Strony

piątek, 22 maja 2020

[213][PRZEDPREMIEROWO] "Kolacja z Tiffanym" - Agnieszka Lingas-Łoniewska




Ostatnio postanowiłam poszerzać swoje horyzonty czytelnicze i zdecydowałam się sięgnąć po coś, co zazwyczaj omijam. Mianowicie tym razem mój wybór padł na komedię romantyczną. Mowa tu o najnowszej powieści polskiej autorki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej – „Kolacji z Tiffanym”. Czy książka okazała się miłą odmianą od tego, co zazwyczaj czytam? A może w ogóle nie wpasowała się w mój gust literacki?

Natalia jest dwudziestosiedmioletnią kobietą, która ma niesamowite szczęście do pakowania się w kłopoty. Przez słaby wzrok i niechęć do okularów, bardzo często zdarzają się jej niecodzienne wpadki i potknięcia, czym rozbawia swoich znajomych. Przykładowo pewnego dnia wybrała się na rozmowę o pracę i przez przypadek pomyliła firmy. Zamiast do biura sieciówki kawiarnianej trafia do Granicki Holding, gdzie poznaje bardzo przystojnego właściciela firmy. Oczywiście Natalia nie byłaby sobą, gdyby nie spowodowała jakiejś drobnej katastrofy. Ewentualnie kilku.

„Kolacja z Tiffanym” to powieść, która przede wszystkim bawi. Główna bohaterka potrafi rozbawić do łez swoimi wpadkami zarówno pozostałe postacie jak i czytelników. Niektóre z tych zdarzeń były naprawdę absurdalne, co powinno mi przeszkadzać, bo nie lubię wyolbrzymionych czy mało realnych sytuacji, ale tym razem w ogóle mi nie zawadzało. Wręcz przeciwnie, czekałam na kolejne niecodzienne przygody Natalii, która prawdopodobnie potrafiłaby zrobić sobie krzywdę nawet gąbką.

Podobała mi się także naturalność bohaterów. Poznając ich historię, miałam wrażenie, że słucham relacji prawdziwych osób. Autorka posługuje się bowiem dość kolokwialnym i swobodnym językiem, czym wprowadza lekką, przyjemną atmosferę. Ponadto dialogi między postaciami i opisy różnych rzeczy nie zostały wymuskane w każdym calu. Bohaterowie rozmawiają ze sobą tak, jak ludzie porozumiewają się w normalnym życiu. Opowiadają o wydarzeniach i otaczających ich rzeczach, jak osoby relacjonujące swoje perypetie przyjaciołom. Bardzo mi się to podobało.

Co więcej również relacja między bohaterami należała do prawdziwych i nie została brutalnie wepchnięta w schemat. Postacie poznają się stopniowo i coraz bardziej ich do siebie ciągnie. Żadna z nich nie szuka niepotrzebnych wymówek czy też nie tworzy sobie wyimaginowanych problemów, by uniknąć związku. Ponadto nie ma tutaj męczących lamentów o złamanym sercu czy zranionych uczuciach. Bohaterowie napotykają różne problemy, ale nie wyolbrzymiają ich, lecz starają się je rozwiązywać. Sama ich kreacja również jest bardzo ciekawa i nieszablonowa. Maciek nie należy do playboyów i pewnych siebie zarozumialców. Autorka nie robi z niego drania skrywającego w sobie dobre serce, który nie chce się wiązać i nienawidzi zobowiązań. Co prawda mężczyzna do tej pory raczej unikał zaangażowania i skupiał się na pracy, ale gdy poznaje Natalię nie szuka sztucznych problemów tylko działa. Natomiast kobieta to chodząca katastrofa, jednak w pozytywnym znaczeniu. W niczym nie przypomina irytujących i płaczliwych panienek, których ostatnio pełno w literaturze kobiecej.

Mamy tu też wątek mafii, który króluje obecnie w tego typu powieściach. Jednak i do niego pisarka podeszła dość oryginalnie. Mężczyzna nie jest bowiem żadnym ojcem chrzestnym. Jest co prawda powiązany z bardzo niebezpieczną organizacją, jednak w zupełnie inny sposób, niż można by się było tego spodziewać. Nie chciałabym za wiele zdradzać w tej kwestii, więc dodam tylko, że bardzo ciekawie zostało to wszystko zaprezentowane.

Jak już wcześniej wspomniałam, w fabule znajdziemy kilka absurdów, które dodają jej humoru i stają się bardziej plusem niż minusem całej historii. Jeden jednak burzył idealny obraz i wyróżniał się niestety negatywnie spośród pozostałych. Tyczył się on intrygi uknutej w powieści. Mianowicie zupełnie nie rozumiem, jakim cudem Natalia tak późno odkryła tożsamość Tiffanego. Dziwi mnie to, że nie skojarzyła go po głosie czy oczach, którymi się tak zachwycała za każdym razem, gdy widziała mężczyznę.

Powieść stanowiła miłą odmianę i mimo że nie należała do gatunku, po który często sięgam, bardzo mi się podobała. „Kolacja z Tiffanym” to lekka, zabawna książka na jeden lub dwa wieczory, mająca na celu poprawienie humoru czytelnikowi i zrelaksowanie go po całym dniu. Cieszę się, że po nią sięgnęłam i na pewno nie zakończę na niej przygody z twórczością autorki. 

Za książkę dziękuję Burda Książka.

Sara

PREMIERA: 03.06.20r.


18 komentarzy:

  1. Szybko przeczytałem. Lubię "takie klimaty". Zapraszam Cię na swego bloga - nie tylko Imperium Lektur, ale także na Księgę Nocy. Piszę od dłuższego czasu opowieść o Danieli Werowskiej, która właśnie przechodzi różne perypetie. Ślę serdeczności znad kubka kawy Anatol :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie na pewno interesuję humor, który do mnie trafia jeśli chodzi o tę autorkę. Mam w planach tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że autorka jest kreatywna :_) Cenie sobie oryginalność.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam zamiar poznać powieści autorki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię książki o takiej tematyce :D Z twórczością tej autorki dotąd się nie spotkałam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ się cieszę, że trafiłam na tę recenzję! Uwielbiam twórczość Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i widząc zapowiedzi tej powieści aż byłam ciekawa co w trawie piszczy! :)
    Widzę, że jest jednak po co sięgać i cieszę się, że tak Ci przypadła do gustu. Upewniłaś mnie, że warto dodać ją do koszyka. A jeżeli taki humor Ci przypadł, to „W szpilkach od Manolo” też jest genialne!

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię takie komedie romantyczne, w szczególności jeśli są fajnie napisane. Zdecydowanie ta powieść może mi się spodobać więc zapisuje sobie tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju historie miłosne, ale jeśli chodzi o komedie romantyczne, to w większości przypadków doznawałam rozczarowania. Widocznie ten gatunek literacki jakoś mi nie podchodzi. Może coś nie tak z moim poczuciem humoru. Ale za to lubię, kiedy autorka łączy w swoich powieściach romans, dramat i sensację.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo rzadko sięgam po podobne książki. Nie do końca jest to mój typ, ale czasami trzeba przeczytać coś luźniejszego, dla odstresowania i "odmóżdżenia". Wtedy ta książka może okazać się w sam raz. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Lekka, zabawna powieść z romantycznym wątkiem - coś w sam raz dla mnie na wieczorną lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz, w tego typu opowieściach, najbardziej banalne fakty są ostatnim, czego domyślają się główni bohaterowie;) Przyznam, że autorki kompletnie nie znam, ale czas pandemii to chwile w których częściej sięgam po literaturę lżejszą. Tytuł więc zapisuję, mam nadzieję, że jest na legimi:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Właśnie do mnie dotarła, więc zabieram się za lekturę i zobaczę co w niej tkwi :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dawno już nie ściągałam po twórczość tej autorki, więc chętnie do niej wrócę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  14. Może tez siegne po tzw. Nie moje klimaty

    OdpowiedzUsuń
  15. Od jakiegoś czasu już sam tytuł, przywodzący na myśl "Śniadanie u Tiffany'ego" był według mnie bardzo zachęcający, ale po Twojej recenzji tym bardziej utwierdzona jestem w przekonaniu, że chcę się zapoznać z tą pozycją. Głowna bohaterka kogoś mi przypomina, a bardzo ciekawa jestem i rodzącego się na kartach powieści uczucia i sposobu przedstawienia go :) Pozdrawiam! włóczykijka z Imponderabiliów literackich

    OdpowiedzUsuń
  16. Czasem właśnie takie nuty opowieści pozwalają się zresetować, nabrać dystansu do trosk codzienności. :)

    OdpowiedzUsuń