Strony

czwartek, 20 grudnia 2018

[86] "Skończona gra" - C.D.Reiss




Zazwyczaj nie sięgam po książki, gdzie główni bohaterowie są już po ślubie. Niemniej „Małżeńska gra” zainteresowała mnie na tyle, że postanowiłam zrobić dla niej wyjątek. Jej lektura bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, więc postanowiłam kontynuować swoją przygodę z tą serią i sięgnęłam po drugi, a zarazem ostatni, tom dylogii, czyli „Skończoną grę”.

Adam kochał Dianę, ale jej uczucie do niego wygasło. Teraz jednak ona zaczyna na powrót zakochiwać się w swoim mężu, on natomiast jest coraz bliżej odkochania się w żonie. Kobieta mimo wszystko nie poddaje się tak łatwo i postanawia zawalczyć o miłość swojego życia. Rozpoczyna własną grę, która może doprowadzić do katastrofy lub też na powrót złączyć ich życiowe drogi w jedną. Czy uda im się ocalić małżeństwo? A może to już jego definitywny koniec?

Większość erotyków wychodzących spod piór obecnych pisarzy niestety charakteryzuje się szablonowością, powtarzaniem utartych motywów, które do tej pory się sprzedawały. Niewiele jest autorów próbujących dać swoim powieściom coś od siebie i w jakiś sposób je urozmaicić. Sięgając po cykl „Małżeńska gra”, nie spodziewałam się fajerwerków. Reiss jednak postanowiła mnie zaskoczyć i dała mi naprawdę porządną książkę, która zawierała coś, czego nie miały do tej pory inne pozycje z tego gatunku. W „Skończonej grze” autorka również nie idzie dawno utartymi ścieżkami, ale wyznacza nowe. Przyjemnie było obserwować potyczki mniej lub bardziej dyskretne między Adamem i Dianą. Ponadto w powieści nie skupiono się tylko i wyłącznie na romansie między bohaterami. Owszem, to jest główny wątek, ale poza nim można odnaleźć też motyw poznawania siebie samego na nowo. Dzięki grze Adama jego żona zaczęła odkrywać swoją prawdziwą naturę i nauczyła się akceptować swoje upodobania. To nie tak, że nagle postanowiła zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, bo autorce było to na rękę. Już w pierwszej części była mowa o tym, a druga jedynie to poszerzyła i nadała temu większego sensu. To wpływa na realizm historii, który jest cechą książki, na którą zwracam szczególną uwagę. Tutaj on jest zachowany, dzięki czemu powieść zyskuje u mnie ogromnego plusa.


Często bywa tak, że autorzy erotyków piszą co najmniej trylogie, a najczęściej całe serie poświęcone tym samym lub różnym bohaterom. Reiss postanowiła nie ulec modzie i stworzyła dylogię, co wyszło jej zdecydowanie na dobre. Uniknęła dzięki temu rozwlekania fabuły, które zazwyczaj sprawia, że powieść jest o niczym i przynudza. Można więc powiedzieć, że autorka wie, kiedy skończyć, co jest jak dla mnie kolejnym ogromnym plusem całej serii.

Obiło mi się o uszy, że niektórzy nie chcą sięgać po te książki z obawy, że jest to kolejny Grey. Owszem, tematyka dosyć zbliżona, bo mówi o uległości i dominacji, ale prócz tego jednego szczegółu powieści te nie mają ze sobą nic wspólnego. „Małżeńska gra” i „Skończona gra” napisane są ze smakiem i cechują się sensowną fabułą, przyjemnym i poprawnym językiem oraz dobrym stylem. Posiadają więc cechy, których książkom z serii „Pięćdziesiąt twarzy Grey’a” brakuje. 
Jeśli czytaliście „Małżeńską grę”, to jak najbardziej zachęcam Was do kontynuowania swojej przygody z twórczością C.D. Reiss i sięgnięcie po „Skończoną grę”. Natomiast jeśli jeszcze nie znacie tego cyklu, a lubicie dobrze napisane erotyki, to proponuję zaopatrzyć się w kubek gorącej czekolady, kocyk oraz wspomniane bestsellery i schować się z tym wszystkim w łóżku i czytać.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Taniej Książce.

6 komentarzy:

  1. Ta książka czeka już na mnie na półce, niedługo się za nią zabieram :D Ciekawe jakie będą moje spostrzeżenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie... ja sobie to jednak odpuszczę. Może kiedyś wrócę do tej tematyki!
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przepadam za takimi powieściami.

    OdpowiedzUsuń