Tajemnice
ludzkiej psychiki zawsze wydawały się mi fascynujące. Ma ona bowiem ogromny wpływ
na nasze życie i odgrywa w nim olbrzymią rolę, mimo że często nie zdajemy sobie
z tego sprawy. Od lat naukowcy zgłębiają wiedzę na jej temat, szczególną uwagę
poświęcając przy tym jej chorobom. Niektórym dziwnym wydaje się fakt, że
psychika, czyli coś na dobrą sprawę niematerialnego, może chorować. To od lat
spędzało sen z powiek naukowcom i lekarzom. Był nawet moment, kiedy starali się
oni udowodnić, że zarówno ona jak i jej zaburzenia zlokalizowane są w mózgu i
wystarczy wyciąć jego niewielką część, by pozbyć się problemu. Jednak to nie
jedyne teorie dotyczące leczenia chorób psychicznych, a eksperymenty wykonywane
na ludziach, by dowieść ich słuszności przerażają.
Właśnie
tą tematykę w swojej powieści „Runa” postanowiła poruszyć Vera Buck. Autorka
osadziła akcje książki w XIX-wiecznym Paryżu, czyli w czasach, gdzie o ludzkiej
psychice niewiele wiedziano i dopiero co prowadzono przeróżne eksperymenty i
snuto teorie na temat leczenia psychicznie chory. Do jednego z najbardziej
znanych zakładów dla obłąkanych La Salpetriere w stolicy Francji trafia
niesamowite dziecko, które podważa wszystko, co do tej pory uważano za
skuteczne metody leczenia. Nie działa na nie hipnoza, izolacja, przymusowe
karmienie czy inne zabiegi, w dzisiejszych czasach uważane za dość drastyczne
czy wręcz brutalne. Nowa pacjentka wykazuje się apatią, brakiem apetytu oraz
chwilowymi napadami histerii. Dodatkowo jej oczy – jedno ze źrenicą wielkości
główki od szpilki, drugie ze źrenicą tak rozszerzoną, że prawie pokrywającą
tęczówkę – niejednego mogą przerazić.
Młody
student medycyny praktykujący w Salpetriere ponad wszystko pragnie zdobyć tytuł
doktora, jednak nie ma tematu, na który chciałby napisać swój doktorat. Kiedy
los postanawia postawić na jego drodze niesamowitą pacjentka, wysuwa dość
odważny pomysł. Pragnie zoperować mózg dziewczynki i wyciąć z niego część
odpowiedzialną za jej zły stan psychiczny. Jeśli mu się powiedzie – otrzyma
tytuł doktora, a pod jego pracą podpisze się znany na całym świecie dr. Charcot.
Uwielbiam
powieści, gdzie mowa o psychiatrii i zakładach do umysłowo chorych. Można się z
nich bardzo wiele dowiedzieć na temat tego, jak niegdyś wyglądało leczenie pacjentów
oraz jak ich traktowano. To naprawdę przerażające, do czego dopuszczano się na
podopiecznych, szczególnie tych, którzy nie mieli już rodziny ni przyjaciół i
praktycznie stawali się własnością kliniki. Co prawda powieść Buck nie można
traktować jako rozprawy naukowej czy czegoś w pełni wiarygodnego, co sama
autorka podkreśla w podziękowaniach. Jak pisze pisarka, wiele z postaci czy
miejsc ma swój pierwowzór w rzeczywistości, jednak to co działo się w klinice
ma wiele luk, które ta postanowiła wypełnić swoimi wyobrażeniami. Tak więc w
„Runie” prawda oraz fikcja literacka mieszają się ze sobą. Na podstawie innych
powieści oraz uzyskanych przeze mnie informacji na temat pierwszych zakładów
psychiatrycznych, jestem jednak w stanie stwierdzić, że obraz La Salpetiere
wykreowany przez Buck jest bardzo realistyczny. To całkiem możliwe, że
wszelakie opisane przez nią eksperymenty miały miejsce, nawet jeśli nie we
wspomnianej klinice to w innej. I to mnie przeraża, bo jak można traktować
drugiego człowieka jak królika doświadczalnego? Ludziom XXI-wieku trudno jest
to zrozumieć, bo żyjemy w czasach, gdzie zakazuje się nawet testów na
zwierzętach, a co dopiero na materiale ludzkim. Wtedy jednak to było normalne,
a lekarze czasami mogli wydawać się pozbawieni sumienia.
Realność
to jednak niejedyny plus tej książki. Powieść Very Buck podobała mi się pod
względem budowy jej fabuły, która była wielowątkowa. Początkowo czytelnik
poznaje różnych, niezwiązanych ze sobą bohaterów oraz staje się świadkiem
sytuacji, między którymi nie ma wspólnego mianownika. Wszystko toczy się
wielotorowo i dopiero później zaczyna się ze sobą splatać, aż tworzy logiczną
całość. Uwielbiam taką konstrukcję akcji, bo wprowadza do powieści nutkę
tajemniczości i zaciekawia czytelnika.
Do
kreacji bohaterów też nie mogę się doczepić. Poznajemy mnóstwo postaci, jednak
jednocześnie nie ma ich natłoku i każda w powieści odgrywa swoją rolę. Mamy też
możliwość obserwowania przemiany poglądów niektórych z nich, co niezmiernie mi
się podobało. Oczywiście nic tutaj nie dzieje się bez przyczyny i wszystko
zmienia się dopiero pod wpływem różnych wydarzeń czy poczynionych przez
bohaterów odkryć. Ponadto każda z postaci ma swoje życie i przeszłość, kieruje
się swoimi priorytetami czy też bierze za swój wzór kogoś, kogo filozofię
zgłębia i się jej trzyma. Vera Buck powołała więc do życia bardzo ciekawe
osobowości, które niekiedy potrafiły czytelnika zaintrygować.
Niemniej
czegoś mi w tej powieści brakowało. Miała wspaniałych bohaterów, świetnie
przemyślaną i zrealizowaną fabułę, ciekawe tło historyczne, ale nie posiadała
tego czegoś, co by mnie w nią wciągnęło i nie pozwoliło się od niej oderwać.
Owszem czytałam ją z przyjemnością, ale mimo wszystko spodziewałam się, że
bardziej mnie wciągnie w swoją treść. Pojawiły się takie momenty, gdzie
naprawdę wywoływała we mnie emocje i nie mogłam oderwać się od jej lektury, ale
było ich zdecydowanie za mało. Dodatkowo zakończenie zdawało mi się nijakie.
Niby dobre, ale bez fajerwerków, których się spodziewałam.
„Runa”
okazała się dobrą i w miarę ciekawą książką, której przeczytania zdecydowanie
nie żałuję. Może miałam co do niej zbyt wielkie oczekiwania i to dlatego nieco
mnie zawiodła. Nadal jednak sądzę, że warto ją przeczytać i zostaje mi mieć
nadzieje, że Was mimo wszystko ona porwie i zafascynuje bardziej niż mnie.