieco informacji o tym, jak wyglądają kampanie prezydenckie od „środka”. Autorka świetnie pokazała w swojej książce, że to nie jest praca tylko jednego człowieka, ale całego zespołu, który przeżywa wszystko jeszcze bardziej intensywnie niż sam kandydat. Bez swojej drużyny przyszły prezydent nie miałby szans zostać głową państwa. Ten aspekt książki jak można się domyślić, przypadł mi najbardziej do gustu i był miłym zaskoczeniem, gdyż spodziewałam się raczej gorącego romansu, a dostałam coś więcej.
W
książce widać wyraźnie motyw zakazanego uczucia. Jest on coraz częstszy we
współczesnej literaturze kobiecej i nie widzę w tym nic złego, bo jest wiele
jego zwolenniczek w tym ja. Jednak podoba mi się on tylko i wyłącznie, gdy ma sens.
Tutaj wydawał mi się nieco naciągany, jakby autorce bardzo na nim zależało, ale
nie do końca potrafiła go wyjaśnić. Konkretny powód, dla którego bohaterowie
nie mogą (a raczej w tym przypadku nie powinni) być razem, pojawia się dopiero
pod koniec. Początkowo bowiem miałam wrażenie, że postacie szukają dziury w
całym i posługują się wymówkami. Jednak gdy już dostałam przyczynę tego, że ta
dwójka nie może być razem, byłam niezadowolona. Niby powód był dobry i w sumie
zrozumiały, ale brakowało mi psychologicznego uwiarygodnienia go. Co prawda
autorka próbowała coś w tej kwestii zrobić, ale niezbyt jej to wyszło, a
szkoda, bo bardzo urzeczywistniłoby to książkę.
Za
egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Dobrze, że książka nie skupia się tylko na romansie, że nie jest to tutaj najważniejsze. Wątek kampanii prezydenckiej pewnie i mnie by zainteresował. Chętnie przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńJakoś...ja chyba sobie daruję. Mam przesyt takiej literatury kobiecej...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Trochę głupiutki początek powieści, niezbyt mnie zaintrygowała.
OdpowiedzUsuńSkoro chcesz przeczytać dalszą część, to już jest duży plus!
OdpowiedzUsuń